To miały być niezapomniane święta Bożego Narodzenia. I w rezultacie takie były... Jest rok 2004, kiedy Maria i Henry wraz z trzema synami (Lucasem, Thomasem i Simonem) postanowili wyjechać na święta do Tajlandii. Hotel okazał się doskonały, widoki piękne, a chłopcy byli nowym miejscem totalnie zachwyceni. Radość nie trwała jednak długo. Pewnego poranka, gdy cała rodzina spędzała czas nad hotelowym basenem, świat zamarł. A po chwili wszystko zmiotło gigantyczne tsunami...
Zawsze powtarzam, że nie znam się
zbyt dobrze na filmach – odbieram je czysto emocjonalnie. Po Lo Imposible [Niemożliwe], którego reżyserem jest Juan
Antonio Bayona, sięgnęłam z kilku powodów: po pierwsze dzięki rekomendacji mojej mamy, bowiem była tym filmem zachwycona. Po drugie – ponieważ słyszałam, że podczas kinowych seansów tego tytułu niejeden widz uronił łzę. A po trzecie dlatego, że na polskim plakacie
znalazłam rekomendację, która głosi: „W tym filmie
wszystko zasługuje na Oskary”. Czy słusznie?
Historia
zaczyna się niewinnie – pięcioosobowa rodzina wyjeżdża do
ciepłych krajów, by spędzić tam święta. Jest
radość, jest beztroska, jest bardzo rodzinnie. Słowem
wszystko wygląda cudownie. A jednak podskórnie czujemy napięcie – może dlatego, że wiemy, co się zaraz wydarzy, a może
dlatego, że to wszystko wydaje się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Gdy nadchodzi tsunami, akcja zaczyna się naprawdę –
zostajemy wciągnięci pod wodę razem z bohaterką (bo to właśnie
Maria będzie tą osobą, której towarzyszymy najpierw).
Patrzymy na dramat, który rozegrał się naprawdę i całkiem
niedawno, bo w 2004 roku. Widzimy zalane plaże, zniszczony hotel,
pływające w mętnej wodzie martwe zwierzęta i ludzi, i wiemy, że
tak właśnie było. Myślę, że ta świadomość działa na widza
najmocniej – ogarnia nas przerażenie i niedowierzanie. Niektórzy może zadadzą sobie pytanie, jak sami zachowaliby się w takiej sytuacji: Czy walczyłbyś z wielką falą, czy
pozwolił, by pochłonęła Cię woda? A gdyby od Ciebie zależało
życie Twoich bliskich? Samo myślenie o tej tragedii jest wystarczająco
wstrząsające, a przecież przejście fali to dopiero początek problemów naszych bohaterów.
W
filmie nie zabrakło odpowiedniej muzyki, która potęguje wrażenia odbiorcy i sprawia, że każda scena nabiera wyrazistości. Ponadto niesamowite zdjęcia, świetne ukazanie emocji
bohaterów oraz doskonała charakterystyka to elementy,
które przyciągają uwagę widza. W obrazie Bayony nie zabraknie też momentów pełnych patosu, a atmosferę grozy odczuwamy już od pierwszych minut seansu. Nie ukrywam, że nie minęło
dwadzieścia minut filmu, a ja już miałam łzy w oczach. Przez
większość czasu musiałam mieć pod ręką zapas chusteczek – przy
takim obrazie strachu, rozpaczy i niezłomności ducha nietrudno o
wzruszenie. Płakałam nad losem bohaterów i nad
losem wszystkich tych, którzy zginęli podczas tsunami – nie
tylko „w filmie”, ale także nad tymi, którzy odeszli dziewięć lat temu.
Niemożliwe
to
trochę melodramat, trochę film katastroficzny, a trochę dokument.
Reżyser posłużył się tu historią prawdziwej rodziny, która
przeżyła tragedię – pokazał, że nadzieja trwa nawet wtedy, gdy
wszystko inne umiera. Ten film to w moim odczuciu forma upamiętnienia tych,
którzy odeszli tak nagle i w tak okrutny sposób. A
przecież Tajlandia to tylko jeden z krajów, który
ucierpiał podczas trzęsienia ziemi na Oceanie Indyjskim – według oficjalnych danych, liczbę ofiar szacuje się nawet na 120 tysięcy istnień!
Niemożliwe
to wstrząsający obraz Tajlandii, która
musiała zmierzyć się z ogromną tragedią – to zbiór
pięknych i przerażających scen, w których wszystko – od
poturbowanych bohaterów po zniszczone domy i wyrwane z korzeniami drzewa –
działa na nas niezwykle perswazyjnie. CZUJEMY ból i strach
bohaterów, którym towarzyszymy. Ponadto świetna
gra Naomi Watts (Maria), Ewana McGregora (Henry) i Toma Hollanda
(Lucas) wzmaga odbiór filmu. Uważam, że młodzieniec,
który wcielił się w rolę Lucasa, powinien otrzymać nagrodę
za swoją grę – dzięki talentowi aktorskiemu potrafił pokazać autentyczne emocje, wczuł się w rolę i stworzył postać prawdziwą. Było mi szalenie szkoda tego chłopca, który
nagle, w kilka chwil, musiał dorosnąć i zmierzyć się z tak
wielkim dramatem. Osobiście jestem tym obrazem oczarowana – o
ile można mówić o byciu oczarowanym tak przerażającą
wizją śmierci i zniszczenia. A jednak w tej historii widzę coś
jeszcze – hołd dla rodziny, hołd w kierunku rodzicielskiej
miłości i braterstwa. To historia o tym, że dla naszych
najbliższych jesteśmy w stanie zrobić wszystko.
I tak właśnie powinno być.
I tak właśnie powinno być.
Więc gdy
ktoś mnie zapyta: „W tym filmie wszystko zasługuje na Oskary”?
Odpowiem:
Owszem.
Moja
ocena: 6/6!
Oraz trailery:
I na koniec odrobina muzyki:
Reżyseria: Juan Antonio Bayona
Scenariusz: Sergio G. Sánchez
Muzyka: Fernando Velázquez
Produkcja: Hiszpania, USA
Rok: 2012