31 grudnia 2017

Podsumowanie roku 2017

W zeszłym roku nie napisałam podsumowania. Bo w sumie co miałabym podsumować, skoro przez osiem miesięcy zmagałam się z kryzysem czytelniczym i przeczytałam tyle książek, co kot napłakał. W tym roku kryzys na szczęście do mnie nie zawitał, ale lista przeczytanych lektur nie jest specjalnie imponująca. Na blogu pojawiło się trzydzieści jeden recenzji książek, ale przeczytanych wszystkich egzemplarzy będzie około czterdziestu. Słabo, no nie? Może za rok będzie lepiej ;)

Muszę przyznać, że w tym roku miałam okazję poznać wiele cudownych lektur. Może wynika to z faktu, że bardzo ostrożnie dobieram książki, wszak mam tak mało czasu na czytanie, że szkoda mi go marnować na byle co. Jeśli jakaś lektura mnie nie przekonuje, od razu ją odkładam na bok i sięgam po kolejną – nie będę traciła ani chwili na pierdoły. Dzięki temu w moje ręce trafiły takie perełki, jak Bez serca czy Dwór Mgieł i Furii (ostatniej części serii Maas wciąż nie przeczytałam!). Miałam okazję poznać fenomenalną Moją Lady Jane, przesłodką Małą księgarnię samotnych serc, a także wzruszające Listy do Utraconej. To naprawdę jedne z tym premier mijającego roku, które zapamiętam na długo! Niemniej nadszedł czas, by powiedzieć Wam, jaka książka w tym roku nieodwracalnie zdobyła moje serce. Oczywiście mówię o książce wydanej w 2017. No cóż, nie urywam, że nie miałam z wyborem specjalnego problemu i pewnie wielu z Was przyzna, że się tego spodziewało. To książka, po której miałam takiego kaca, że nie mogłam spać. Książka, której bohaterów pokochałam całym sercem. Książka, do której nie jestem w stanie napisać recenzji, bo nie da się słowami ogarnąć tego, co czuję. Książka, która już zawsze będzie u mnie na zaszczytnej półce z najwspanialszymi lekturami. Moi kochani Czytelnicy, ogłaszam, że książką roku 2017 według Tirindeth's zostaje…
.
.
.

Królestwo Kanciarzy!



Pokochałam tę opowieść od pierwszej strony. Bałam się, że po fenomenalnej Szóstce Wron autorka nie poradzi sobie z kontynuacją i zawiedzie mnie okrutnie. Niepotrzebnie. Królestwo Kanciarzy okazało się dokładnie takie, jakie miało być. Doskonałe!

Mam nadzieję, że Wy także poznaliście wspaniałe książki, które zostaną w Waszych sercach na długo. Dajcie znać, które tytuły zachwyciły Was w tym roku najbardziej :)  Mam ogromną nadzieję, że 2018 będzie obfitował w równie niesamowite lektury, czego życzę i Wam i sobie z całego serca ;)

 A więc... Radosnego i Zaczytanego 2018 roku! <3

24 grudnia 2017

„Świąteczne marzenie” Amanda Prowse


Czasami zdarza mi się kupić książkę pod wpływem impulsu. Decyduje o tym albo znane nazwisko autora albo piękna oprawa. Czasem jednak jest to przeczucie. Tak było właśnie tym razem. Kiedy zobaczyłam zapowiedź Świątecznego marzenia, wiedziałam, że muszę zdobyć ten tytuł, że to będzie dla mnie lektura idealna. I wiecie co? Zgadłam!

Meg mieszka w Londynie ze swoim czteroletnim synkiem i pracuje dla znanej firmy cukierniczej. Kobieta nie miała łatwego dzieciństwa – mieszkając u różnych rodzin zastępczych, nigdy nie poczuła prawdziwego ciepła rodzinnego domu, ani tym bardziej nie miała okazji poznać magii świąt Bożego Narodzenia. Dlatego tak bardzo marzy o tym, by jej synek miał cudowną Gwiazdkę. Niespodziewanie jednak Meg musi wyjechać na kilka dni do Nowego Jorku. Ta podróż odmieni jej życie.

Nowy Jork w okresie przedświątecznym jest wyjątkowo romantycznym miastem. Nie muszę Wam chyba mówić, jak bardzo marzę o tym, by zwiedzić kiedyś to miasto właśnie w grudniu. Dzięki świetnej narracji Amandy Prowse i jej obrazowemu stylowi, łatwo poczuć ducha świąt, który zawitał do tej metropolii. Nowy Jork w jej opowieści nie jest odległym, nieznanym miejscem, lecz miastem tętniącym życiem i kolorami, oddalonym ledwie na wyciągnięcie ręki. Bardzo podobał mi się klimat Świątecznego marzenia – to ciepła opowieść, w której łatwo dać się porwać przedświątecznym przygotowaniom i marzeniom, jakie snuje bohaterka. Meg jest postacią, którą łatwo polubić, choć zdarza jej się popełniać gafy i podejmować zaskakujące decyzje. Jednocześnie jest samotną matką i codziennie mierzy się z duchami przeszłości, nie brakuje jej więc siły i odwagi. Pewnie dlatego tak szybko ją polubiłam.

Świąteczne marzenie to rozgrzewająca opowieść o marzeniach i o miłości. A ta pojawia się w życiu bohaterki znienacka i wywraca jej świat do góry nogami. Na początku wątek ten wydaje się nieco przesłodzony, ale autorka umiejętnie balansuje pomiędzy słodyczą a dramatem, zaskakując czytelnika rozwojem wypadków. Amanda w ten sposób nadaje bohaterom realizmu, nie idealizuje ich i nie stawia na piedestale. Jej bohaterami są ludzie tacy jak my, popełniający błędy i starający się ułożyć sobie życie na tyle, na ile potrafią. To właśnie sprawia, że przez lekturę Świątecznego marzenia się po prostu płynie, z ciekawością obserwując perypetie bohaterów i kibicując im do ostatniej strony. Myślę, że tę książę należałoby zekranizować – byłaby z tego piękna, świąteczna komedia romantyczna. Czy polecam? Oczywiście! I nie ukrywam, że mam w planie poznać inne tytuły Amandy Prowse! 

Tytuł oryginalny: Christmas for One
Ilość stron: 333
Data wydania: 28.11.2017
Tłumaczenie: Monika Wiśniewska
Wydawca: Wydawnictwo Kobiece
Opis wydawcy: KLIK

Moja ocena:



Z okazji świąt Bożego Narodzenia pragnę wszystkim moim Czytelnikom i Przyjaciołom życzyć cudownych, pachnących choinką i piernikami chwil spędzonych w rodzinnym gronie oraz ciepłych, klimatycznych lektur, które pozwolą Wam odpocząć od świątecznego obżarstwa ;) 



Wesołych Świąt Kochani! <3

21 grudnia 2017

„Świąteczny romans” Jude Deveraux, Judith McNaught , Jill Barnett, Arnette Lamb


Jestem zagorzałą fanką romansów historycznych, kiedy więc dwa lata temu natrafiłam w księgarni na antologię Świąteczny romans (wydany wcześniej także pod tytułem Miłość pod choinkę) autorstwa  znanych autorek romansów, z których trzy pisarki są moimi ulubionymi, nie zawahałam się przed zakupem. Potrzebowałam jednak trochę czasu, by się zdecydować na przeczytanie czterech historii. Czy moje ukochane autorki porwały mnie swoimi opowiadaniami? Czy zakochałam się w którymś z wykreowanych bohaterów?

Dawno nie czułam się tak zawiedziona, jak po opowiadaniu Jude Deveraux pt. Zmiana uczuć. To był jakiś absolutny koszmar, historia nie tylko zupełnie nieświąteczna, ale także głupiutka. Mały chłopiec bowiem planuje wyswatać swoją matkę z pewnym wyjątkowo oschłym mężczyzną. Powiem tak – Jude umie pisać i wiem to z własnego doświadczenia, kilka jej książek po prostu kocham... Ale to, co zaserwowała w antologii, nie mieści się w żadnej skali żenady. Odradzam definitywnie!

Cud autorstwa Judith McNaught to krótki dodatek do Sagi Westmoreland, którą ubóstwiam. Tym razem autorka przedstawia historię Nicholasa DuVillle, jednego z bohaterów pobocznych jej poprzednich książek. Nie ukrywam, że nawet w tak krótkim utworze Judith potrafiła mnie zachwycić, tworząc słodką historię o zranionych nadziejach i wielkich uczuciach. Choć pewne wydarzenia i zachowania były mocno przesłodzone, a święta stały się jedynie pretekstem do rozwoju fabuły, całość oceniam bardzo dobrze. Poza tym miło było chociaż na chwilę spotkać się ze starymi znajomymi.

Trzecie opowiadanie to Daniel i anioł od Jill Barnett. Przyznam szczerze, że to najlepszy tekst z całej antologii. Inspirację do tej historii autorka zaczerpnęła niewątpliwie z Opowieści wigilijnej Dickensa, tworząc na kanwie klasycznego utworu przepiękną opowieść o odnajdywaniu w sobie głęboko ukrytego dobra i odkrywaniu na nowo magii świąt. Oraz o niesamowitej, oszałamiającej miłości, która zwala z nóg. Jestem tą historią absolutnie oczarowana!

Ostatnie opowiadanie stworzyła Arnette Lamb, jedyna w tym gronie pisarka, której w ogóle nie znam. I szczerze mówiąc chyba nie mam czego żałować, bo jej Królewski posłaniec to tytuł, o którym w zasadzie mogę powiedzieć niewiele. Akcja historii dzieje się w XIV wieku w Szkocji, a magii świąt nie ma w niej żadnej. Co więcej, główny bohater opowiadania to w moim odczuciu bezmózgi osiłek, zatem nie ukrywam – nawet nie doczytałam tego tekstu do końca. I myślę, że nic nie straciłam.

Podsumowując – antologie to nie moja bajka, czasami można jednak natrafić na perełki, do których chętnie się później wraca. Tak jest i w tym przypadku – opowieść Jill Barnett jest po prostu przepiękna i na pewno jeszcze nie raz w okresie przedświątecznym spotkam się z bohaterami jej historii. Także Judith McNaught sprostała zadaniu, choć klimat jej opowiadania nie jest tak świąteczny, jak u Jill Barnett. Natomiast Deveraux i Lamb powinny się wstydzić za to, co napisały. Czy polecam? Jeśli będziecie mieli okazję poznać teksty McNaught i Barnett, to owszem, naprawdę warto! Natomiast pierwsze i ostatnie opowiadanie od razu sobie odpuśćcie. Szkoda czasu.


Tytuł oryginalny: A Holiday of Love
Ilość stron: 383
Data wydania: 3.12.2007
Tłumaczenie: Katarzyna Kosterka, Katarzyna Jacyna
Wydawca: Prószyński i S-ka
Opis wydawcy: KLIK

Moja ocena:

18 grudnia 2017

„Święta Miłośniczek Czekolady” Carole Matthews



Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami i postanowiłam cały ten przedświąteczny czas poświęcić na zimowe lektury. Na mojej czytelniczej liście nie mogło więc zabraknąć książki, którą swego czasu poleciła mi jedna z zaufanych blogerek. Ciepła, lekka opowieść z nutką magii świąt – taka właśnie miała być historia od Carole Matthews. Święta Miłośniczek Czekolady to trzecia część Klubu Miłośniczek Czekolady, okazuje się jednak, że ten tom można przeczytać nie znając poprzednich części. I szczerze mówiąc chwała Bogu, bo jakbym zaczęła od pierwszego, na pewno nigdy bym nie dotarła do trzeciego!

Cztery przyjaciółki – Lucy, Chantal, Nadia i Autumn – przygotowują się do kolejnych świąt Bożego Narodzenia. Lucy Lombard została menadżerką Czekoladowego Nieba, popularnej londyńskiej cukierni i musi się mierzyć z wieloma nowymi wyzwaniami, podczas gdy jej eks chłopak – Marcus – znowu coś kombinuje. Nadia i Autumn próbują poradzić sobie z żałobą po stracie bliskich osób, zaś Chantal odkrywa uroki macierzyństwa. Każda z nich została doświadczona przez los i każda musi na nowo ułożyć sobie życie. Przed nimi kolejna burza i kolejne zadania do wykonania. Czy poradzą sobie z nadchodzącymi problemami? Czy czeka je „długo i szczęśliwie”?

Przyznam, że pierwsze wrażenie po rozpoczęciu lektury było bardzo pozytywne – pomyślałam, że oto trafiłam na niewymagającą, okraszoną dobrym humorem opowieść o kobietach dla kobiet. Czy aby na pewno? Autorce należy się plus za narrację. Rozdziały zostały naprzemiennie pokazane z punktu widzenia czterech przyjaciółek, ale tylko narracja Lucy była pierwszoosobowa. Niestety okazało się, że o ile narracja mi się podobała, o tyle główna bohaterka już mniej. Lucy Lombard jest tak głupia, że aż trudno mi uwierzyć, iż potrafiła poprowadzić biznes pokroju Czekoladowego Nieba. Matka Natura ewidentnie poskąpiła jej mózgu. To taki Kubuś Puchatek w tej opowieści – mała istotka o jeszcze mniejszym rozumku, która myśli tylko o tym, by znowu wsunąć sobie do ust kawałek czekolady. Stanowczo to jedna z tych postaci, która zamiast rozczulać i wywoływać sympatię, irytowała mnie przeokrutnie. Co do reszty bohaterek, każda z nich miała za sobą trudne przeżycia. Nie do końca przekonała mnie sytuacja między Chantal a Nadią, a zwłaszcza ich relacja z jeszcze jednym bohaterem – przyjaciółki się tak nie zachowują. Chyba z całej czwórki tylko z Autumn mogłabym się zaprzyjaźnić, może było mi jej nawet trochę żal.

Święta Miłośniczek Czekolady miały być lekturą miłą, lekką i świąteczną. Niestety święta są tutaj w moim odczuciu na dalekim planie, nie czuć magii, której oczekiwałam. Muszę natomiast pochwalić lekkość, z jaką Carole snuje swoją opowieść – przez jej książkę się po prostu płynie. Może to zasługa nieco głupiutkich bohaterek, może prostych dialogów w dużej ilości, niemniej lekturę przeczytałam wyjątkowo szybko. No dobrze, przyznam otwarcie – chciałam jak najszybciej zakończyć czytanie tej książki, by móc sięgnąć po coś nowego. Chyba wszystkiemu winna była Lucy, ta dziewczyna naprawdę działała mi na nerwy, a jej pomysły… o zgrozo! Zatem czy polecam powieść Carole Matthews? To niezobowiązująca książka o niczym, jeśli więc szukacie czegoś absolutnie na odstresowanie, lektury na jeden raz, zimowej opowieści o babskich perypetiach, ale nie do końca wprowadzającej w nastrój bożonarodzeniowy, to polecam. Jednak tym, którzy chcieliby przeżywać z zapartym tchem przygody bohaterów, stanowczo odradzam. Bo nie bardzo jest tu co przeżywać ;)

Tytuł oryginalny: The Chocolate Lovers’ Christmas
Seria: The Chocolate Lovers’ Club
Ilość stron: 464
Data wydania: 18.11.2015
Tłumaczenie: Elżbieta Regulska-Chlebowska
Wydawca: HarperCollins Polska
Opis wydawcy: KLIK

Moja ocena:


15 grudnia 2017

„Pocałunek pod jemiołą” Lisa Kleypas


Wallflowers to jedna z najlepszych serii romansów, jaką miałam okazję poznać. A jak wiecie, romansów czytam dużo ;) Lisa Kleypas nie tylko wykreowała pełnokrwiste, charakterne bohaterki, które od razu pokochałam, ale także stworzyła cztery rozbudzające wyobraźnie historie, w których moje ulubienice spotykają mężczyzn swojego życia. Kiedy się dowiedziałam, że wydany zostanie dodatek do czterotomowej serii, tzw. tom 4.5 – ang. A Wallflower Christmas – bardzo się ucieszyłam. To niezbyt obszerna, bo ledwie 200 stronicowa historia, której akcja rozgrywa się w czasie świąt Bożego Narodzenia, i w której ponownie dane mi było spotkać się z Annabelle, Lillian, Evie i Daisy, a także poznać nowych bohaterów – Rafe’a Bowmana i jego oblubienicę. Zdradzę Wam coś – po raz kolejny jestem powieścią Lisy kompletnie zauroczona!

Lisa Kleypas w swoich romansach historycznych nigdy nie stylizuje języka na modłę XIX-wieczną. Nie przeszkadza to jednak poczuć klimatu tamtych czasów – pisarka przykłada dużą wagę do kreacji realiów, w których żyją jej bohaterowie. Podobnie jest z Pocałunkiem pod jemiołą – autorka przygotowała się do napisania tej książki, pilnując poprawności historycznej związanej z obchodami Bożego Narodzenia w Anglii w czasach wiktoriańskich. Poza tym piękny styl Lisy i jej dbałość o szczegóły pozwoliły mi poczuć magię świąt, które zorganizowały Paprotki. Pierwsze skrzypce gra oczywiście romans pomiędzy Rafe’m, bratem Lillian i Daisy, a Hannah. Rafe trochę przypominał mi tu Sebastiana St. Vincenta, który jest niewątpliwie moim ulubionym bohaterem męskim z tej serii, zatem od razu zapałałam sympatią także do niego. Hannah natomiast to urodzona piąta Paprotka – krnąbrna, odważna, z uporem trzymająca się swojego zdania, gotowa walczyć ze wszystkich sił o to, co kocha. Nie miałam więc szans – poznając ich historię, przepadłam z kretesem!

Polskie wydanie ostatniej części Wallflowers otrzymało przepiękną, zimową okładkę. Jestem naszemu rodzimemu wydawnictwu ogromnie wdzięczna za dbałość o oprawy książek – żadne inne serie romansów nie wyglądają tak pięknie jak te autorstwa Lisy Kleypas (choć nie da się ukryć, że niestety nie nawiazują do epoki wiktoriańskiej). A kiedy dodamy do tego wciągające historie, otrzymujemy lektury idealne na każdą porę roku. Ale Pocałunek pod jemiołą polecam Wam wyjątkowo na teraz – to bardzo nastrojowa, romantyczna historia o magii świąt. Oraz o miłości, która pojawia się znienacka i potrafi wywrócić świat do góry nogami. Książkę tę można poznać niezależnie od znajomości poprzednich tomów Paprotek, niemniej osobiście polecam przeczytać serię w odpowiedniej kolejności. Nie zawiedziecie się! 

Tytuł oryginalny: A Wallflower Christmas
Seria: Wallflowers #4.5
Ilość stron: 200
Data wydania: 28 listopada 2017
Tłumaczenie: Agnieszka Myśliwy
Wydawca: Prószyński i S-ka
Opis wydawcy: KLIK

Moja ocena:



Moje recenzje poprzednich części:

#1 Sekrety letniej nocy – historia Annabelle




A tak już całkowicie poza tematem ostatniej części serii – dla tych, którzy obserwują mojego bloga nie będzie to niespodzianką. Otóż rok temu, 5 grudnia 2016, opublikowałam pierwszą recenzję po ośmiomiesięcznej przerwie w blogowaniu. Tą recenzją była właśnie opinia o... Sekretach letniej nocy Lisy Kleypas! Tak, to właśnie Lisa wyciągnęła mnie z czytelniczego kryzysu. Nie ma więc drugiej takiej autorki, której dałabym większy kredyt zaufania. Cieszę się, że w ciągu tego roku miałam okazję poznać wszystkie części serii – jest to dosyć niespotykane, kiedy spojrzymy na niedokończone sagi i trylogie, które wydawcy zwyczajowo porzucają w połowie. Tym bardziej więc cieszę się, że książki Lisy pojawiają się regularnie na naszym rynku. W sumie nie dziwi mnie to – ta kobieta umie pisać! Naprawdę polecam Wam jej twórczość :) 

04 grudnia 2017

Dziesięć książek idealnych na grudzień!

Potrzebujesz chwili wytchnienia od przedświątecznej bieganiny? Uwielbiasz Boże Narodzenie i nie możesz się doczekać, kiedy zaczniesz lepić pierogi? A może już chcesz poczuć klimat nadchodzącej Gwiazdki? Nic, naprawdę nic tak nie pomaga nastroić się na Święta, jak „Kevin sam w domu” i… świąteczne książki! No, można do tej listy dorzucić jeszcze przepiękne „Silent Night” zaśpiewane przez Neila Diamonda. Ale dziś nie będzie o najpiękniejszych piosenkach na Boże Narodzenie (o tym napisałam TUTAJ), a o najlepszych książkach na czas poprzedzający Gwiazdkę. Bo kiedy za oknem biało i zimno, warto schować się pod koc z kubkiem czegoś ciepłego i zatopić w klimatycznej lekturze. Oto lista dziesięciu tytułów idealnych na tę okazję. Nie, nie są to klasyczne opowieści w stylu dzieła Dickensa, lecz powieści napisane przez współczesnych pisarzy, którzy na różne sposoby starają się uchwycić ducha Świąt. Wybór jest oczywiście bardzo subiektywny, choć niektórych lektur jeszcze nie znam i posiłkowałam się opiniami najbliższych koleżanek :)

               

1. Podaruj mi miłość (moja recenzja KLIK)

Stanowczo jeden z najlepszych zbiorów opowiadań, jaki miałam okazję poznać. Niesamowicie klimatyczne, wzruszające historie, do których po prostu chce się wracać i to nie tylko w grudniu. Jeśli ktoś z Was ich jeszcze nie zna, polecam sprawić sobie prezent na Mikołajki :)

2. Podarunek (moja recenzja KLIK)

Cecelia Ahern jest mistrzynią tworzenia historii życiowych i bogatych w uniwersalne prawdy oraz morał, który zmusza odbiorcę do refleksji. I choć Boże Narodzenie jest w tej opowieści jedynie tłem, nadaje tytułowemu podarunkowi szczególne znaczenie. Bardzo polecam!


3. Psiego najlepszego

Tej książki jeszcze nie czytałam, ale kupiłam sobie w prezencie mikołajkowym xD Opinie o nowej książce Camerona są jednoznaczne – to musi być świetna lektura dla miłośników psów spragnionych klimatycznej, świątecznej historii ;)

4. Święta Miłośniczek Czekolady (recenzja wkrótce)

Właśnie czytam i przyznaję, to lektura niesamowicie lekka i przyjemna. Jakie będą wrażenia z całości, jeszcze nie wiem, ale już teraz polecam Wam ten tytuł na grudzień – choć jest to część większej serii, można ją czytać całkowicie niezależnie od innych tomów. 


5. Komedia świąteczna (moja recenzja KLIK)

Dla fanek romansów historycznych mam przezabawną Komedię świąteczną – sam tytuł wyjaśnia wszystko. Jest dużo dobrego humoru, romans i zapach nadchodzących świąt Bożego Narodzenia (oczywiście w angielskim wydaniu). 

6. Stokrotki w śniegu

Evansa lubi tak wiele moich koleżanek, że choć sama nie znam jego dzieł, polecam je wszystkim xD Siła perswazji ;) Stokrotki w śniegu to jedna z lektur na mojej liście MUST READ, trochę z opisu przypominająca mi Podarunek od Ahern. Myślę, że może nawet uda mi się tę opowieść poznać w najbliższych tygodniach – byle przed Bożym Narodzeniem ;)


7. Siódmy sekret szczęścia

Baśniowa, nieco głupiutka, ale na pewno idealna na przedświąteczny czas lektura. Kiedyś chyba miałam tę książkę w swojej domowej biblioteczce, ale nigdy nie było okazji jej przeczytać. Myślę więc, ze może w tym roku nadrobię tę zaległość. 

8. Miłość pod choinkę / Świąteczny romans (recenzja wkrótce)

Zbiór czterech opowiadań autorek romansów historycznych – Jude Deveraux, Arnette Lamb, Jill Barnett i Judith McNaught – został wydany także pod tytułem Świąteczny romans. Właśnie to drugie wydanie posiadam i jestem świeżo po lekturze. Dwa opowiadania są niestety bardzo słabe, za to pozostałe dwa świetne. Czyli polecam 50% tego czytadła. Ale wiecie co? Te 50% to prawdziwe perełeczki, świetnie napisane historie pełne ciepła, miłości i świątecznego klimatu. Recenzja tego tytułu już wkrótce ;)


9. Obietnica pod jemiołą

I kolejny tytuł Evansa, który polecam, a którego nie znam. Zdaję się tutaj jednak na opinię koleżanki, która uwielbia jego książki i mówi, że bierze każdy jego kolejny tytuł w ciemno. Chyba zrobię tak samo! O czym? Podobno o przebaczeniu samemu sobie, o tajemniczej umowie i… o miłości. Nic tylko czytać!

10. W poszukiwaniu szczęścia

Również tytuł na mojej świątecznej liście do przeczytania. Do tej historii przekonują mnie opinie dwóch blogerek, którym ufam w doborze lektur absolutnie. Historia pełna magii i dobrej energii to coś, czego obecnie zdecydowanie potrzebuję. I na pewno nie omieszkam w najbliższych tygodniach sięgnąć po tę książkę!

Znacie te książki? Lubicie? A może macie swoje ulubione powieści nastrajające na Boże Narodzenie? Czekam na Wasze typy! :D