23 czerwca 2017

FRAGMENT: „Wieczna Prawda” Brodi Ashton + KONKURS

Kochani, kilka dni temu do księgarń trafiła trzecia, finałowa część serii Podwieczność  Wieczna Prawda. Jako ambasadorka książki mam dla Was fragment powieści  prolog i pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że lektura zaostrzy Wasz apetyt na poznanie tej historii, bo wierzcie mi, takiego zakończenia serii chyba nikt się nie spodziewał! :) Dla ciekawych moja recenzja TUTAJ :)

Wieczna Prawda
Trylogia Podwieczność 
tom 3

Długo wyczekiwane zakończenie bestsellerowej trylogii autorstwa Brodi Ashton, która podbiła serca czytelników na całym świecie dwoma poprzednimi tomami – „Podwieczność” oraz „Podwieczność. Wieczna więź”.

Teraz, kiedy Nikki uratowała Jacka, jedyne czego chce, to być z nim i ukończyć szkołę. Lecz Cole podstępem nakłonił Nikki, by się nim pożywiła, przez co sama rozpoczęła proces przemiany w Wiecznie żywą... co oznacza, że sama niedługo musi pożywić się Dawcą… albo umrze.

Ogarnięta strachem o własne przetrwanie, Nikki i Jack podejmują rozpaczliwą próbę odwrócenia tego procesu za pomocą wszelkich możliwych środków. Nawet Cole, z którym na każdym kroku oczekiwali walki, stał się ich nieoczekiwanym sojusznikiem. Lecz jak długo może to trwać? Żeby przeżyć, Nikki potrzebuje żywić się Cole’em, Cole potrzebuje Nikki, by przejąć tron Podwieczności, a Jack potrzebuje Nikki, która jest dla niego wszystkim… Razem muszą powrócić do Podziemia, by zmienić przeznaczenie Nikki i ponownie uczynić ją śmiertelną. Lecz nie tylko Cole ma plan wobec Nikki: Królowa nie zapomniała o jej zdradzie i pragnie ją zabić. Czy Nikki będzie zmuszona spędzić wieczność w Podziemiu, czy ma w sobie to, czego potrzeba, by raz na zawsze zniszczyć Podwieczność?

W tym oszałamiającym finale trylogii, Brodi Ashton ukazuje wytrzymałość ludzkiej duszy i niezłomną potęgę prawdziwej miłości.

FRAGMENT:

PROLOG

DWA TYGODNIE TEMU
Powierzchnia. Moja sypialnia.

Jack potarł oczy i usiadł na łóżku.
– Czekaj. Co powiedziałaś?
– Podwieczność – odparłam. – Powiedziałam, że chcę ją zniszczyć. Rozwalmy ją. Zrzućmy bombę atomową albo coś. – Moje dłonie zaczęły się trząść.
Jack zerknął na zegarek, po czym wyciągnął do mnie rękę.
– Wróć do łóżka. Wszystko jest w porządku. Tunele nie wrócą po żadne z nas. Już po wszystkim.
Po wszystkim. Nigdy nie będzie po wszystkim. Już nie. Spojrzałam na otwarte okno – to, przez które Cole wyskoczył po tym, jak ukradł mi serce. Jack podążył za moim wzrokiem, zobaczył, że jest otwarte i popatrzył na mnie, jakby dopiero teraz wyczuwając, że coś jest nie w porządku.
– Co się stało, Becks?
– Cole tu był. – Mój głos drżał. – Powiedział, że trzykrotnie pożywiłam się nim w Podwieczności. Powiedział, że dlatego straciłam teraz serce. Zobaczył kompas na moim biurku, zabrał go i… i… – Gwałtownie nabrałam powietrza.
Jack w jednej chwili znalazł się przy mnie i otoczył masywnymi ramionami.
– Cii. Już dobrze. Powoli. Mówisz, że Cole ukradł kompas?
Zacisnęłam powieki.
– Leżał tutaj, na biurku. Powiedział, że to moje serce.
Jack na moment wstrzymał oddech.
– Twoje serce?
Skinęłam głową i odetchnęłam głęboko, po czym zrobiłam to, czego naprawdę się bałam. Chwyciłam jego dłoń i przyłożyłam do mojej piersi – tam, gdzie powinno znajdować się serce – dokładnie w ten sam sposób, w jaki kilka minut temu zrobił to Cole.
Nic. Żadnego bicia.
Mój oddech stał się urywany. Jack przycisnął dłoń mocniej do mojej skóry i przytrzymał ją przez długą chwilę. Krew odpłynęła mu z twarzy.
– Jak…? Dlaczego?
Jego głos zamarł, jakby nie był pewny, o co dokładnie chciał zapytać.
Powróciłam w myślach do ostatniego tygodnia i podróży, jaką odbyłam z Cole’em przez labirynt, żeby uratować Jacka. Następne słowa same spłynęły z moich ust:
– Kiedy szliśmy przez labirynt, by ciebie odnaleźć, bywały sytuacje, kiedy musiałam żywić się Cole’em, żeby przetrwać. – Potrząsnęłam głową. – Powiedział, że przez to, że zrobiłam to trzykrotnie, teraz stanę się Wieczną. A potem powiedział, że są pewne korzyści dla tego, kto posiada serce Wiecznie żywego. Wtedy właśnie… zniknął z kompasem. – Wpatrywałam się w Jacka. – Z moim sercem.
Jack popatrzył na otwarte okno.
– Dlaczego mnie nie obudziłaś?
– Byłeś taki zmęczony. Nie sądziłam też, że jest się czego bać. To był Cole. On… pomógł mi cię uratować. Był… – Moim przyjacielem. Zacisnęłam oczy i zganiłam samą siebie. Mój przyjaciel. Jak mogłam być tak głupia? Tak ślepa? – Oszukał mnie. Sprowadził mnie do Podwieczności tylko po to, żebym się nim pożywiła. Nigdy nie chciał ciebie ocalić. Był nawet zaskoczony, że tu jesteś. Powinnam była się tego spodziewać.
Poczułam, jak kolana uginają się pode mną, lecz zanim osunęłam się na podłogę, Jack mnie podtrzymał.
– Cii. Wszystko będzie dobrze, Becks.
– Musimy ją zniszczyć – powiedziałam. – Podwieczność. Musimy unicestwić ją całą. Boże, jak moja krew może pulsować tak szybko, skoro nie mam serca?
Jack skinął głową i pociągnął mnie w stronę łóżka, na którym usiedliśmy.
– Przemyślmy to. Pierwsze, co musimy zrobić, to odzyskać twoje serce.
Widząc mój oszalały wyraz twarzy, uniósł dłoń.
– Najpierw twoje serce – powtórzył. – Potem, kiedy już będziemy je mieli, pogadamy o rozwaleniu. Obiecuję.
– Dlaczego? – Pociągnęłam nosem. – Co nam da odzyskanie mojego serca?
– Cole najwyraźniej chce go dla jakiejś korzyści. Być może po to, by móc grozić ci, że je złamie.
Potrząsnęłam głową.
– Właśnie o to chodzi. Myliliśmy się co do jego serca. Jego kostki do gitary. Gdybyśmy ją złamali tamtej nocy, wcale by go to nie zabiło. – Wypuściłam powietrze z płuc. – Powiedział mi, że każdy Wieczny ma dwa serca. To z Powierzchni i drugie, z Podwieczności. Złam je oba, a ponownie staniesz się śmiertelny. Właśnie tak kobieta, która zmieniła Cole’a w Wiecznego, odzyskała swoją śmiertelność. Lecz złamanie tylko serca z Powierzchni? – Usilnie starałam się sobie przypomnieć, co to mogło oznaczać. Jedyne, co wiedziałam na pewno, to że Cole’a to nie zabije.
– W takim razie właśnie dlatego go chce. Złamanie tego serca to pierwszy krok do uczynienia cię z powrotem śmiertelną. Nie możesz stać się człowiekiem, skoro to on ma twoje serce. – Jack skrzywił się. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że o tym rozmawiamy. Jak on… – Urwał i potrząsnął głową. – Ale sukinsyn.
– To moja wina.
Popatrzył na mnie ostro.
– Becks, nie mów tak.
– To prawda. Zaufałam mu. Błagałam, żeby ze mną poszedł. Zapakowałam się dla niego w prezentowy papier i jeszcze ozdobiłam wielką, czerwoną kokardą.
Przycisnął usta do mojego czoła.
– Na szali było moje życie. Zrobiłbym to samo.
Podniosłam na niego wzrok, na co pochylił głowę i pocałował mnie. W tej jednej chwili jego spokój otulił mnie niczym koc, uciszając wszelkie moje lęki. Jeszcze niedawno nie mogliśmy się pocałować, żebym nie kradła od niego energii. Teraz był to… zwyczajny pocałunek.
Chwila. To był zwyczajny pocałunek.
Gdybym była prawdziwą Wieczną, czy nie byłoby transferu energii? Za każdym razem, kiedy Cole zbliżał do mnie swoje usta, następował między nami nagły przepływ emocji. Czy teraz nie powinno być ze mną podobnie?
Odsunęłam się.
– O co chodzi? – spytał Jack.
– Niczego nie poczułam. Niczego. Nic od ciebie nie wzięłam. Gdybym była Wiecznie żywą, pozbawiłabym cię energii.
Jack odetchnął przez nos.
– Widzisz? Nie możesz być jeszcze Wieczną. Nie może być za późno. Nie jest za późno. Odnajdziemy twoje serce i złamiemy je. Nie jest za późno.
Skinęłam głową, po czym przytuliłam się do niego i schowałam twarz w jego piersi. Może Jack miał rację. Nie czułam się ani trochę inaczej, poza małym faktem, że nie miałam serca. Jednak nawet bez niego wciąż miałam puls. Pocałowałam Jacka, nie kradnąc mu przy tym energii.
Czując ogarniającą mnie ulgę, ponownie uniosłam ku niemu twarz. Może rzeczywiście nie było za późno.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

TERAZ
Powierzchnia. Biblioteka. Dziewięćdziesiąt dziewięć lat do następnego Karmienia.

Uraza, jaką czułam do Cole’a, osiągnęła ekstremalny poziom. Musiało istnieć jakieś konkretne słowo, by opisać to, co do niego czułam, lecz jeszcze go nie znalazłam. Nienawiść to za mało. Nie wyrażała wiecznego aspektu moich uczuć. Nie wyjaśniała jej wykładniczego, rosnącego codziennie ogromu.
Cole kiedyś mi powiedział, że niektóre kary trwają po wsze czasy: Syzyf wtaczał głaz pod górę, żeby ten na koniec z powrotem się stoczył; Prometeusz, któremu orzeł zjadał wątrobę, by następnego dnia odrosła i ponownie została zjedzona... Moja nienawiść do niego była równie nieskończona. Podobnie jak nieśmiertelność.
Usłyszałam, jak Jack poruszył się na krześle.
– Znów wbijasz się w tę spiralę nienawiści? – zapytał.
Otworzyłam oczy i dostrzegłam, jak patrzy na mnie spod osłony lampki na biurku w kącie biblioteki. Odłożył pożółkłą stronę na sporą stertę podobnych kart, z których wszystkie były częścią dokumentów, jakie zabrałam z domu pani Jenkins po tym, jak umarła.
Potrząsnęłam głową, by pozbyć się wspomnienia tego, jak znalazłam ją martwą na kanapie. Cole powiedział mi, że zabił ją Max i pozostali członkowie Dead Elvises. Zbyt dużo o mnie wiedziała, a Cole nie chciał, by do królowej dotarło choć słowo o tym, że Dawca przeżył Karmienie. Nie miałam pojęcia, jak Cole zamierzał przejąć tron, lecz wiedziałam, że liczył na element zaskoczenia.
Dokumenty przed Jackiem to wszystko, co pozostało po pani Jenkins. A ponieważ dwa tygodnie temu Cole zabrał moje serce i zniknął z miasta – jak zawsze, kiedy go potrzebowaliśmy – były jedyną rzeczą, na której mogliśmy się skoncentrować.
– Skąd wiedziałeś, że zaczynam się wkręcać w tę całą spiralę? – spytałam.
Jack zmarszczył brwi.
– Bo mrużyłaś oczy. I trzymałaś dłoń na sercu. Poza tym masz taki wyraz twarzy, jakbyś chciała widzieć czyjąś głowę nabitą na pal.
Sięgnęłam przez szerokość biurka i odsunęłam mu z czoła pasmo brązowych włosów.
– Ty też go nienawidzisz.
Wzruszył ramionami.
– Absolutnie. Lecz staram się skupić moją nienawiść na znalezieniu lekarstwa na twój… stan.
– Właśnie tak mam to nazywać? Stan? Brakuje mi ważnego organu. Nie jestem pewna, czy stan wystarczająco to określa.
– Wciąż jeszcze nie wiemy, czy jesteś Wiecznie żywą. Nie byłaś w stanie się mną pożywić.
Jack miał rację. Od czasu tamtej pierwszej nocy próbowałam się nim karmić, lecz nic się nie wydarzyło. Czy możliwe było, żeby Cole ukradł moje serce, a ja wciąż pozostałam człowiekiem?
Gdyby Cole tutaj był, zapytałabym go, lecz zdążył już wyjechać z zespołem. I – najprawdopodobniej – z moim sercem.
Razem z Jackiem przez trzy noce czatowaliśmy przed jego mieszkaniem, dopóki w internecie nie natknęliśmy się na wpisy o koncercie Dead Elvises w Milwaukee. Od tamtej pory go nie było.
– Mogę mówić szczerze? – zapytałam.
– Masz na myśli, czy możesz powiedzieć coś pesymistycznego – poprawił mnie Jack.
– Prawda. Pesymizm. Ostatnio wydaje się, jakby były jednym i tym samym.
Jack westchnął.
– Mów.
– Przejrzeliśmy już wszystkie papiery. Tysiące razy. Niczego nie znaleźliśmy.
Jack wskazał na jeden z dokumentów, który czytał.
– Właściwie, to ten zawiera instrukcję, jak zostać Cieniem. Najwyraźniej, jeśli wystarczająco długo jesteś Wiecznym, lecz z jakiegoś powodu opuściłeś Karmienie, zmieniasz się w Cień.
Opuścić Karmienie. Znałam tylko jednego Wiecznego, który to zrobił. Myślami wróciłam do podróży przez Podwieczność.
– Przyjaciel Cole’a, Ashe, opuścił Karmienie. Wyglądał, jakby był stworzony z dymu. Być może właśnie stawał się Cieniem. – Potrząsnęłam głową. – To bez znaczenia. Instrukcja tego, jak zostać Cieniem, w niczym mi nie pomoże.
– Nigdy nie wiesz, co ci pomoże. Będziemy szukać dalej. – Przewrócił kilka kolejnych kartek, po czym podniósł jedną z nich. – Tutaj jest coś o lśniącym kamieniu. Może to będzie coś oznaczać. Coś, co będziemy mogli zanieść do profesora Spearsa.
Przewróciłam oczami i wyjrzałam przez okno. To również zrobiliśmy. Poszliśmy do profesora Spearsa. Kiedyś był już w stanie nam pomóc – gdy rozszyfrował antyczną bransoletkę i powiedział nam, że serce Cole’a to przedmiot.
W zeszłym tygodniu poszliśmy do jego biura i powiedzieliśmy mu prawdę o Cole’u, o mnie, moim brakującym sercu i fakcie, że teraz byłam Wieczną. Oskarżył nas, że robimy mu ogromny kawał. Jeszcze chwila, a kazałby nas wyrzucić z budynku. Mieliśmy z nami bransoletkę Meredith, lecz to niczego nie dowodziło. Nie sądziłam też, żeby dokumenty o lśniącym kamieniu zrobiły jakąkolwiek różnicę. Czułam frustrację, że nie mogłam sprawić, by zrozumiał.
– Profesor Spears nie może być jedynym, który coś o tym wie – powiedział Jack.
– Nie jest, ale ludzie, którzy naprawdę posiadają jakąś wiedzę – Córy Persefony, albo sami Wiecznie żywi – nie są zbyt rozmowni. – Przez okno wpatrywałam się w drugą stronę ulicy i miejski park. Matka i ojciec na zmianę huśtali swoje małe dziecko, jakiś mężczyzna rzucał frisbee swojemu psu, grupa dziewczynek bawiła się w berka, ciesząc się błękitnym niebem nadchodzącego lata. Ja jednak skupiałam się na matce i ojcu. Czy Jack i ja kiedykolwiek się razem zestarzejemy? Czy ja kiedykolwiek się w ogóle zestarzeję?
– Becks, popatrz na mnie – powiedział Jack.
Odwróciłam się do niego.
– Znajdziemy sposób, by cię uratować.
Uśmiechnęłam się.
– Spójrz na mnie. Nie potrzebuję ratunku. Po prostu nigdy się nie zestarzeję. A za dziewięćdziesiąt dziewięć lat, kiedy przyjdzie kolejne Karmienie, opuszczę je i umrę. Nie jestem Wieczną długo, więc nie zmienię się w Cień. Mamy więc dziewięćdziesiąt dziewięć lat.
Było jednak coś, o czym mu nie powiedziałam. Dzień po tym, jak Cole ukradł moje serce, zaczęłam słabnąć. Od tamtej pory uczucie to coraz bardziej rosło. Jednak nie chciałam straszyć Jacka.
Jack wyciągnął rękę przez szerokość biurka i dotknął mojego policzka. Zaskoczyło mnie, że dosięgnął tak daleko, lecz z drugiej strony wyszedł z Tuneli o wiele wyższy i generalnie większy niż wcześniej. To miało wpływ na zasięg jego ramion.
– Może to ciebie trzeba ratować – powiedziałam.
Jack uniósł brew.
– A niby dlaczego?
– Bo wróciłeś z Tuneli większy. I wyższy. A kto jeszcze rośnie w wieku osiemnastu lat?
Jack zacisnął usta i opuścił dłoń.
– Nikt jeszcze od tego nie umarł.
– Tak, lecz był jeden chłopak w Indianie, który umarł od robienia zbyt wielu brzuszków.
Jack wygiął usta w uśmiechu.
– Teraz po prostu zmyślasz.
– W Podwieczności nic nie jest takie, jakie się wydaje. Fakt, że tam stałeś się większy…
– Teraz nie będziemy się też martwić domysłami. Nie wiem, dlaczego wróciłem stamtąd większy, lecz przynajmniej mam wszystkie najważniejsze organy. – Ponownie sięgnął przez stół, lecz tym razem wskazał pod mój obojczyk. – Możesz powiedzieć, że jestem samolubny – a jestem kompletnie samolubny, jeśli chodzi o ciebie – ale chcę ciebie. Całej ciebie. Razem z twoim sercem.
– Masz moje serce.
– Tylko metaforycznie.
– Jeśli chcesz odpuścić sobie metafory, to możesz mieć moje ręce – powiedziałam.
Uśmiechnął się i objął palcami moje nadgarstki, po czym uniósł moje dłonie do ust i ucałował każdy z moich palców.
– A co jeszcze mogę mieć? – spytał.
– Hmm – mruknęłam, wciąż koncentrując się na tym, jak jego usta delikatnie dotykały mojej skóry. – Moje łokcie. Na dobrą sprawę je też mogę dorzucić.
Puścił moje nadgarstki i chwycił mnie za łokcie.
– Skoro mam twoje łokcie, muszę mieć też resztę twoich ramion.
– Sądzę, że możemy nad tym ponegocjować.
Z szerokim uśmiechem, wstał i pociągnął mnie do najbliższego kąta, za regał z książkami. Delikatnie prowadził mnie, dopóki plecami oparłam się o ścianę, po czym przeciągnął dłońmi po moich rękach, łokciach, aż w końcu objął nimi moją szyję. Zerknęłam za niego, by upewnić się, że nikt nas nie widzi, lecz wtedy odsunął kołnierzyk mojej koszuli i dotknął ustami mojego barku. Przestało mnie obchodzić czy ktokolwiek nas widzi. Zadrżałam.
– Uhm, nie było mowy o ramionach – powiedziałam dziwnie bez tchu.
– Przepraszam – odparł. – Trochę mnie ponosi, gdy rozmawiam o łokciach i tego typu rzeczach.
Przechyliłam głowę, żeby miał lepszy dostęp do mojej szyi.
– Tylko poczekaj, aż ci powiem o kolanach.
Przesunął wargi na moje usta i minęło trochę czasu, nim byłam w stanie ponownie o nich pomyśleć.
Cichy dźwięk wibracji oderwał nas od siebie i pozwolił nam złapać oddech. Jack wyciągnął swój telefon i zerknął na wyświetlacz.
– To wiadomość od Jules. Ona i Tara Bolton chcą wiedzieć, czy piszemy się na koncert. Najwyraźniej Martwi dają niezapowiedziany występ w Salt Lake.
Otworzyłam szeroko oczy.
– Cole z powrotem jest w mieście. A to znaczy…
– To znaczy, że mamy plany na wieczór. – Chwycił mnie za ręce i spojrzał mi w oczy. – Cole nigdy nie zostawiłby twojego serca w innym mieście. Nie ryzykowałby tak dużego dystansu. A nie sądzę, że odważy się zabrać je ze sobą na koncert. Założę się, że jest teraz w jego mieszkaniu. A to znaczy, że dzisiaj odnajdziemy twoje serce.

* * * 

I czas na KONKURS! Tak, dawno nie było u mnie konkursów (w sumie ostatni zorganizowałam przed przeprowadzką do UK, zgroza!), Do wygrania dwa świeżutkie egzemplarze Wiecznej Prawdy! Co należy zrobić? Wejść na mojego FACEBOOKA i postępować według wskazówek w regulaminie konkursu. 

Powodzenia! <3

2 komentarze:

  1. Wstyd przyznać, ale jeszcze nie zabrałam się za czytanie tej serii. Muszę w końcu zapolować na pierwszy tom ;)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog tworzę dla Was i każdy Wasz komentarz to dla mnie motywacja do dalszego pisania. Dziękuję, że jesteście tu ze mną! :)