“Only I can live forever...”*
Najpierw jest ciemność, aż nagle blask rozświetla mrok. To moc Czarnej Różczki, której widok przesłania wszystko inne. To on, Sami-Wiecie-Kto, demonstrujący swą moc. To on, który wszystko zaczął...
Powiem wprost, nie pisuję recenzji do filmów i muzyki, gdyż po prostu nie czuję się w tej dziedzinie wystarczająco kompetentna. Niemniej o ostatniej części przygód Harry’ego Pottera nie da się nie wspomnieć, zwłaszcza gdy chłopiec ten towarzyszył niejednej osobie przez wiele lat w czasie naszego dorastania. I tak było też w moim przypadku.
Przygoda z Potterem na dobre zaczęła się u mnie w liceum. Pamiętam, jakby to było wczoraj – w dniu mojej studniówki oglądałam Więźnia Azkabanu, układając sobie włosy, co ostatecznie skończyło się tym, że byłam zupełnie nie wyszykowana, a film uparcie oglądałam nawet wtedy, gdy mama zmusiła mnie do ubierania się w balową suknię i sama upinała mi fryzurę. Pamiętam, kiedy pierwszy raz miałam okazję sięgnąć po powieść o przygodach młodego czarodzieja. Na początku, podobnie jak większość, wyśmiewałam te książki, w sumie wtedy miałam „fazę” na Tolkiena i Potter wydawał mi się mniej dojrzały. Jakże się wtedy myliłam... Ale nie o książce pragnę teraz mówić, na to też kiedyś przyjdzie czas. Teraz kwestia ekranizacji.
Harry Potter and the Deathly Hallows (tłum. Harry Potter i Insygnia Śmierci) podzielono na dwie części ze względu na obszerność treści powieści. Każdy, kto film zamierza obejrzeć, albo obejrzał, musi w jakimś stopniu znać treść fabuły, więc tu odpuszczę sobie przybliżanie problematyki (osoby nieznające fabuły namawiam do sięgnięcia po książkę). Pierwsza część, mająca premierę pod koniec 2011 roku, zrobiła na mnie spore wrażenie ale, nie ukrywajmy, momentami przynudzała. Treść rozwleczono niemiłosiernie, a i tak skupiono się na najważniejszych wątkach. Niemniej nie można nie przyznać, iż było to potrzebne – wyjaśnienie pojęcia horkruksów, nakreślenie planów bohaterów, uzmysłowienie widzowi niewykonalności misji Harry’ego i jego przyjaciół... to wszystko ma głębszy sens, który zrozumiałam dopiero oglądając po raz kolejny i kolejny pierwszą część Insygniów Śmierci.
Część druga ma jednak już nieco odmienny klimat. Fabuła jest nacechowana silnymi emocjami, akcją i swoistym bombardowaniem widza najróżniejszymi sytuacjami, przez co daje jasno do zrozumienia, że to nie przelewki – trwa prawdziwa wojna. Wojna, której stawką jest naprawdę wszystko (i to w dosłownym tego słowa znaczeniu). Lecz tu zaczynają się małe schody.
Pierwsza sprawa – pokazujemy historię pełną dynamizmu, pełną szaleńczej pogoni i walki z czasem, a jednocześnie mającą na celu widza poruszyć, wzruszyć, zaszokować, wystraszyć etc. Tu twórcy filmu skupili się tylko na niektórych momentach. Sam motyw bitwy został niesamowicie rozszczepiony, skupiający się na kilku co poważniejszych scenach, które w zasadzie nie wywołały oczekiwanych reakcji w widzu, przynajmniej nie we mnie - nie ma tego batalistycznego smaczku. Długo, długo trzeba czekać na przawdziwe coś. Wydarzenia idą swoim torem, są zadziwiające, przyprawiające o gęsią skórkę i tak dalej, ale ja wciąż czekam na te rozreklamowane przez wszystkich wzruszenia, których jakoś nie ma. Nie mówię, że to źle, ale jednak chciałam czegoś więcej. I to mnie trochę zaczęło martwić.
Druga sprawa – punkt kulminacyjny. Dopiero tu się dzieje. Starcie głównego bohatera z Lordem Voldemortem robi wrażenie, nie da się ukryć, a niesamowite efekty specjalne dają po oczach. Ale dopiero wtedy poczułam TO coś. Niedosyt! Ta scena przeszła stanowczo za szybko w porównaniu z wieloma do granic możliwości rozciągniętych w filmie wątków, które można by było skrócić na potrzeby najważniejszych motywów. Wszak nie po to jesteśmy z Harry’m przez wszystkie te lata, aby ostatecznie w pięć minut sprawa została całkowicie rozwiązana. To minusik dla twórców, niestety.
Co do epilogu... Poległa tu charakteryzacja, od której naprawdę wiele zależało. Przedstawienie wydarzeń po latach zawsze wiązało się z ogromnym wyzwaniem, lecz jeśli już ktoś podejmuje się tego zadania, należy brać każdą ewentualność pod uwagę, zrobić wszystko, by przedstawiana scena była jak najbardziej prawdopodobna. A tu? Oceńcie sami, czy przekonuje Was ta wizja...
Mimo wszystko są i spore plusy, nie zapominam o nich. Pierwszy to niewątpliwie niezwykle wzruszająca scena związana z Severusem Snape’m - wywołuje ogromne poruszenie. Nie ukrywam, płakałam z nim i dla niego. Kolejne to na pewno pożegnania bliskich poległych w walce, tu także można uronić łezkę. Nie sposób nie wczuć się w historię, jeśli jest się fanem przygód Pottera. Ci bohaterowie stają się dla nas towarzyszami, współgraczami w bitwie o dobro świata. Ich niepowodzenia są naszymi niepowodzeniami, dlatego też siłą rzeczy odczuwamy ten problem dużo mocniej, niż moglibyśmy się tego spodziewać. Ciężko to wyjaśnić, ale wierzę, że prawdziwi i wierni fani mnie zrozumieją.
Niesamowite efekty specjalne to kolejny plus, o czym już wiecie Byłam tam, autentycznie! Zaklęcia rzucane przez czarodziejów i śmierciożerców, widowiskowa walka o Hogwart, kulminacyjny moment, w którym sami-wiecie-co-się-dzieje i do tego w jaki sposób się to dzieje... wszystko to robi przeogromne wrażenie. I nie można nie przyznać, że technika poszła naprawdę do przodu, dlatego wielki plus i pokłon w stronę grafików, montażystów, scenografów i wszystkich panów zajmujących się komputerową obróbką obrazu. To Wam się udało! Chociaż sam pomysł, by Insygnia Śmierci pokazywać jedynie w 3D... bez komentarza. Postacie wyglądają, jak wycięte z papieru i ustawione nam przed nosem, niczym w książeczkach z wypukłymi obrazkami.
Film był piękny, nie mogę powiedzieć inaczej, lecz mimo wszystko moje oczekiwania nie zostały do końca spełnione. Poza kilkoma naprawdę dobrymi scenami i pełnym pompy, widowiskowym wydarzeniem, troche rzeczy bym zmieniła, przerobiła, dopracowała, skupiając się na dynamice i emocjach, bo to one są tu najważniejsze. Ale, ale, ale... jakże bym mogła nie wspomnieć o muzyce?! Kompozycja dźwięków wypływa z filmu strumieniami, zalewając widza niesamowitymi uczuciami, z którymi musimy się dzielnie zmierzyć. Doskonale zakomponowana, wpleciona w poszczególne sceny tworzy spójny obraz i tu także chylę czoła przed kompozytorem – Alexandre’m Desplat, który po raz kolejny udowodnił, że do stworzenia ścieżki dźwiękowej dla przygód Harry’ego został wybrany bezbłędnie. Dla przykładu: Lily’s Theme.
Wspaniałe w filmie jest też to, że pojawiają się w sporej ilości cytaty z książki, co wzbudza w fanach niewątpliwie niezwykłą ekscytację i dodaje ekranizacji smaku. Podobnie jak subtelny, acz nie narzucający się humor, którego - jak już zauważyłam- nie każdy lubi. Lecz ja cenię te drobne, dosyć rzadkie chwile, kiedy bohaterowie w zasadzie sami siebie chcą podnieść na duchu.
Zbliżając się do końca, wszystkim, bez wyjątków, polecam zaznajomienie się z przygodami Harry’ego. Być może po mojej recenzji uznaliście, że film mi się nie podobał, ale to nie tak - znajduję niedociągnięcia, które mnie rażą, ale to nie zmienia mojej miłości (tak, MIŁOŚCI) do filmów opowiadających o Potterze i jego przyjaciołach. Cokolwiek by w tej częsci nie pokazali, i tak przeżywałabym ją równie mocno, bo niedosyt po całej serii pozostał chyba w każdym z nas. Pocieszające jest to, iż aktorzy wywiązali się ze swojego zadania, mistrzowsko oddając postaci z książki, którą tak ukochałam, więc cóż mogłabym rzec więcej? Marsz do kin!!! Naprawdę nie pożałujecie, nawet jeśli po ekranizacji, podobnie jak ja, spodziewaliście się czegoś bardziej... szalonego? Tego filmu nie można przegapić!
Na marginesie wspomnę jeszcze o jednym - mówi się, że TO JUŻ KONIEC... Brzmi patetycznie i wzbudza smutek, nawet rozpacz, ale według mnie to jedynie koniec zbijania kasy z ekranizacji, a nie koniec dla nas, fanów. Sądzę, że nie będę jedyną osobą, która jeszcze nie raz sięgnie po książkę i nie raz obejrzy każdy film z osobna. Zawdzięczamy to magii świata pani J. K. Rowling ;) A z tego zrodziło się nasze najprawdziwsze uwielbienie dla przygód małego chłopca, który wyrósł na wielkiego czarodzieja!
Na marginesie wspomnę jeszcze o jednym - mówi się, że TO JUŻ KONIEC... Brzmi patetycznie i wzbudza smutek, nawet rozpacz, ale według mnie to jedynie koniec zbijania kasy z ekranizacji, a nie koniec dla nas, fanów. Sądzę, że nie będę jedyną osobą, która jeszcze nie raz sięgnie po książkę i nie raz obejrzy każdy film z osobna. Zawdzięczamy to magii świata pani J. K. Rowling ;) A z tego zrodziło się nasze najprawdziwsze uwielbienie dla przygód małego chłopca, który wyrósł na wielkiego czarodzieja!
Dorzucam oba trailery do tej części filmu, a co wnikliwsi zauważą, że nie wszystkie sceny z trailerów pojawiają się w wersji kinowej:
Obsada
Premiera ostatniej części miała miejsce na Świecie 7.07.2011, w Polsce 15.07.2011.
* cytat z traileru, słowa Lorda Voldemorta.
Premiera ostatniej części miała miejsce na Świecie 7.07.2011, w Polsce 15.07.2011.
* cytat z traileru, słowa Lorda Voldemorta.
Harry Potter nie jest mi jakoś szczególnie bliski, ale film kiedyś obejrzę, choćby z ciekawości:). Za to siostra już szykuje się do seansu:D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Ja jeszcze nie oglądałam drugiej części ,ale wszystkie książki i pozostałe filmy znam prawie na pamięć :D Jestem fanką pottera ,więc może nie jestem zbyt obiektywna ,ale myślę że i filmy i książki dużo wniosły do świata zarówno filmowego jak i literackiego :-)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kiedy się na niego wybiorę, ale chyba trochę poczekam, bo na razie nie mam jak pojechać
OdpowiedzUsuńOglądałam 1. część (byłam nawet na premierze), ale drugiej jeszcze nie. Na pewno się na to wybiorę.
OdpowiedzUsuńIdę do kina jutro i nie mogę się doczekać. Zupełnie nie mogę usiedzieć w miejscu. No i szkoda, że to już koniec... :(
OdpowiedzUsuńJutro się wybieram na seans, ale od znajomych słyszałam różne opinie na temat tego filmu. No nie wiem, mam nadzieje, że się nie zawiodę.;)
OdpowiedzUsuńJej ja nie dałam rady w piątek, to teraz już poczekam na tanie wtorki w Heliosie i na 3D za 19zł pójdę - szkoda, że nie ma 2D :(
OdpowiedzUsuńRecenzje z chęcią przeczytam, jak już sama zobaczę, ale widzę, że się podobało :D
Idę dzisiaj!!! :D I jestem taka szczęśliwa! :D Jestem pewna, że film mi się spodoba. :D
OdpowiedzUsuńMi tam jakoś filmy nigdy szczególnie nie przypadły do gustu, chociaż nie mogę ich nie docenić za niektóre elementy, jak np. muzyka albo sama wizja Hogwartu <3
OdpowiedzUsuńSmutno mi wczoraj było, że znów muszę przeżywać zakończenie tej serii :(
Troszkę szkoda, że ta kulminacja tak zawodzi... Pierwsza część Insygniów dość mocno mnie zawiodła (chyba muszę obejrzeć jeszcze raz), więc z dwójką wiążę dość spore nadzieje :)
OdpowiedzUsuńI kończy się przygoda... Dorastałam wraz z kolejnymi częściami książek Rowling. Pierwszą część czytałam jeszcze jak mały czarodziej był u nas ledwo znany, a teraz z tłumem ludzi będę oglądać ostatni film o Harrym 8) Już nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńDla mnie wszystko było idealnie wyważone, podobało mi się, że nie było typowego 'nawalania się' tylko wszystko zostało fajnie podzielone i przedstawione. I niczego nie było ani za mało, ani za dużo. No i ta muzyka. Ehh dużo sie napłakałam..Szkoda, że to koniec...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, gdyż nominowałam Cię do One Lovely Blog Award :)
Szkoda, że to już koniec HP:/
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do One Lovely Blog Award, więc zapraszam na http://wsrod-ksiazek.blogspot.com/2011/07/one-lovely-blog-award.html
Miło mi poinformować Cię, że zostałaś nominowana przeze mnie do One Lovely Blog Award ;)
OdpowiedzUsuńhttp://reviev-books-by-me.blogspot.com/2011/07/one-lovely-blog-award.html
Witaj! Informuję że wytypowałam Cię do Lovely Blog Award - więcej informacji http://ksiazki-bo-kocham-czytac.blogspot.com/2011/07/lovely-blog-award.html
OdpowiedzUsuń1 i 3 plakat kiedyś gościły u mnie na pulpicie jako tapety. Miałam takie obrazki i wciąż je mam.
OdpowiedzUsuńWitajcie ; > chciałam was zaprosić na mój skromny blog o Harry'm ; ] http://harry-potter-love-blog.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń