Kilka dni temu (17 grudnia) mój chłopak sprawił mi piękny prezent – zabrał mnie na
warszawską prapremierę filmu Hobbit.
Pustkowie Smauga. Nie ukrywam – czekałam na ten film z niecierpliwością,
bowiem pierwsza część ekranizacji szalenie mi się spodobała (o czym przeczytacie
TUTAJ). Hobbit. Pustkowie Smauga to
kontynuacja przygód Bilbo Bagginsa i jego krasnoludzkiej kompanii, która
wyrusza do Samotnej Góry, by odbić stolicę krasnoludów ze szponów smoka i przywrócić
na tron królestwa prawowitego władcę, czyli Thorina Dębową Tarczę. To tak
bardzo w skrócie – jeśli ktoś z Was nie zna fabuły, odsyłam do powieści Hobbit, czyli tam i z powrotem. A teraz
słów kilka o moich wrażeniach z seansu.
Pierwsza część Hobbita
spodobała mi się m.in. dlatego, że była bardzo ściśle powiązana z literackim
pierwowzorem – poza kilkoma mocniej rozbudowanymi wątkami akcja przebiegała
dokładnie tak, jak opowiedział ją Tolkien. Kiedy więc w ekranizacji drugiej
części pojawiły się nie tylko nowe wątki, ale i dodatkowa (bo wymyślona przez filmowców)
postać elfickiej wojowniczki, byłam nieco zaskoczona tym pomysłem. I niestety
po obejrzeniu filmu stwierdzam, że obok zaskoczenia czuję okropny niesmak, gdyż poza
nadprogramową bohaterką dodano także cały hollywoodzki, kiczowaty klimat, który odebrał dziełu Jacksona to, co dotychczas tak bardzo
kochałam – niepowtarzalny nastrój. Widzieliście Władcę Pierścieni? W tym filmie można wyczuć niesamowitą
atmosferę, tak charakterystyczną dla filmów tworzonych z pasji. W sequelu Hobbita w oczy rzuca się dążenie twórców ekranizacji do nadmiernej widowiskowości, dodatkowo wzbogaconej o dylematy sercowo-moralne, w znacznym stopniu
skupiające się właśnie w postaci nadprogramowej elfki. Czy ten film naprawdę nie
poradziłby sobie bez kobiety strzelającej z łuku? Czy powieść Tolkiena jest tak
ułomna, że trzeba ją poprawiać? Panie reżyserze, proszę się ogarnąć!
Z drugiej strony muszę przyznać, że Pustkowie Smauga jest niezwykle dopracowane pod względem
technicznym – efekty specjalne robią piorunujące wrażenie, widać dokładność w
oddaniu każdego szczegółu oraz niesamowity rozmach w kreacji przedstawionego
świata. Już teraz krytycy oceniają, że ta część jest lepsza od pierwszej.
Rzeczywiście są takie momenty, które zachwycają ponad wszelką miarę –
widowiskowe sceny walk, wspaniała charakteryzacja, świetna scenografia oraz
efekty specjalne po prostu wbijają widza w fotel i
wciągają w niezwykłą podróż u boku krasnoludzkiej kompanii. Kiedy jednak spojrzeć na
film jako całość, nie mogę się pozbyć wrażenia, że wkradło się tu coś
niepokojącego – wspomniana wcześniej typowa dla hollywoodzkiego kina maniera przerysowywania wątków i wplatania tandetnego dramatyzmu połączonego z tanim, nieco groteskowym humorem. Powiem wprost
– niektóre momenty mnie po prostu irytowały, a kilka scen z chęcią bym wycięła.
Co więcej – kilka razy złapałam się na tym, że z niecierpliwością oczekuję na
zakończenie filmu, co nigdy wcześniej przy ekranizacjach dzieł Tolkiena mi się nie przytrafiło! Pomijając, że po wyjściu z kina byłam w szoku –
autentycznym szoku – że nie jestem zachwycona tym, co chwilę temu obejrzałam. A
chciałam być zachwycona! Chciałam czuć to, co czułam po premierze pierwszej
części Hobbita! Niestety nie tym
razem…
(Są takie sceny, które po prostu zapierają dech :))
Nie mogę powiedzieć, że film mi się zupełnie nie
podobał, wszak robi spore wrażenie i dobrze się go ogląda. Niewątpliwie
widzowie będą zachwyceni kunsztem wykonania i wizją filmowców oraz doskonałymi efektami specjalnymi (smok jest doskonały!). W sumie to jestem nawet zadowolona z tego, że miałam okazję zobaczyć Pustkowie Smauga – od strony technicznej nie mam się do czego przyczepić, a i
możliwość ponownego spotkania z ulubionymi bohaterami była dla mnie wystarczającym powodem, by wybrać się do kina. Gdyby tylko pozbyć się tej dziwnej maniery i
pozwolić dziełu Tolkiena obronić się samemu bez dodawania nadprogramowych
elementów... Ale jak to mówią: „nie można mieć wszystkiego”. Dlatego czekam na
ostatnią część Hobbita – liczę na to,
że odnajdę w finalnej ekranizacji tę pasję, którą dotychczas wyróżniały się
filmy Petera Jacksona. Zaś Hobbit.
Pustkowie Smauga dostaje ode mnie ocenę 4/6.
(W tej części pojawia się nasz stary przyjaciel z ekranizacji Władcy Pierścieni – Legolas . Niestety nawet dobra
charakteryzacja nie zdołała ukryć różnicy wieku aktora, Orlando Blooma. „Hobbitowa”
wersja Legolasa jest mroczna i nieprzystępna.)
(Ja przed seansem ;))
Strona filmu na FILMWEB.PL
Uwielbiam ekranizacje twórczości Tolkiena i strasznie zazdroszczę Ci możliwości uczestniczenia w prapremierze. Mam nadzieję, że i mi się spodoba, choć przyznam, że również wolałabym, żeby reżyser bardziej skupił się na dokładnym odwzorowaniu powieści, a nie tworzeniu nowych wątków.
OdpowiedzUsuńAleż jestem rozczarowana tym, co reżyser zrobił z literackiego pierwowzoru! Tolkiena nie trzeba , nie wolno poprawiać, w dodatku w taki sposób! Napaliłam się strasznie na drugą część, ale póki co jestem tak bardzo zirytowana, że poważnie się zastanawiam nad wyprawą do kina.
OdpowiedzUsuńŁagodnaś, znajomi nawet na pierwszej części nie pozostawili suchej nitki. Drugą prawdopodobnie wklepią w glebę totalnie.
OdpowiedzUsuńNo nic, oglądnę to sobie po Nowym Roku. Zobaczymy, czy uda mi się dobrze bawić, czy też dodatki, rozciągnięcia i zmiany klimatu popsują mi tą zabawę ze szczętem.
Pierwsza część mi się podobała :P
UsuńDruga natomiast zbiera jak na razie same pozytywy od krytyków, co naprawdę mnie dziwi! I poniekąd zastanawia... Obejrzyj koniecznie, bo jestem ciekawa, jak Ty ocenisz ekranizację :)
Hehe, może nie czytali książki :-D
UsuńTo też jest jakieś wyjaśnienie. Chociaż mnie się bardziej wydaje, że to kwestia podejścia, że "nie wypada" krytykować dzieł Jacksona.
UsuńCudo to Twoje zdjęcie ;). Co tu porównywać do WP? Dla mnie Hobbit (1 cz.) okazał się gorszy od całej trylogii i nie byłam nim tak zachwycona, jak ty. Jednakże milo jest wrócić do świata, które się zna jak "wlasną kieszeń" (chociażby z filmów - bo książek raczej nie tknę). Przede mną 2 część Hobbita i mam nadzieję, że dla mnie okaże się lepszy od 1, ale pożyjemy - zobaczymy. :)
OdpowiedzUsuńNie patrzę, nie patrzę, nie patrzę! Doczytałam do nadprogramowej wojowniczki (nie wiedziałaś o niej? fani dysputy prowadzą od kilku jeśli nie kilkunastu miesięcy), a sama czekam. Do wymarzonego 27...
OdpowiedzUsuńWiedziałam o nadprogramowej bohaterce, ale nie sądziłam, że jej watek będzie tak rozbudowany i tak kiczowaty. A najbardziej dziwą mnie pozytywne opinie krytyków...
UsuńJakiś czas temu postanowiłam obejrzeć pierwszą część Hobbita i w miarę mi się spodobała i chciałam iść teraz do kina, ale nie mogę się jak na razie dogadać w sprawie terminu z przyjaciółką, a nie chcę iść sama, więc nie wiem jak to się skończy :D
OdpowiedzUsuńI masz super zdjęcie na pamiątkę ;)
Ale super prezent! :D
OdpowiedzUsuńJako fanka twórczości Tolkiena też wybiorę się na 2 cz. Hobbita, choć muszę przyznać, że hollywoodzkie przerysowanie było tu tylko kwestią czasu i nie zaskoczyło mnie, gdy czytałam Twój post. Dlatego do kina pójdę zdystansowana tak, jak rok temu. Tanie zagrywki pod widza denerwowały mnie trochę już w Powrocie Króla, dlatego po Hobbicie nie oczekuję wiele... Drużyna Pierścienia najlepsza! :D
(Ach! Rysiek na plakacie wygląda tak BOSKO! *_* )
Reżyser chciał przebić Tolkiena? Śmiech na sali. Dosłownie. Na pewno wybiorę się do kina, ale już czuję ten niesmak na języku. Obym się nie zadławiła popcornem...
OdpowiedzUsuńJak na razie mogę żyć wspomnieniem pierwszej części, bo do stycznia nie zobaczę "Hobbita" w kinie. Ale jestem niemal pewna, ze film będzie w kinach do końca stycznia, więc na pewnie nie ominie mnie to wielkie wydarzenie.
OdpowiedzUsuńJednak dziwi mnie, że Jackson przerysował sobie film i wyszło z tego, co wyszło. Bądź co bądź jest bardzo ceniony w tym, co robi. Ale tu chyba każdy musi sam sobie wyrobić zdanie.
Fajnie, że film mogłaś obejrzeć już teraz, zazdroszczę :) W zeszłym roku nie wybrałam się do kina na "Hobbita", ale teraz zamierzam to nadrobić i drugą część obejrzeć na wielkim ekranie. Zobaczymy jak ją odbiorę, ale przyznam, że już jestem uprzedzona do elfki.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze książki, więc ekranizacje na razie sobie odpuszczę, chociaż ciągnie mnie do nich jak nie wiem co. Ja też nie lubię gdy w ekranizacjach dodają jakieś niepotrzebne wątki czy postacie. Mam nadzieję, że jakoś ścierpię tę elfkę.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę :) Już nie mogę się doczekać, aż sama wpadnę do kina.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie czytałam książki. Najpierw więc wolałabym formę papierową, a potem film.
OdpowiedzUsuńIdę w poniedziałek za tydzień *_* Ja chcę już *_*
OdpowiedzUsuńA ja przeczytałem "Hobbita" i nie byłem za bardzo zadowolony (chyba jeszcze raz przeczytam), a na film na razie nie zamierzam pójść. :)
OdpowiedzUsuńFotosy i trailery wyglądały bosko... Mam nadzieję, że efekt końcowy również mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
W.
PS Wspaniały strój! :)
A ja to bym w końcu chciała przeczytać Hobbita!
OdpowiedzUsuńradosnych Świąt i uśmiechu na twarzy w 2014 roku :)
OdpowiedzUsuńOglądałam pierwszą część Hobbita, ale niezbyt przypadła mi do gustu. Jakoś ciężko mi było odnaleźć się w tej fantastycznej wizji świata. Nie czuje po [prostu tego klimatu.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt Bożego Narodzenia.
Ech, szkoda, że ta część wypada słabiej od poprzedniej, ale i tak mam na nią tak wielką ochotę, że nie powstrzymam się przed wizytą w kinie. :) Btw masz teraz śliczny szablon. :)
OdpowiedzUsuńWybieram się do kina na ten film, trudno, najwyżej też się trochę rozczaruję. Liczę, że chociaż widoki będą ładne 8)
OdpowiedzUsuń