Menu

29 sierpnia 2021

CYKL Niezrecenzowane, odcinek 11

Zapraszam Was na kolejny, tym razem jedenasty wpis w ramach mojego autorskiego cyklu. „Niezrecenzowane” to przemyślenia na temat książek lub filmów, których nie jestem w stanie zrecenzować w tradycyjny sposób. To luźne notki nie tylko o tych dziełach, na które szkoda strzępić języka (tudzież klawiatury), ale także o dziełach, które zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że nie umiem napisać na ich temat sensownej, pełnej recenzji. Mam nadzieję, że taka forma dzielenia się wrażeniami z lektury lub seansu filmowego przypadnie Wam do gustu ;)

Odcinek 11
Żony i córki / Północ i Południe
Elizabeth Gaskell

Tym razem na tapetę trafiają aż dwa tytuły, oba od Elizabeth Gaskell. Mowa o Żonach i córkach oraz Północ i Południe. Obie książki dostałam jakiś czas temu do recenzji, lecz nie mogłam się zebrać w sobie, by ubrać w słowa moje odczucia po lekturze. Wciąż nie do końca wiem, jak sensownie opowiedzieć Wam o moich przemyśleniach. Spróbujmy więc nieco luźniejszej formy :)

Niestety nie mogę powiedzieć, że Żony i córki mi się podobały. Wykreowane przez autorkę postaci okazały się mało charakterne. Główna bohaterka Żon i córek, Molly Gibson, wręcz męczyła mnie swoją osobowością. Owszem, Gaskell świetnie przedstawia ówczesne społeczeństwo, zarysowuje dosyć dobrze różnice między kobietami i mężczyznami, mówi o dylematach, z jakimi muszą się zmagać młode damy, o wymaganiach oraz oczekiwaniach innych. A jednak daleko jej do ukochanych przeze mnie sióstr Bronte czy Jane Austen.  I choć kocham literaturę XIX-wieczną, dzieła Gaskell do mnie po prostu nie przemawiają. Autorka wyraźnie próbowała dorównać swojej przyjaciółce, Charlotte Bronte, niestety bez powodzenia. Może dlatego sięgając po Północ i Południe, miałam ogromne nadzieje, że będzie lepiej. Cóż, mój błąd, że najpierw poznałam wersję serialową. Filmowe kreacje Margaret i Johna Thorntona na pewno można uznać za wyraziste, twarde, pełne pasji i oryginalne, poza tym Margaret była niezależna i nie poddawała się konwenansom, przynajmniej na tyle, na ile było to wtedy możliwe. Książkowa wersja Margaret jest... mniej zajmująca, brakuje w niej emocji. Thornton również nie potrafił wzbudzić we mnie takich uczuć, na jakie byłam gotowa. Sam motyw wymyślonego miasteczka przemysłowego na północy Anglii (mówi się, że Milton to dzisiejszy Manchester) oraz problemy, z jakimi zmagała się ówczesna klasa robotnicza były wciągające i pokazywały zupełnie inny, niż znany nam z wielu powieści, obraz XIX-wiecznej Anglii. Nie da się jednak nie zauważyć, że autorka bardzo chciała swoją powieścią dorównać Jane Eyre. Ciekawostką będzie fakt, że chciała nawet wydać książkę tytułując ją imieniem głównej bohaterki (zupełnie jak to zrobiła Charlotte Bronte), ale wydawca się na to nie zgodził! Nie chciałabym w tym momencie mówić, że Gaskell nie była oryginalna, czy była gorsza od Charlotte. Była inna. I akurat nie do końca mnie przekonała swoją prozą. 

Proszę, nie zrozumcie mnie źle. Kocham literaturę angielską XIX wieku. Ale chyba nie każdy tytuł jest dla mnie, nie każdy wywołuje we mnie silne emocje. Choć Północ i Południe czytało mi się naprawdę dobrze i doceniam walory językowe oraz tematykę, jaką podjęła autorka w swoim dziele, nie czułam więzi z bohaterami. Nie poczułam tego, co czułam podczas oglądania adaptacji. I nie sądzę, bym kiedyś wróciła do tej lektury. Co do Żon i córek, problem jest bardziej złożony. Przedstawienie tamtejszych problemów społecznych było interesującym elementem powieści, ale nie wystarczyło, bym o książce miała rozmyślać długo po zakończonej lekturze. Nawet fakt, że powieść nie została dokończona przez autorkę z powodu jej nagłej śmierci, niewiele zmieniło w moim odbiorze książki. Nie po drodze mi z prozą Elizabeth Gaskell. Pozostanę przy innych twórcach z tamtego okresu.

Choć nie sądzę, by było komuś dane zakupić wydania obu powieści w serii Angielski ogród (gdyż zwyczajnie została wyprzedana), polecam najnowsze wydania tych książek, które można dostać na stronie Świata Książki - w pięknych, ekskluzywnych, jedwabnych oprawach, które cudownie prezentują się na półce. Link poniżej:

15 sierpnia 2021

„Biblioteka o Północy” Matt Haig



Matt Haig nie jest mi obcy – dawno temu miałam okazję poznać jego powieść Radleyowie, która niestety nie należała do literatury wartej uwagi. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy przyjaciółka poleciła mi jego najnowszą powieść – Bibliotekę o Północy – mówiąc, że to naprawdę dobra premiera. Pomyślałam, że w sumie mogę zaryzykować. Zrządzeniem losu księgarnia TaniaKsiążka przekazała mi Bibliotekę o północy do recenzji. I wiecie co? Jestem im za to niesamowicie wdzięczna!

Główną bohaterką Biblioteki o Północy jest młoda kobieta, Nora, która właśnie znalazła się na życiowym zakręcie. Jej codzienność jest po prostu trudna. Nawarstwiające się problemy, długa lista żalów obejmująca wszystkie minione lata życia sprawiają, że Nora traci chęć do dalszej egzystencji i postanawia umrzeć. Nietrudno zrozumieć ją i jej motywy. Każdy, kto choć raz w życiu zmagał się z depresją czy załamaniem nerwowym będzie wiedział, przez co przechodzi Nora. I jeszcze bardziej będzie się wczuwał w jej sytuację. Dlatego kiedy bohaterka trafiła do tytułowej Biblioteki, mimowolnie wstrzymywałam oddech. Czekałam z niecierpliwością na to, co będzie dalej. Co Nora wybierze, dokąd się uda, jak skończy się ta historia?

Powiem tak: Biblioteka o Północy powaliła mnie na kolana. Serio. Już od pierwszych stron zalewały mnie bardzo silne emocje – historia Nory i jej codziennych zmagań z rzeczywistością po prostu mnie poruszyła. Pragnęłam jej pomóc, porozmawiać. Nory nie da się nie lubić. To dobra dziewczyna, prawdziwa, z krwi i kości, taka jak każdy z nas. Matt Haig bardzo mnie zaskoczył. Stworzył niewątpliwie jedną z mądrzejszych książek, z jaką miałam do czynienia w całym swoim życiu. I nie mówię tu o stylu autora, języku czy jakości pomysłu na fabułę, bo to zawsze będzie tematem dyskusyjnym w zależności, z kim o tym rozmawiamy. Ja mówię o mądrości płynącej z lektury. O tym, jak bardzo potrafi zmienić perspektywę, a jednocześnie jak mocno angażuje czytelnika we wspólne podążanie u boku bohaterki przez wszystkie możliwości, jakie daje Biblioteka o Północy. Na okładce możemy znaleźć rekomendację Jodi Picoult, która mówi, że powieść Haiga to „współczesny odpowiednik filmu To wspaniałe życie”. Z ciekawości rzuciłam okiem na ten amerykański film z lat 40. i przyznam, że choć historie są całkowicie różne, płynie z nich podobna nauka. Nie chcąc Wam jednak zbyt wiele zdradzać, powiem tylko: PRZECZYTAJCIE TĘ KSIĄŻKĘ. Bo naprawdę, naprawdę warto!


Za możliwość poznania historii Nory dziękuję księgarni TaniaKsiazka.pl

Tę bestsellerową powieść w dobrej cenie można nabyć na stronie:


Moja ocena:



Tytuł oryginalny: The Midnight Library
Ilość stron: 398
Data wydania: 2021
Tłumaczenie: Ewa Wojtczak
Wydawca: Zysk i S-ka
Opis wydawcy: KLIK