Kochani, kilka dni temu do księgarń trafiła trzecia, finałowa część serii Podwieczność – Wieczna Prawda. Jako ambasadorka książki mam dla Was fragment powieści – prolog i pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że lektura zaostrzy Wasz apetyt na poznanie tej historii, bo wierzcie mi, takiego zakończenia serii chyba nikt się nie spodziewał! :) Dla ciekawych moja recenzja TUTAJ :)
Wieczna Prawda
Trylogia Podwieczność
tom 3
Długo wyczekiwane zakończenie bestsellerowej trylogii autorstwa Brodi Ashton, która podbiła serca czytelników na całym świecie dwoma poprzednimi tomami – „Podwieczność” oraz „Podwieczność. Wieczna więź”.
Teraz, kiedy Nikki uratowała Jacka, jedyne czego chce, to być z nim i ukończyć szkołę. Lecz Cole podstępem nakłonił Nikki, by się nim pożywiła, przez co sama rozpoczęła proces przemiany w Wiecznie żywą... co oznacza, że sama niedługo musi pożywić się Dawcą… albo umrze.
Ogarnięta strachem o własne przetrwanie, Nikki i Jack podejmują rozpaczliwą próbę odwrócenia tego procesu za pomocą wszelkich możliwych środków. Nawet Cole, z którym na każdym kroku oczekiwali walki, stał się ich nieoczekiwanym sojusznikiem. Lecz jak długo może to trwać? Żeby przeżyć, Nikki potrzebuje żywić się Cole’em, Cole potrzebuje Nikki, by przejąć tron Podwieczności, a Jack potrzebuje Nikki, która jest dla niego wszystkim… Razem muszą powrócić do Podziemia, by zmienić przeznaczenie Nikki i ponownie uczynić ją śmiertelną. Lecz nie tylko Cole ma plan wobec Nikki: Królowa nie zapomniała o jej zdradzie i pragnie ją zabić. Czy Nikki będzie zmuszona spędzić wieczność w Podziemiu, czy ma w sobie to, czego potrzeba, by raz na zawsze zniszczyć Podwieczność?
W tym oszałamiającym finale trylogii, Brodi Ashton ukazuje wytrzymałość ludzkiej duszy i niezłomną potęgę prawdziwej miłości.
FRAGMENT:
PROLOG
DWA TYGODNIE TEMU
Powierzchnia.
Moja sypialnia.
Jack
potarł oczy i usiadł na łóżku.
– Czekaj. Co
powiedziałaś?
– Podwieczność –
odparłam. – Powiedziałam, że chcę ją zniszczyć. Rozwalmy ją. Zrzućmy bombę
atomową albo coś. – Moje dłonie zaczęły się trząść.
Jack zerknął na
zegarek, po czym wyciągnął do mnie rękę.
– Wróć do łóżka.
Wszystko jest w porządku. Tunele nie wrócą po żadne z nas. Już po wszystkim.
Po wszystkim.
Nigdy nie będzie po wszystkim. Już nie. Spojrzałam na otwarte okno – to, przez
które Cole wyskoczył po tym, jak ukradł mi serce. Jack podążył za moim
wzrokiem, zobaczył, że jest otwarte i popatrzył na mnie, jakby dopiero teraz
wyczuwając, że coś jest nie w porządku.
– Co się stało,
Becks?
– Cole tu był. –
Mój głos drżał. – Powiedział, że trzykrotnie pożywiłam się nim w Podwieczności.
Powiedział, że dlatego straciłam teraz serce. Zobaczył kompas na moim biurku,
zabrał go i… i… – Gwałtownie nabrałam powietrza.
Jack w jednej
chwili znalazł się przy mnie i otoczył masywnymi ramionami.
– Cii. Już
dobrze. Powoli. Mówisz, że Cole ukradł kompas?
Zacisnęłam
powieki.
– Leżał tutaj,
na biurku. Powiedział, że to moje serce.
Jack na moment
wstrzymał oddech.
– Twoje serce?
Skinęłam głową i
odetchnęłam głęboko, po czym zrobiłam to, czego naprawdę się bałam. Chwyciłam
jego dłoń i przyłożyłam do mojej piersi – tam, gdzie powinno znajdować się
serce – dokładnie w ten sam sposób, w jaki kilka minut temu zrobił to Cole.
Nic. Żadnego
bicia.
Mój oddech stał
się urywany. Jack przycisnął dłoń mocniej do mojej skóry i przytrzymał ją przez
długą chwilę. Krew odpłynęła mu z twarzy.
– Jak…?
Dlaczego?
Jego głos
zamarł, jakby nie był pewny, o co dokładnie chciał zapytać.
Powróciłam w
myślach do ostatniego tygodnia i podróży, jaką odbyłam z Cole’em przez
labirynt, żeby uratować Jacka. Następne słowa same spłynęły z moich ust:
– Kiedy szliśmy
przez labirynt, by ciebie odnaleźć, bywały sytuacje, kiedy musiałam żywić się
Cole’em, żeby przetrwać. – Potrząsnęłam głową. – Powiedział, że przez to, że
zrobiłam to trzykrotnie, teraz stanę się Wieczną. A potem powiedział, że są
pewne korzyści dla tego, kto posiada serce Wiecznie żywego. Wtedy właśnie… zniknął
z kompasem. – Wpatrywałam się w Jacka. – Z moim sercem.
Jack popatrzył
na otwarte okno.
– Dlaczego mnie
nie obudziłaś?
– Byłeś taki
zmęczony. Nie sądziłam też, że jest się czego bać. To był Cole. On… pomógł mi
cię uratować. Był… – Moim przyjacielem. Zacisnęłam oczy i zganiłam samą
siebie. Mój przyjaciel. Jak mogłam być tak głupia? Tak ślepa? – Oszukał mnie.
Sprowadził mnie do Podwieczności tylko po to, żebym się nim pożywiła. Nigdy nie
chciał ciebie ocalić. Był nawet zaskoczony, że tu jesteś. Powinnam była się
tego spodziewać.
Poczułam, jak
kolana uginają się pode mną, lecz zanim osunęłam się na podłogę, Jack mnie
podtrzymał.
– Cii. Wszystko
będzie dobrze, Becks.
– Musimy ją
zniszczyć – powiedziałam. – Podwieczność. Musimy unicestwić ją całą. Boże, jak
moja krew może pulsować tak szybko, skoro nie mam serca?
Jack skinął
głową i pociągnął mnie w stronę łóżka, na którym usiedliśmy.
– Przemyślmy to.
Pierwsze, co musimy zrobić, to odzyskać twoje serce.
Widząc mój
oszalały wyraz twarzy, uniósł dłoń.
– Najpierw twoje
serce – powtórzył. – Potem, kiedy już będziemy je mieli, pogadamy o rozwaleniu.
Obiecuję.
– Dlaczego? –
Pociągnęłam nosem. – Co nam da odzyskanie mojego serca?
– Cole
najwyraźniej chce go dla jakiejś korzyści. Być może po to, by móc grozić ci, że
je złamie.
Potrząsnęłam
głową.
– Właśnie o to
chodzi. Myliliśmy się co do jego serca. Jego kostki do gitary. Gdybyśmy ją
złamali tamtej nocy, wcale by go to nie zabiło. – Wypuściłam powietrze z płuc.
– Powiedział mi, że każdy Wieczny ma dwa serca. To z Powierzchni i drugie, z
Podwieczności. Złam je oba, a ponownie staniesz się śmiertelny. Właśnie tak
kobieta, która zmieniła Cole’a w Wiecznego, odzyskała swoją śmiertelność. Lecz
złamanie tylko serca z Powierzchni? – Usilnie starałam się sobie przypomnieć,
co to mogło oznaczać. Jedyne, co wiedziałam na pewno, to że Cole’a to nie
zabije.
– W takim razie
właśnie dlatego go chce. Złamanie tego serca to pierwszy krok do uczynienia cię
z powrotem śmiertelną. Nie możesz stać się człowiekiem, skoro to on ma twoje
serce. – Jack skrzywił się. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że o tym rozmawiamy. Jak
on… – Urwał i potrząsnął głową. – Ale sukinsyn.
– To moja wina.
Popatrzył na
mnie ostro.
– Becks, nie mów
tak.
– To prawda.
Zaufałam mu. Błagałam, żeby ze mną poszedł. Zapakowałam się dla niego w
prezentowy papier i jeszcze ozdobiłam wielką, czerwoną kokardą.
Przycisnął usta
do mojego czoła.
– Na szali było
moje życie. Zrobiłbym to samo.
Podniosłam na
niego wzrok, na co pochylił głowę i pocałował mnie. W tej jednej chwili jego
spokój otulił mnie niczym koc, uciszając wszelkie moje lęki. Jeszcze niedawno
nie mogliśmy się pocałować, żebym nie kradła od niego energii. Teraz był to…
zwyczajny pocałunek.
Chwila. To był zwyczajny pocałunek.
Gdybym była
prawdziwą Wieczną, czy nie byłoby transferu energii? Za każdym razem, kiedy
Cole zbliżał do mnie swoje usta, następował między nami nagły przepływ emocji.
Czy teraz nie powinno być ze mną podobnie?
Odsunęłam się.
– O co chodzi? –
spytał Jack.
– Niczego nie
poczułam. Niczego. Nic od ciebie nie wzięłam. Gdybym była Wiecznie żywą,
pozbawiłabym cię energii.
Jack odetchnął
przez nos.
– Widzisz? Nie
możesz być jeszcze Wieczną. Nie może być za późno. Nie jest za późno. Odnajdziemy twoje serce i złamiemy je. Nie jest
za późno.
Skinęłam głową, po
czym przytuliłam się do niego i schowałam twarz w jego piersi. Może Jack miał
rację. Nie czułam się ani trochę inaczej, poza małym faktem, że nie miałam
serca. Jednak nawet bez niego wciąż miałam puls. Pocałowałam Jacka, nie kradnąc
mu przy tym energii.
Czując
ogarniającą mnie ulgę, ponownie uniosłam ku niemu twarz. Może rzeczywiście nie
było za późno.
ROZDZIAŁ
PIERWSZY
TERAZ
Powierzchnia.
Biblioteka. Dziewięćdziesiąt dziewięć lat do następnego Karmienia.
Uraza, jaką czułam do Cole’a, osiągnęła ekstremalny poziom. Musiało
istnieć jakieś konkretne słowo, by opisać to, co do niego czułam, lecz jeszcze
go nie znalazłam. Nienawiść to za mało. Nie wyrażała wiecznego aspektu moich
uczuć. Nie wyjaśniała jej wykładniczego, rosnącego codziennie ogromu.
Cole kiedyś mi
powiedział, że niektóre kary trwają po wsze czasy: Syzyf wtaczał głaz pod górę,
żeby ten na koniec z powrotem się stoczył; Prometeusz, któremu orzeł zjadał
wątrobę, by następnego dnia odrosła i ponownie została zjedzona... Moja
nienawiść do niego była równie nieskończona. Podobnie jak nieśmiertelność.
Usłyszałam, jak
Jack poruszył się na krześle.
– Znów wbijasz
się w tę spiralę nienawiści? – zapytał.
Otworzyłam oczy
i dostrzegłam, jak patrzy na mnie spod osłony lampki na biurku w kącie
biblioteki. Odłożył pożółkłą stronę na sporą stertę podobnych kart, z których
wszystkie były częścią dokumentów, jakie zabrałam z domu pani Jenkins po tym,
jak umarła.
Potrząsnęłam
głową, by pozbyć się wspomnienia tego, jak znalazłam ją martwą na kanapie. Cole
powiedział mi, że zabił ją Max i pozostali członkowie Dead Elvises. Zbyt dużo o
mnie wiedziała, a Cole nie chciał, by do królowej dotarło choć słowo o tym, że
Dawca przeżył Karmienie. Nie miałam pojęcia, jak Cole zamierzał przejąć tron,
lecz wiedziałam, że liczył na element zaskoczenia.
Dokumenty przed
Jackiem to wszystko, co pozostało po pani Jenkins. A ponieważ dwa tygodnie temu
Cole zabrał moje serce i zniknął z miasta – jak zawsze, kiedy go
potrzebowaliśmy – były jedyną rzeczą, na której mogliśmy się skoncentrować.
– Skąd
wiedziałeś, że zaczynam się wkręcać w tę całą spiralę? – spytałam.
Jack zmarszczył
brwi.
– Bo mrużyłaś
oczy. I trzymałaś dłoń na sercu. Poza tym masz taki wyraz twarzy, jakbyś
chciała widzieć czyjąś głowę nabitą na pal.
Sięgnęłam przez
szerokość biurka i odsunęłam mu z czoła pasmo brązowych włosów.
– Ty też go
nienawidzisz.
Wzruszył
ramionami.
– Absolutnie.
Lecz staram się skupić moją nienawiść na znalezieniu lekarstwa na twój… stan.
– Właśnie tak
mam to nazywać? Stan? Brakuje mi ważnego organu. Nie jestem pewna, czy stan wystarczająco to określa.
– Wciąż jeszcze
nie wiemy, czy jesteś Wiecznie żywą. Nie byłaś w stanie się mną pożywić.
Jack miał rację.
Od czasu tamtej pierwszej nocy próbowałam się nim karmić, lecz nic się nie
wydarzyło. Czy możliwe było, żeby Cole ukradł moje serce, a ja wciąż pozostałam
człowiekiem?
Gdyby Cole tutaj
był, zapytałabym go, lecz zdążył już wyjechać z zespołem. I –
najprawdopodobniej – z moim sercem.
Razem z Jackiem
przez trzy noce czatowaliśmy przed jego mieszkaniem, dopóki w internecie nie
natknęliśmy się na wpisy o koncercie Dead Elvises w Milwaukee. Od tamtej pory
go nie było.
– Mogę mówić
szczerze? – zapytałam.
– Masz na myśli,
czy możesz powiedzieć coś pesymistycznego – poprawił mnie Jack.
– Prawda.
Pesymizm. Ostatnio wydaje się, jakby były jednym i tym samym.
Jack westchnął.
– Mów.
– Przejrzeliśmy
już wszystkie papiery. Tysiące razy. Niczego nie znaleźliśmy.
Jack wskazał na
jeden z dokumentów, który czytał.
– Właściwie, to
ten zawiera instrukcję, jak zostać Cieniem. Najwyraźniej, jeśli wystarczająco
długo jesteś Wiecznym, lecz z jakiegoś powodu opuściłeś Karmienie, zmieniasz
się w Cień.
Opuścić
Karmienie. Znałam
tylko jednego Wiecznego, który to zrobił. Myślami wróciłam do podróży przez
Podwieczność.
– Przyjaciel
Cole’a, Ashe, opuścił Karmienie. Wyglądał, jakby był stworzony z dymu. Być może
właśnie stawał się Cieniem. – Potrząsnęłam głową. – To bez znaczenia.
Instrukcja tego, jak zostać Cieniem, w niczym mi nie pomoże.
– Nigdy nie
wiesz, co ci pomoże. Będziemy szukać dalej. – Przewrócił kilka kolejnych
kartek, po czym podniósł jedną z nich. – Tutaj jest coś o lśniącym kamieniu.
Może to będzie coś oznaczać. Coś, co będziemy mogli zanieść do profesora
Spearsa.
Przewróciłam
oczami i wyjrzałam przez okno. To również zrobiliśmy. Poszliśmy do profesora
Spearsa. Kiedyś był już w stanie nam pomóc – gdy rozszyfrował antyczną
bransoletkę i powiedział nam, że serce Cole’a to przedmiot.
W zeszłym
tygodniu poszliśmy do jego biura i powiedzieliśmy mu prawdę o Cole’u, o mnie,
moim brakującym sercu i fakcie, że teraz byłam Wieczną. Oskarżył nas, że robimy
mu ogromny kawał. Jeszcze chwila, a kazałby nas wyrzucić z budynku. Mieliśmy z
nami bransoletkę Meredith, lecz to niczego nie dowodziło. Nie sądziłam też,
żeby dokumenty o lśniącym kamieniu zrobiły jakąkolwiek różnicę. Czułam
frustrację, że nie mogłam sprawić, by zrozumiał.
– Profesor
Spears nie może być jedynym, który coś o tym wie – powiedział Jack.
– Nie jest, ale
ludzie, którzy naprawdę posiadają jakąś wiedzę – Córy Persefony, albo sami
Wiecznie żywi – nie są zbyt rozmowni. – Przez okno wpatrywałam się w drugą
stronę ulicy i miejski park. Matka i ojciec na zmianę huśtali swoje małe
dziecko, jakiś mężczyzna rzucał frisbee swojemu psu, grupa dziewczynek bawiła
się w berka, ciesząc się błękitnym niebem nadchodzącego lata. Ja jednak
skupiałam się na matce i ojcu. Czy Jack i ja kiedykolwiek się razem
zestarzejemy? Czy ja kiedykolwiek się w ogóle zestarzeję?
– Becks, popatrz
na mnie – powiedział Jack.
Odwróciłam się
do niego.
– Znajdziemy
sposób, by cię uratować.
Uśmiechnęłam
się.
– Spójrz na mnie. Nie potrzebuję ratunku. Po prostu
nigdy się nie zestarzeję. A za dziewięćdziesiąt dziewięć lat, kiedy przyjdzie
kolejne Karmienie, opuszczę je i umrę. Nie jestem Wieczną długo, więc nie
zmienię się w Cień. Mamy więc dziewięćdziesiąt dziewięć lat.
Było jednak coś,
o czym mu nie powiedziałam. Dzień po tym, jak Cole ukradł moje serce, zaczęłam
słabnąć. Od tamtej pory uczucie to coraz bardziej rosło. Jednak nie chciałam
straszyć Jacka.
Jack wyciągnął
rękę przez szerokość biurka i dotknął mojego policzka. Zaskoczyło mnie, że
dosięgnął tak daleko, lecz z drugiej strony wyszedł z Tuneli o wiele wyższy i
generalnie większy niż wcześniej. To miało wpływ na zasięg jego ramion.
– Może to ciebie
trzeba ratować – powiedziałam.
Jack uniósł
brew.
– A niby
dlaczego?
– Bo wróciłeś z
Tuneli większy. I wyższy. A kto jeszcze rośnie w wieku osiemnastu lat?
Jack zacisnął
usta i opuścił dłoń.
– Nikt jeszcze
od tego nie umarł.
– Tak, lecz był
jeden chłopak w Indianie, który umarł od robienia zbyt wielu brzuszków.
Jack wygiął usta
w uśmiechu.
– Teraz po
prostu zmyślasz.
– W
Podwieczności nic nie jest takie, jakie się wydaje. Fakt, że tam stałeś się
większy…
– Teraz nie
będziemy się też martwić domysłami. Nie wiem, dlaczego wróciłem stamtąd
większy, lecz przynajmniej mam wszystkie najważniejsze organy. – Ponownie
sięgnął przez stół, lecz tym razem wskazał pod mój obojczyk. – Możesz
powiedzieć, że jestem samolubny – a jestem kompletnie samolubny, jeśli chodzi o
ciebie – ale chcę ciebie. Całej ciebie. Razem z twoim sercem.
– Masz moje
serce.
– Tylko
metaforycznie.
– Jeśli chcesz
odpuścić sobie metafory, to możesz mieć moje ręce – powiedziałam.
Uśmiechnął się i
objął palcami moje nadgarstki, po czym uniósł moje dłonie do ust i ucałował
każdy z moich palców.
– A co jeszcze
mogę mieć? – spytał.
– Hmm –
mruknęłam, wciąż koncentrując się na tym, jak jego usta delikatnie dotykały
mojej skóry. – Moje łokcie. Na dobrą sprawę je też mogę dorzucić.
Puścił moje
nadgarstki i chwycił mnie za łokcie.
– Skoro mam
twoje łokcie, muszę mieć też resztę twoich ramion.
– Sądzę, że
możemy nad tym ponegocjować.
Z szerokim
uśmiechem, wstał i pociągnął mnie do najbliższego kąta, za regał z książkami.
Delikatnie prowadził mnie, dopóki plecami oparłam się o ścianę, po czym
przeciągnął dłońmi po moich rękach, łokciach, aż w końcu objął nimi moją szyję.
Zerknęłam za niego, by upewnić się, że nikt nas nie widzi, lecz wtedy odsunął kołnierzyk
mojej koszuli i dotknął ustami mojego barku. Przestało mnie obchodzić czy
ktokolwiek nas widzi. Zadrżałam.
– Uhm, nie było
mowy o ramionach – powiedziałam dziwnie bez tchu.
– Przepraszam –
odparł. – Trochę mnie ponosi, gdy rozmawiam o łokciach i tego typu rzeczach.
Przechyliłam
głowę, żeby miał lepszy dostęp do mojej szyi.
– Tylko
poczekaj, aż ci powiem o kolanach.
Przesunął wargi
na moje usta i minęło trochę czasu, nim byłam w stanie ponownie o nich
pomyśleć.
Cichy dźwięk
wibracji oderwał nas od siebie i pozwolił nam złapać oddech. Jack wyciągnął
swój telefon i zerknął na wyświetlacz.
– To wiadomość
od Jules. Ona i Tara Bolton chcą wiedzieć, czy piszemy się na koncert.
Najwyraźniej Martwi dają niezapowiedziany występ w Salt Lake.
Otworzyłam szeroko
oczy.
– Cole z
powrotem jest w mieście. A to znaczy…
– To znaczy, że
mamy plany na wieczór. – Chwycił mnie za ręce i spojrzał mi w oczy. – Cole
nigdy nie zostawiłby twojego serca w innym mieście. Nie ryzykowałby tak dużego
dystansu. A nie sądzę, że odważy się zabrać je ze sobą na koncert. Założę się,
że jest teraz w jego mieszkaniu. A to znaczy, że dzisiaj odnajdziemy twoje
serce.
* * *
I czas na KONKURS! Tak, dawno nie było u mnie konkursów (w sumie ostatni zorganizowałam przed przeprowadzką do UK, zgroza!), Do wygrania dwa świeżutkie egzemplarze Wiecznej Prawdy! Co należy zrobić? Wejść na mojego FACEBOOKA i postępować według wskazówek w regulaminie konkursu.
Powodzenia! <3
Wstyd przyznać, ale jeszcze nie zabrałam się za czytanie tej serii. Muszę w końcu zapolować na pierwszy tom ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam trylogię. ;)
OdpowiedzUsuń