Oto piąty wpis w ramach mojego autorskiego cyklu. „Niezrecenzowane” to przemyślenia na temat książek lub filmów, których nie jestem w stanie zrecenzować w tradycyjny sposób. To luźne notki nie tylko o tych dziełach, na które szkoda strzępić języka (tudzież klawiatury), ale także o dziełach, które zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że nie umiem napisać na ich temat sensownej, pełnej recenzji. Mam nadzieję, że taka forma dzielenia się wrażeniami z lektury lub seansu filmowego przypadnie Wam do gustu ;)
Odcinek 5
Zew górzystej krainy
Amy Cameron
Edynburg, rok 1913. Młodej nauczycielce, Lili Campbell, nieślubnej córce kucharki, niespodziewanie oświadcza się przystojny i zamożny baronet, sir Niall Munroy. Dziewczyna wyrusza z narzeczonym do odległego zamku w Highlands, gdzie liczna rodzina Nialla przyjmuje ją z ostentacyjnym lekceważeniem. Lili musi się zmierzyć z mroczną atmosferą pełną skrywanych tajemnic i zapiekłej nienawiści, która od wielu pokoleń dzieli klany Munroyów i Makenziech. Wiele wskazuje na to, że o genezie waśni najwięcej wie babcia sir Nialla, lady Mhairie, jedna z niewielu życzliwych Lili osób.
Czy uczucie łączące pannę Campbell i jej narzeczonego okaże się dostatecznie silne nawet wówczas, gdy Lili odkryje, że jej ojciec należał do klanu Makenziech, a niedawne samobójstwo pierwszej żony sir Nialla nadal kładzie się głębokim cieniem na jego życiu i podejściu do kwestii małżeństwa?
Gdy zobaczyłam okładkę tej książki, wiedziałam, że Zew górzystej krainy musi być mój. Szkocja na początku XX wieku, wielka miłość prowincjonalnej nauczycielki i obrzydliwie bogatego baroneta oraz tajemnica ukryta w zamku stojącym gdzieś na wrzosowiskach? Miałam wrażenie, jakby tę książkę ktoś napisał specjalnie dla mnie! Być może dlatego jestem tak strasznie zawiedziona – powieść Amy Cameron okazała się totalną klapą.
Główna bohaterka, Lili, na początku wydała mi się całkiem sensowną postacią, ale jej zachowanie po poznaniu amanta nieco ostudziło mój entuzjazm. Również historia „wielkiej” miłości okazała się mało porywająca. Próby odkrycia rodowej tajemnicy bardziej mnie irytowały, niż wciągnęły w opowieść, a zachowanie reszty bohaterów było irracjonalne. W pewnym momencie przyłapałam się na tym, że usilnie próbuję odnaleźć w tej książce jakieś plusy, ale nawet język autorki mnie denerwował – książka, mimo lekkiego wydźwięku, ma w sobie jakąś ciężkość, język jest toporny i mało wystylizowany. Miałam wrażenie, jakby każde kolejne słowo zgrzytało mi w zębach. Myślę, że można było tę powieść napisać lepiej, bo fabuła naprawdę miała potencjał!
Zawiodłam się. Tak po prostu. Piękna, nastrojowa okładka i opis obiecywały mi pełną tajemnic opowieść o miłości, stracie i sekretach z przeszłości, a niestety zamiast tego otrzymałam czytadło o nie do końca zrównoważonych bohaterach i romansie, który w zasadzie nie istniał. Obawiam się, że inne dzieła Amy Cameron będę obchodziła szerokim łukiem.