26 czerwca 2014

"The Fault in Our Stars" reż. Josh Boone


Szczerze mówiąc nie planowałam wyjścia do kina na ekranizację książki Greena. Wyszłam z założenia, że mam swoje wyobrażenie tej historii, a poza tym swoje już wypłakałam przy lekturze i mi to wystarczy. Ale potem Dzosefinn namówiła mnie, bym jednak wybrała się na seans – żeby zobaczyć „jak wyszło”. No i wyszło… doskonale. Ale nim przejdziecie do czytania mojej opinii, proszę włączyć sobie tę piosenkę. Jest piękna.

Nie będę Wam przybliżała historii Hazel i Augustusa – odsyłam tutaj do powieści Johna Greena, którą warto poznać przed obejrzeniem filmu. Jednak te osoby, które książki nie znają a mimo to chcą iść do kina zapewniam, że bez problemu odnajdą się w historii Hazel – film jest wiernym odtworzeniem literackiego pierwowzoru (co widzimy i słyszymy nawet w dialogach), za co jestem bardzo wdzięczna ekipie filmowej, bo nie znoszę nadinterpretacji i przeinaczeń (tak często spotykanych w ekranizacjach bestsellerów).


Kiedy pojawiły się pierwsze słuchy o planach nakręcenia ekranizacji i ogłoszono, kto zagra główne role, byłam zawiedziona – Shailene w ogóle mi nie pasowała do roli Hazel. Jakże się pomyliłam! Od pierwszych minut seansu wiedziałam już, że jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Także Ansel w roli Augustusa okazał się strzałem w dziesiątkę – jego mimika, zachowanie, poczucie humoru, pogoda ducha i zabawne teksty na przemian wywoływały we mnie śmiech i wzruszenie. Jednak tym, co podobało mi się w tej dwójce najbardziej, okazały się emocje, które potrafili oddać swoją grą. Ich miłość była wręcz namacalna – uwierzyłam w tę historię tak, jakby była prawdziwa, jakbym znała Hazel i Augustusa, jakby żyli i kochali się naprawdę… Rozłożyli mnie tym na łopatki!

Na uwagę zasługuje także Laura Dern, która zagrała matkę Hazel. Jej gra wywołała we mnie wiele uczuć – w końcu to ona jest matką nieuleczalnie chorej dziewczyny. I chyba nie będę jedyną osobą, która pomyślała a co by było, gdyby to moje dziecko...?

Nie jestem pewna, w którym dokładnie momencie na moim policzku pojawiła się pierwsza łza. Ale później łzy towarzyszyły mi do końca seansu. Co więcej – wszystkie panie na sali kinowej w pewnym momencie wyciągnęły chusteczki i wyraźnie dało się słyszeć pochlipywania i pociąganie nosem. Tak moi Drodzy, Gwiazd naszych wina potrafi rozczłonkować emocjonalnie każdego i w każdym wieku! I nawet fakt, że znam fabułę, nie uchronił mnie przed tymi uczuciami – wzruszeniem, rozpaczą, a w ostateczności bezbrzeżną pustką.

Czasem myślę sobie, że takie filmy powinny być zabronione. Bo człowiek idzie do kina i wychodzi z niego w kawałkach. Po co z rozmysłem chodzić na seanse, na których wszyscy płaczą? Po co robić sobie taką krzywdę? Och powiem Wam! Aby czuć. Aby czuć, że żyjemy – że nie jesteśmy nieczuli i źli, i aby przekonać się, że czyjeś nieszczęście nas dotyka i zmusza do przemyśleń, a w konsekwencji pozwala poznać tę drugą stronę – ludzi, którzy walczą z nieuleczalną chorobą, dla których każdy kolejny dzień jest cudem, bo przecież za chwilę mogą umrzeć, pozostawiając po sobie pustkę i smutek w sercach najbliższych im osób. Takie historie pokazują również, że ludzie chorzy nie chcą litości – chcą żyć normalnie, chcą być traktowani poważnie, a nie jak jajka, które w każdej chwili mogą ulec rozbiciu. W takich chwilach zadajemy sobie pytanie o to, jak my zachowujemy się wobec ludzi chorych. Albo jak my byśmy się czuli, będąc chorymi.

Gwiazd naszych wina to film, który okazał się doskonałym dopełnieniem powieści Johna Greena – piękna historia spisana na kartach papieru otrzymała wspaniałą, filmową oprawę, doskonałą obsadę i została ubrana w całą paletę emocji, które trudno nawet opowiedzieć słowami. Nie da się tego opisać inaczej – ekranizacja powieści Greena okazała się idealna. Po prostu. Spełniła wszystkie moje oczekiwania, ba! dała nawet więcej. I co najważniejsze – zostanie ze mną na długo. Bardzo długo.

Reżyseria: Josh Boone
Produkcja: USA
Premiera: 6 czerwca 2014 (Polska) 16 maja 2014 (świat)
Scenariusz: Scott Neustadter, Michael H. Weber
Muzyka: Mike Mogis, Nate Walcott

Trailer z polskimi napisami:


I przepiękna piosenka Eda Sheerana napisana specjalnie do tego filmu:


Wszystkie piosenki ze ścieżki dźwiękowej do przesłuchania TUTAJ :)
Moja recenzja książki Johna Greena do przeczytania TUTAJ :)
Wszystkie zdjęcia zawarte w tym tekście pochodzą ze strony filmweb.pl

Na koniec jeszcze raz dziękuję Dzosefinn za wspólny seans i za wspólnie uronione łzy :)

25 komentarzy:

  1. ekranizacja naprawde jest swietna, ja tez poszlam do kina i mam podobne odczucia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. <333 Wzruszyłam się czytając Twoje wypociny! Mam identycznie zdanie o filmowej wersji GNW, jest świetnym uzupełnieniem książki, dla osób, które mają problemy z wyobrażeniem sobie bohaterów film jest świetną pomocą. Kilka rzeczy wyobrażałam sobie trochę inaczej np. ta makieta kości dinozaura, czy czegoś tam, ja sobie wyobraziłam, ze to prawdziwy, duży szkielet jak w muzeum xD. Ogólnie świetny film, jestem pod wrażeniem i... do następnego wypadu :D
    Dzięki za wspólne łzy (i Fritta truskawkowego <3) ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja trochę inaczej wyobrażałam sobie Petera van Houtena, ale Willem Dafoe jak zawsze stanął na wysokości zadania i zagrał bardzo dobrze :)
      To ja dziękuję, że namówiłaś mnie na wyjście do kina <3

      Usuń
    2. O to też. Myślałam, że Peter będzie siwiutki jak gołąbek. Cóż, ale jak zobaczyłam Dafoe, to niezłe się zdziwiłam xD
      <3 Polecam się na przyszłość ;D

      Usuń
  3. Już się nie mogę doczekać kiedy i ja stanę oko w oko z ekranizacją. Chociaż zawsze narzekam, że to nie to samo co książka i uciekam od filmowych wersji jak najdalej, to tym razem coś czuję, że będę oglądać z zapartym tchem ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Dal mnie treść jest zbyt bliska, więc nie wiem, czy obejrzę, albo przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę Cię! Byłam na filmie dwukrotnie. Pierwszy raz, sama, bo nikt nie chciał mi towarzyszyć. I jak już właśnie dużo upłakałam się nad książką, to podczas oglądania filmu myślałam, że rozpadnę się na kawałki. A od momentu stacji benzynowej, to chlipałam nieustannie, a w momentach ciszy na ekranie, na sali słyszeć się dało wyciąganie chusteczek i również pochlipywania. Przez parę dni nie mogłam się do kupy zebrać. Później poszłam z koleżanką - rany julek, upłakałyśmy się niemiłosiernie. Właśnie, normalni ludzie chodzą do kina by się pośmiać, a ja poszłam.... By się załamać... Jeśli chcesz, u mnie recenzja książki, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie chciałam jeszcze dodać, odnośnie tych dialogów, że byłam zachwycona, iż większość z nich była totalnie odwzorowana na książce, bo wiedziałam, że ktoś się do tego przyłożył, żeby oddać atmosferę wspaniałej książki, tworząc przy tym jeszcze wspanialszy film :)

      Usuń
  6. Książka niesamowita po prostu. Całe szczęście, że w następnym tygodniu będę w Poznaniu i w końcu będzie mi dane obejrzeć ekranizację.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka dotyka istotnego tematu, a do tego porusza emocjonalnie, dlatego z pewnością obejrzę historię Hazel i i Augustusa w wersji filmowej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam wrażenie, że wcale nie żałujesz, iż jednak na ekranizację poszłaś, co? xD Sama chciałam iść na premierę, ale kiedy dowiedziałam się, że sama będzie pełna, to zdecydowałam poczekać tydzień i pojechać. O dziwo, z mamą, która nawet nie chciała słyszeć o tym filmie. Wysmarkałyśmy wszystkie chusteczki, jakie wzięłyśmy :D To jeden z tych filmów, które chce mieć na DVD z dodatkami :P

    OdpowiedzUsuń
  10. ten film mnie ostatnio prześladuje i chyba będę musiała go obejrzeć

    OdpowiedzUsuń
  11. Shailene też na początku zupełnie mi nie pasowała, ale teraz nie widzę już w roli Hazel nikogo innego. Film cudowny, soundtrack świetny i ogólnie jestem tak bardzo zadowolona, że aż trudno mi to opisać. Naprawdę bałam się, że ekranizacja się nie uda, bo książka jest dość specyficzna, no i niesamowicie mnie wzruszyła, a że mam taką wrażliwość słupa telegraficznego, to bardzo rzadko płaczę czytając coś/oglądając, dlatego tym bardziej byłam pod wrażeniem. Zdecydowanie chcę GNW na DVD. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam same dobre recenzje tego filmu. Książkę czytałam i mam w planach ekranizację. Cieszę się, że film jest tak dobry :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Muszę obejrzeć ten film <3
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Niestety nie czytałam książki, więc na film raczej się nie wybiorę, jeśli już to zapuszczę go sobie w domowym zaciszu, bo jak zaczynam beczeć to już na całego :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Najpierw muszę spłakać się nad książką, a później podczas oglądania filmu. Wszystko musi mieć swój porządek.

    OdpowiedzUsuń
  16. Piękny i wzruszający film, a chłopak grający Augustusa całkowicie mnie oczarował :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja byłam na filmie we wtorek, z koleżanką. Mówiąc szczerze, podchodziłam do niego sceptycznie, bo według mnie bohaterowie byli źle dobrani. Jednak po 10 minutach filmu zmieniłam zdanie - pokochałam filmowego Augustusa, a nawet Hazel nie była znów taka okropna. I chociaż byłam dzielna i powstrzymałam się od łez (czego nie można powiedzieć o mojej koleżance, która szlochała na całe kino), to uważam, że ekranizacja jest cudowna. Jednym z plusów jest to, że niektóre dialogi były żywcem wycięte z książki. Film naprawdę warty obejrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. Hm. Im więcej tych pozytywnych opinii tym mi coraz mniej chce się oglądać ten film ^^ Nie znoszę ekranizacji ksiązkowych. Tutaj wyjątkami są Władcy Pierścienia, Miecz Prawdy czy Harry Potter i Filary Ziemi, ale resztę uważam za... okropną. PRZEOKROPNĄ. Nienawidzę jak twórcy zastępują twarze w mojej głowie własnymi wyobrażeniami. To jest takie egoistyczne z ich strony :( I mimo, że sporo osób przekonywało mnie już do ekranizacji "Gwiazd naszych wina", chwilowo nie mam na nią ochoty, co więcej - uważam, że nie powinnam sobie nią psuć głowy ^^ Ale może ten mój sceptyzm i straszna wręcz niechęć i odraza do tego filmu biorą się z tego, że nie kocham "Gwiazd naszych wina". Co najwyżej lubię. I niestety książka nie wywołała we mnie wzruszenia, choć przy innych płaczę jak bóbr. Dziwne. :o
    No, ale. Jedynym plusem jest soundtrack na czele z Edem Sheeranem ^^
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie miałam jeszcze okazji czytać książki choć stale przekopuję allegro w poszukiwaniu promocji, jednak na pewno szybko nadrobię zaległości i mam nadzieję, że również film uda mi się obejrzeć. Jednak żelazna zasada obowiązuje: najpierw książka później film ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie czytałam jeszcze i nie oglądałam. Póki co wciąż w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Książkę już czytałam i też strasznie płakałam. Na film, niestety, nie dotarłam, ale z chęcią bym go obejrzała :)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog tworzę dla Was i każdy Wasz komentarz to dla mnie motywacja do dalszego pisania. Dziękuję, że jesteście tu ze mną! :)