24 lutego 2013

"Królewski wygnaniec" Fiona McIntosh

Ze wschodu nadciągnęła barbarzyńska horda prowadzona przez wodza Loethara… niczym bezlitosna plaga rozlała się po wszystkich królestwach, siejąc zniszczenie pośród tych, którzy niegdyś z niej kpili.
Do zdobycia pozostała już tylko jedna kraina. Najbogatsze i najpotężniejsze królestwo Koalicji Denova – Penraven. Władcy z rodu Valisarów stają w obliczu pewnej śmierci, tyran Loethar pożąda bowiem tego, czym władają tylko oni: legendarnego Uroku Valisarów, daru przekonywania, któremu nie można się oprzeć.
Z pomocą jednego żołnierza królewski syn – ostatnia nadzieja oblężonego miasta – umyka wrogowi. Od teraz przyszłość Penraven spoczywa na barkach tego młodego Valisara, musi on jednak przetrwać wśród bestialstwa i zdrady, by rozwikłać tajemnicę swego dziedzictwa.”


Barbarzyńcy prowadzeni przez Loethara podbijają kolejne królestwa Koalicji, by ostatecznie dotrzeć do Penraven. To tam na tronie zasiadają Valisarowie – potężny ród obdarzony magicznym darem przekonywania, którego Loethar pragnie ponad wszystko. Nikt jednak do końca nie wie, jak owa magiczna moc się objawia i kto w królewskiej rodzinie ją posiada. Jednak w obliczu nadciągającej śmierci spojrzenia wszystkich poddanych kierują się na młodego, dwunastoletniego następcę tronu, który jest nie tylko nadzieją dla królestwa, ale i gwarancją bezpieczeństwa mocy Valisarów. Król postanawia za wszelką cenę ocalić syna. Cena jednak będzie bardzo wysoka, a barbarzyński najeźdźca nie spocznie, nim nie dostanie tego, czego pragnie...

Królewski wygnaniec Fiony McIntosh to pierwsza część Trylogii Valisarów, powieści napisanej z niezwykłym rozmachem i odwagą. Przyznam, że nie wahałam się przed sięgnięciem po tę książkę – nie tylko dlatego, że autorka jest cenioną pisarką, ale także dla wydania, które – co tu ukrywać – jest bardzo eleganckie. Oprawa książki bowiem – prosta, skromna i niezwykle dopracowana – przyciąga spojrzenie czytelnika i nakłania do sięgnięcia po lekturę. I tak też uczyniłam.

Narrator wszechwiedzący rozpoczyna opowieść od sceny bitwy, która od pierwszej strony uświadamia odbiorcy, że mamy do czynienia z niezwykle brutalną i odważną historią o świecie, w którym krew i śmierć jest codziennością. Autorka nie boi się pokazać makabry i okropieństw wojny. Ludzie giną, trwa polityczna rozgrywka, a w centrum tego wszystkiego stoi młody Leo – następca tronu Valisarów i główny bohater powieści. Akcja gna jak szalona, bowiem od samego początku zdajemy sobie sprawę z tego, że to nie będzie łatwa lektura – temat na to nie pozwala. I muszę przyznać, że to największy atut tej książki – właśnie owe okrucieństwo i pewna lubość autorki w pokazywaniu koszmarnych scen, od których włoski stają dęba. Tym bardziej, że język jest tak sugestywny, iż czytelnik bez najmniejszego problemu potrafi wyobrazić sobie ze szczegółami obraz mordowanego człowieka.

Z drugiej strony nie mogę nie wspomnieć, że książka ma też swoje mankamenty i niestety są one dosyć znaczące. Pierwszym i najważniejszym jest okropnie skonstruowany prolog – choć otrzymujemy na pierwszy rzut scenę walki, to jednak dominującym elementem jest dialog dwóch bohaterów, którzy – poprzez ową rozmowę – wyjaśniają czytelnikowi, w jakich okolicznościach się znaleźli. Przez tę opowieść w dialogu można mieć wrażenie, że cała sytuacja jest dosyć groteskowa – oto trwa zażarta walka, w której giną ludzie, a dwóch miłych panów z paradoksalnym spokojem omawia wszystkie fakty dotyczące barbarzyńskiego najeźdźcy. Prolog powinien wciągnąć czytelnika w wir wydarzeń, a nie sprawiać, że ziewamy ze znudzenia, albo – wręcz przeciwnie – zachodzimy w głowę, o co tak naprawdę chodzi, wszak mnogość faktów jest trudna to przyswojenia w tak niewielkim fragmencie, jak prolog. Wydaje mi się, że autorka mogła na początku książki dodać wprowadzenie (może w formie zapisków albo raportu z królewskiego posiedzenia?), w którym wyjaśniłaby wszelkie istotne fakty bez zbędnego zanudzania czytelnika w zasadzie niedorzecznym dialogiem na polu bitwy.

A druga moja uwaga będzie dotyczyła samych dialogów. Choć do języka, jakim posługuje się narrator, nie mam żadnych zastrzeżeń, bowiem jest barwny i obrazowy, o tyle dialogi całkowicie mnie irytowały. Po co ta pompatyczność, dlaczego tyle w tych rozmowach patosu?! Oczywiście, że rozmowa z królem będzie miała całkowicie inny charakter, niż rozmowa z chłopem ze wsi, ale teatralność pewnych kwestii mnie wręcz rozbawiała! Absolutnie zabrakło tutaj realizmu. Podobnie jak i nie mogłam znaleźć jakichkolwiek cech wyróżniających bohaterów (które mogłyby być zaakcentowane chociażby sposobem wypowiedzi każdej postaci) – a to w moim odczuciu bardzo obniża ostateczną ocenę powieści.

Królewski wygnaniec tak naprawdę jest książką dla entuzjastów gatunku oraz fanów autorki. I choć historia ma swoje mankamenty, to niewątpliwie znajdą się osoby, których zachwyci świat wykreowany przez Fionę. Warto pamiętać, że książka jest dosyć krwawa, więc będzie to lektura odpowiednia zarówno dla pań, jak i panów. Niestety osobiście stwierdzam, że nie dostałam dokładnie tego, czego oczekiwałam (i co obiecywała mi delikatna okładka). Mimo to czasu spędzonego z tą lekturą nie uważam za stracony – tym bardziej, że to było moje pierwsze spotkanie z twórczością Fiony, której nazwisko intrygowało mnie od dawna. Daję ocenę 4-/6 i mam nadzieję, że kontynuacja Trylogii Valisarów będzie lepsza albo równa części pierwszej.

Original: Royal Exile (The Valisar Trilogy #1)
Wydawca: Galeria Książki
Data wydania: 20.02.2013
Ilość stron: 576
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Galeria Książki.

14 komentarzy:

  1. Ja także rozglądałam się za książkami tej autorki, ale doszłam do wniosku, że chyba jednak sobie odpuszczę ich lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna recenzja. Myślę, że będzie mi przeszkadzać ta patetyczność, chociaż książka mnie zainteresowała. Sama nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny tekst. Ale znowu trylogia:) Jednak tym razem tematyka nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam mieszane uczucia wobec książek tej autorki - z jednej strony chciałabym po nie sięgnąć, ale z drugiej... No i ten patos nieco mnie odrzuca. Jeszcze się nad nimi zastanowię. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli natrafię na " Królewskiego wygnańca" w bibliotece to przeczytam. Tak z czystej ciekawości. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam autorki ale po takiej recenzji muszę to zmienić;) Ciekawie się książka zapowiada...

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm, ja również autorki nie znam, ale te krwawe i brutalne bitwy mnie bardzo... przyciagają i zachęcają do sięgnięcia po książkę. Dopiszę do listy...

    OdpowiedzUsuń
  8. Może kiedyś się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo interesująca książka, zaintrygowała mnie bardzo :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piszesz naprawdę fantastyczne recenzje. Co do samej książki, to niestety nie zainteresowała mnie ona swą tematyką aż tak bardzo, jakbym chciała, dlatego tym razem jednak spasuje, ale może kiedyś po nią sięgnę? Czas pokaże.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mało realistyczne książki mnie wprost odrzucają, dlatego tę sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  12. słyszałam o niej wiele dobrego, ale jakoś nie mam specjalnie ochoty. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Z jednej strony mam wielką chęć przeczytania tej książki, jednak z drugiej nieco odrzucają mnie pełne patosu dialogi. Jeszcze się zastanowię nad sięgnięciem po tę powieść :)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog tworzę dla Was i każdy Wasz komentarz to dla mnie motywacja do dalszego pisania. Dziękuję, że jesteście tu ze mną! :)