01 grudnia 2015

Początki przygody z czytaniem – jak to naprawdę było?

Martyna z bloga Partyzantka zapytała mnie kilka dni temu, czy chciałabym podzielić się swoją historią o początkach przygody z czytaniem. Pomyślałam, że to całkiem fajny pomysł i tak oto powstał ten wpis. Zapraszam Was do poznania mojej historii :)

Jak to się zaczęło? Próżno szukać w moich dziecięcych latach miłości do książek. Od małego wolałam rysować albo bawić się lalkami, książki nigdy nie były mi po drodze. Kiedy w trzeciej klasie szkoły podstawowej nauczycielka zadała nam pracę domową polegającą na streszczeniu ulubionej baśni, byłam w totalnej kropce. Wybrałam Dziewczynkę z zapałkami Andersena (bo  to najkrótsza baśń), ale nie byłam w stanie jej streścić, choć tak naprawdę historia mieści się na dwóch stronach książki. Moi rodzice – w ramach szkolenia – zarządzili więc, abym czytała tę baśń wciąż od nowa tak długo, aż w końcu będę ją znała na pamięć i wtedy napiszę streszczenie. I wiecie co? Udało się! Nie zmieniło to jednak mojego nastawienia do czytania. Przez podstawówkę jedynymi "książkami", po jakie sięgałam, były mangi. Nie przeczytałam żadnej lektury (poza Anarukiem, chłopcem z Grenlandii i wspomnianą Dziewczynką z zapałkami), nie wypożyczałam książek z biblioteki. Wolałam oglądać Czarodziejkę z księżyca ;)

Nadeszły czasy gimnazjum, dostałam się do plastyka i... to był przełom w moim życiu. Trafiłam do klasy, w której poznałam grupę maniaków fantastyki (wśród nowych znajomych znalazł się kumpel, który uwielbia Tolkiena i wciąż na nowo czytał jego trylogię Władcy Pierścieni). A poza tym moja koleżanka z ławki była fanką Sagi o Ludziach Lodu

Początków mojej przygody z czytaniem mogę więc upatrywać w 29. tomie Sagi o Ludziach Lodu. Książka trafiła w moje ręce, kiedy byłam chora i musiałam leżeć w łóżku przez kilka dni. Wspomniana wyżej koleżanka przyszła do mnie w odwiedziny, przynosząc mi jedną ze swoich ulubionych lektur. Powiedziała, że ta część powinna mi się spodobać. Nie myliła się. ZAKOCHAŁAM SIĘ w SoLL i zaraz po tym, jak wyzdrowiałam, zaczęłam pożyczać inne części serii – w niedługim czasie połknęłam wszystkie 47 tomów sagi autorstwa Margit Sandemo i wciąż chciałam więcej. Nagle okazało się, że czytanie to wspaniała zabawa – zaczęłam częściej bywać w bibliotece w dziale książek fantasy i młodzieżowych. Tak poznałam Kristen Britain, Andre Norton, C.J. Cherryh, J.R.R. Tolkiena, Stephena R. Lawheada, Particię A. McKillip… Zachwyciłam się! A kiedy uzbierałam trochę pieniędzy, pobiegłam do antykwariatu i kupiłam prawie wszystkie części Sagi o Ludziach Lodu. Tak więc zaczęłam kolekcjonować książki, kompletować serie, wypożyczać coraz więcej fantastyki od znajomych, spotykać się z kolegami na sesje RPG. Później przyszedł czas na romanse historyczne i klasykę, niemniej fantastyka zawsze była mi najbliższa. 

Mimo mojej miłości do czytania, przeczytałam zaledwie kilka lektur szkolnych – poza wspomnianym wcześniej Anarukiem i baśniami Andersena, poznałam Romea i Julię, Dzieje Tristana i Izoldy oraz Konrada Wallenroda. Nie przeszkodziło mi to jednak zdać maturę z języka polskiego na 100%, mówiąc o książkach, których nigdy nie przeczytałam :) Wystarczyło, że słuchałam uważnie wszystkiego, co mówi nauczyciel na lekcjach. Zawsze łatwo zapamiętywałam to, co usłyszę – z historii ciągle leciałam na piątkach tylko dlatego, że byłam na wszystkich zajęciach i po prostu słuchałam. Wkuwanie dat? Phi! Uczyłam się ich jak rymowanek. Być może dlatego ostatecznie wylądowałam na wydziale historycznym i skończyłam historię sztuki. To mi chyba było po prostu pisane ;)

Uff. Dotrwaliście do końca? Mnie by się chyba nie chciało tego czytać :P Jak widzicie, początek mojej przygody z książkami nie jest szczególny, jednak niesie ze sobą morał, z którego jestem dumna. Mianowicie czasem naprawdę niepozorna lektura (tutaj Saga o Ludziach Lodu) może obudzić w odbiorcy głód historii. Nie potrzeba do tego wielkich mistrzów, wiekopomnych dzieł czy wychwalanych przez krytyków powieści, aby zachęcić kogoś do czytania. Jestem tego najlepszym przykładem :)

Na koniec moja ulubiona piosenka o... czytaniu! ;)

26 komentarzy:

  1. Jaki fajny wpis! Nie wiedziałam, że czytałaś mangi! :D Która z "Czarodziejek" była ulubiona? Widziałaś nową wersję anime dla Sailor Moon? W dodatku jaka fajna koleżanka z ławki, która przychodzi nie tylko z tym "co było zadane", ale także z książkami! (Chciała Cię przeciągnąć na swoja stronę, żebyś też zakochała się w jej ulubionej serii)
    Ja także ze znajomymi spotykałam się na takie mini sesję RPG! Ileż ja o Tobie jeszcze nie wiedziałam!
    Jeśli zaś chodzi o mnie i o lektury - to przeczytałam wszystkie w całości (z wyjątkiem jednej). Zbyt bardzo irytowałaby mnie, że nie wiem, o czym mówią nauczyciele... Zbyt bardzo bym się stresowała, nie znając lektury (ten jeden raz z nieprzeczytaną lekturą - już w LO - mi to tylko potwierdził). Mimo tego jakie by te lektury jednak nie były, to w każdej z nich znalazłam coś wartościowego dla siebie.
    Świetny wpis! Czekam na więcej! Oczywiście recenzji też!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *bardzo irytowałaby mnie (myśl), że... :D

      Usuń
    2. Ja zawsze uwielbiałam tytułową czarodziejkę i trochę czarodziejkę z Marsa. Nie widziałam tej nowej wersji Sailor Moon, może kiedyś ją zobaczę, choć dziś już mnie tak do japońszczyzny nie ciągnie :)
      A RPGi uwielbiałam, graliśmy w Śródziemie, Wiedźmina i Dungeons and Dragons :D W sumie gimnazjum plastyczne to były moje najlepsze lata szkolne :D

      Usuń
  2. Cieszę się, że napisałaś tego posta. Nie wiem, czemu uznałaś, że nie chciałoby Ci się go czytać. :P
    Saga o Ludziach Lodu - jak ja ją uwielbiam! Uważam, że najgorsze, co można jej zrobić, to zestawić ją z tanimi Harlequinami. Przeczytałam 42 tomy jak na razie, ale zamierzam do niej wrócić i przeczytać od deski do deski. To jeden z tytułów, który wspominam najmilej i mam do niej ogromny sentyment. :) Wypożyczyłam 29 tomów z biblioteki w gimnazjum tuż przed wakacjami - znajomi z klasy dziwnie na mnie patrzyli, jak chodziłam po szkole z dwoma reklamówkami pełnymi książek. :p Resztę wypożyczałam z biblioteki miejskiej. Kurczę, aż zatęskniłam za tą serią. :)

    Uwielbiam fantastykę tak samo jak Ty, chociaż nie poznałam jej jeszcze w satysfakcjonującym stopniu - baaardzo długo nie znosiłam tego gatunku! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, wydał mi się strasznie długi ten wpis :D Ale cieszę się, że go napisałam i bardzo Ci dziękuję za zaproszenie do napisania o swoich czytelniczych początkach. W sumie fajnie było powspominać :)
      Rzeczywiście zawsze mnie irytowało, że na SoLL mówiono, że to harlequiny. Dla mnie to jedna z lepszych serii - może nie wszystkie części są super, ale jako całość wypada świetnie :D

      Usuń
  3. SoLL! <3
    Żadne inne książki tak mnie nie odrywały od rzeczywistości! Uwielbiam, czytałam całość kilkakrotnie i nawet zrobiłam drzewo genealogiczne LL na pół pokoju :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, no to prawdziwa fanka! Ja poza SoLL uwielbiam też Sagę o Królestwie Światła, Czarnoksięźnik już mi się tak nie podobał.

      Usuń
  4. U mnie zaczęło się w pierwszej klasie gimnazjum również po fantastyce :) Tym razem była to książka "Dary Anioła. Miasto Kości" Pozdrawiam serdecznie!
    www.oczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w gimnazjum byłam 15 lat temu, więc niestety wtedy jeszcze nie było książek Clare. Ale domyślam się, że zachwyciłabym się nią od razu, bo pierwsze trzy tomy są świetne :)

      Usuń
  5. Ja generalnie czytałam lektury, ale z takim bólem, że chyba lepiej byłoby gdybym tego nie robiła ;) A Czarodziejkę z księżyca kocham do dziś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego ja wolałam się do tego nie zmuszać - nie lubię czytać na siłę, tak samo, jak nie lubię malować na zawołanie. Może dlatego nie mam papierka, że jestem plastykiem - przerwałam naukę w plastyku po 3 latach i poszłam do ogólniaka.

      Usuń
  6. Świetna historia. :) Zaryzykuję stwierdzenie, że żeby zakochać się w książkach, trzeba trafić na lekką książkę, która uświadomi, jaka to frajda. :)
    Ja też uwielbiałam Czarodziejkę z księżyca. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, łatwiej się przyswaja takie lektury i łatwiej je polubić :) Choć niektórzy będą innego zdania, wszystko zależy od gustu.

      Usuń
  7. A ja dopiero jakieś 5-6 lat temu zapałałam miłością do książek (dzięki serii ''Zmierzch''). Wcześniej to były tylko przelotne romanse :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, u mnie to już będzie 15 lat (zaczęłam SoLL w wieku 13). Aż dziw, że ten czas tak szybko leci! :D

      Usuń
  8. Przeczytałam i żyję :D Uwielbiam, gdy w naszych historiach wykazuje się to, że coś małego może zmienić nasz pogląd, tym razem w czytaniu książek. Ja książki kochałam od małego - zasługa babci bibliotekarki ;) Ale różnie nam było przez te lata, raz lepiej, raz gorzej. Teraz jest lepiej i oby te lepiej trwało jak najdłużej, Tobie też tego życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cieszę się, że to przeżyłaś :D
      Moja babcia też uwielbiała książki - połykała trzy lektury w tydzień, w pewnym momencie nie miałam jej już co wypożyczać z osiedlowej biblioteki :D

      Usuń
  9. Ja za to od małego byłam pożeraczem książek. Jak tylko nauczyłam się sklejać literki to ciągle naciągałam rodziców na książeczki dla dzieci, które potrafiłam czytać kilka razy pod rząd bo sprawiało mi to wielką frajdę. Gdy czytanie weszło mi już w krew to pod odstrzał poszły wszystkie książki ze szkolnej biblioteki. Nawet wygrałam konkurs na największego mola książkowego w całej podstawówce! :D Książki towarzyszyły mi od zawsze, czasem mniej, czasem więcej, ale są miłością od najmłodszych lat.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, każdy zaczyna tę przygodę inaczej :) Ja nie żałuję, że nie czytałam od małego - na wszystko w życiu jest czas. Zamiast czytania - malowałam :)

      Usuń
  10. Nie spodziewałabym się tego, że książki nie towarzyszyły Ci od zawsze. Zaskoczyłaś mnie. Fajnie, że odkryłaś przed nami kawałek siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też by to pewnie zaskoczyło :) Ale kiedyś wolałam malować i oglądać anime ;)

      Usuń
  11. Jaki fajny wpis!Bardzo się wzruszyłam podczas jego czytania.Mam nadzieję,że będzie się pojawiać tutaj więcej tego typu postów :3 Ja swoją przygodę z czytaniem zaczęłam od książki,,Wampirek". Teraz bardzo trudno jest mi wyobrazić sobie swoje życie bez książek i wizyt w księgarni:3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę moj wpis jest wzruszający? Yay! Cieszę się ogromnie i bardzo Ci dziękuję :)

      Usuń
  12. Ale super wpis! Ale o rany! Metoda rodziców, żeby do zrzygania czytać jedno opowiadanie wydaje się przerażająca. Chyba bym miała traumę na całe życie po takiej przygodzie z czytaniem. :D Saga o Ludziach Lodu – super! Jak ja ją uwielbiam!!
    Ja jako dziecko bardzo lubiłam książki, miałam swoje ulubione, które znałam na pamięć, najbardziej lubiłam jak rodzice albo babcia czytali mi na głos. W szkole poznałam lektury i nagle czytanie przestało być dla mnie przyjemnością, też ich nie czytałam, w ogóle czytałam wtedy mało ograniczając się do tego, co czytali mi inni. Zaraz po premierze tata przeczytał mi Harry’ego Pottera i wtedy to był już zupełnie koniec. Książka, która u wszystkich działała jako zachęta do czytania, u mnie zadziałała na odwrót. To było tak dobre, tak ciekawe, wciągające i idealne, że żadna książka nie wydawała mi się już godna mojego czasu, wszystko było nudne i głupie. Długo nie czytałam nic innego, tylko Herry’ego na okrągło. Wreszcie skusiłam się na lekturę, babcia mi ją czytała: „W pustyni i w puszczy”. To znowu bardzo mi się spodobało i zrozumiałam, że dobrych książek jest dużo i że trzeba ich szukać. Od tej pory czytałam bardzo dużo i tak zostało mi do dziś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście metoda przerażająca, ale bardzo skuteczna. Tak się nauczyłam pisać :D
      Ja Pottera poznałam dopiero w liceum za namową koleżanki, która pożyczała mi książki. Natomiast gimnazjum upłynęło mi na czytaniu Tolkiena, Sandemo i całej gromady autorów fantasy :)

      Usuń
  13. Oo! Jaki wspaniały pomysł na wpis! :) I wspaniała historia! Nie ważne kiedy, ważne że zaczęło się to czytanie, bo wiem, że niektórzy pozostają nie-czytelnikami przez całe życie. Choć i tak najgorsi są ci ignorancji, którzy oceniają literaturę jako "nudną", tylko dlatego, że nie zdołali skończyć "Krzyżaków" czy innej, równie nudnej lektury. :/
    A odnośnie Sagi o ludziach Lodu - nigdy nie czytałam, choć słyszałam o niej dużo razy. W domu mam pierwszą część - ktoś kiedyś zostawił ją w sanatorium, gdzie pracowałam we wakacje jako pokojówka, a że nikt się nie zgłosił, postanowiłam przygarnąć. :)
    Na pewno teraz jestem bardziej zachęcona, żeby ją przeczytać. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Ten blog tworzę dla Was i każdy Wasz komentarz to dla mnie motywacja do dalszego pisania. Dziękuję, że jesteście tu ze mną! :)