Dwór Mgieł i Furii to jedna z tych książek, która zaskoczyła mnie tak bardzo, że wciąż nie wiem, w którym momencie ją pokochałam. Po Dworze Cierni i Róż wiedziałam, że poznanie kontynuacji jest nieuniknione, nie sądziłam jednak, że sequel okaże się tak… obezwładniający! Gdzie te wszystkie niedoskonałości, które byłam w stanie wychwycić przy pierwszej części serii? Gdzie moja niepewność i niechęć do jednego z głównych bohaterów? Sarah J. Maas sprawiła, że moje uczucia zmieniły się tak bardzo, jak zmieniła się sama bohaterka. I to właśnie jest najpiękniejsze.
Feyra powraca jako Wyzwolicielka – ta, która pokonała okrutną Amaranthę i ocaliła cały lud fae. Jednak wydarzenia pod Górą stały się początkiem jej własnego, wewnętrznego koszmaru. Targana wyrzutami sumienia, coraz bardziej odsuwała się od ukochanego i popadała w odrętwienie, niszcząc nie tylko swoje ciało, ale i swojego ducha. Nie ukrywam, że jej walka z samą sobą, z demonami ukrytymi w jej umyśle były zaczątkiem rodzącej się w moim sercu sympatii do Feyry. Jej niepewności i poczucie winy ukształtowały postać tak ludzką, a jednocześnie tak niezwykłą, że choć niektóre jej decyzje wciąż wywoływały dezaprobatę, sama bohaterka stała się dla mnie przez to bliższa. Ale nie tylko Feyra się zmienia. Na moich oczach bowiem bohaterowie, których lubiłam, dokonywali rzeczy, które przerażały i wzbudzały niechęć, zaś ci, których się obawiałam, nagle pokazywali zupełnie nowe oblicza. Nie ma tu mowy o manipulacji czy naginaniu faktów ze strony autorki, Maas bowiem potrafi każde zachowanie wykreowanych przez siebie postaci odpowiednio uargumentować i spleść wydarzenia z pierwszej części serii z wydarzeniami z drugiej w jedną, nierozerwalną, mającą swoje przyczyny i skutki opowieść. Dawno nikt mnie tak nie zaskoczył!
Przyznam Wam się do czegoś. Nie spodziewałam się tego. Absolutnie. Tych emocji, które pochwyciły moje serce i które nie dały mi wytchnienia nawet na sekundę. Emocji, które splotły moje myśli z bohaterami, zmuszając mnie tylko do jednego – towarzyszenia im i przeżywania ich przygód z zapartym tchem. Emocji, które w ostatecznym rozrachunku pozostawiły po skończonej lekturze mieszaninę pustki i euforii, gdyż finał okazał się gorzki, a jednocześnie tak ekscytująco obiecujący. Nie wiem, jak mogłabym opisać to, co dzieje się we mnie, gdzieś w środku duszy i umysłu, kiedy myślę o Dworze Mgieł i Furii. Jestem zakochana w tej książce! Naprawdę. Ostatnie zdanie przeczytałam pięć razy. Aby zapamiętać je, wyryć każde słowo w pamięci, aby przywoływać je za każdym razem, kiedy niecierpliwość w oczekiwaniu na trzecią część nie będzie mi dawała spokoju. Sarah J. Maas stworzyła opowieść, która mną zawładnęła, rozkochała i pozostawiła w oszołomieniu i bezbrzeżnej tęsknocie. Chcę więcej takich książek. Takich, które potrafią roztrzaskać i posklejać serce w tym samym momencie, które poruszają wyobraźnię i nie dają możliwości swobodnego oddychania, które kończą się właśnie w TAKI sposób. Czekam na kontynuację z sercem na dłoni. Obym się nie zawiodła!
Tytuł oryginalny: A Court of Myst and Fury
Seria: A Court of Thorns and Roses (#2)
Ilość stron: 768
Data polskiego wydania: 11.01.2017
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Wydawca: Uroboros / GW Foksal
Opis wydawcy: KLIK
Recenzja Dworu Cierni i Róż TUTAJ
Moja ocena:
Sarah J. Mass czytałam do tej pory tylko "Szklany Tron" i jestem tak bardzo zakochana w tej książce, że z pewnością sięgnę kiedyś po "Dwór mgieł". Tym bardziej, że z tego, co przeczytałam warto dla samych opisów uczuć i tej prawdziwości.
OdpowiedzUsuńKoniecznie zabierz się za szklany Tron <3 Na mojej liście ulubionych autorów Maas awansowała na podium, i jak dalej będzie TAK pisać to chyba wyląduje na pierwszym miejscu :)
OdpowiedzUsuńSheti też mi bardzo poleca ten Szklany Tron, więc chyba się skuszę, choć nie ukrywam, że Rhysa to chyba nikt nie przebije <3 Taka jestem zaskoczona jego kreacją, że wciąż nie mogę wyjść z podziwu!
UsuńJeszcze nie czytałam żadnej książki tej autorki, muszę w końcu się za coś zabrać :D
OdpowiedzUsuńFantastyczna seria, autorka pisze obłędnie :)
OdpowiedzUsuńJutro muszę kupić tą książkę bo jesteś kolejną osobą która aż tak bardzo ją poleca :D
OdpowiedzUsuńMnie też ta książka wzięła z zaskoczenia ;) "Dwór cierni i róż" całkiem mi się podobał, ale "Dwór mgieł i furii" mnie zmiażdżył. Ja wprawdzie zawsze przy Maas znajdę sobie jakieś powody do narzekania i tym razem też znalazłam, ale... No nie ma co ukrywać, tak, ta książka była zupełnie obezwładniająca. Miałam po niej może największego kaca książkowego w życiu (a przynajmniej jednego z największych). Czekam jak wariatka na trzecią część.
OdpowiedzUsuńTak! Z tym kacem mam absolutnie identycznie! Podobnego miałam chyba tylko przy Kosogłosie! :D
UsuńMi nie podobało się to, co autorka zrobiła z Tamlinem. Nie lubiłam faceta, ale wcześniej taki ideał, a nagle okazuje się, że nie ma zalet. Zdyskredytować go, aby ułatwić decyzję bohaterce - tak to odebrałam. Jak zawsze się czepiam ;P Już przestaje, bo mimo wszystko książka była genialna :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Myślę, że to nie jest kwestia, że on nie ma zalet. To tak, jak w prawdziwym życiu - kochamy kogoś, a kiedy ten ktoś nas zrani i miłość się wypala lub zostaje zniszczona, dostrzegamy wady. A Tamlin chciał wszystko kontrolować, nie patrząc na to, co czuje Feyra. Ech, ciężko mi to wyjaśnic bez spoilerów, ale jest tam takie zdanie, które wiele wyjaśnia - że miłość może być zarówno siłą jak i trucizną.
UsuńMuszę koniecznie poznać tę serię, bo czytałam na jej temat wiele, wiele dobrego.
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę na tę książkę ;)
OdpowiedzUsuń