Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Otwarte. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Otwarte. Pokaż wszystkie posty

24 stycznia 2017

„Eleonora i Park” Rainbow Rowell


Zbierałam się do napisania tego tekstu ponad miesiąc czasu. Miesiąc! I wciąż nie wiem, co napisać. Bo są takie książki, o których nie da się napisać czegoś sensownego. To takie książki, które powolutku, niepostrzeżenie wwiercają się w odbiorcę, zakorzeniają głęboko w sercu i zostają tam już na zawsze. Tak właśnie jest z powieścią Rainbow Rowell Eleonora i Park.

Eleonora i Park to zwyczajne dzieciaki o całkiem niezwykłych osobowościach. Oboje pochodzą z zupełnie różnych światów, lecz to nie przeszkadza im się do siebie zbliżyć. Historia rozwija się niespiesznie, czytelnik obserwuje rodzące się pomiędzy dwójką nastolatków uczucie, jednocześnie samemu zakochując się w opowieści. Podział książki na dwa punkty widzenia pozwala zrozumieć sytuację obojga bohaterów i wczuć się w ich problemy. Plastyczne opisy i zabawne dialogi dodają opowieści animuszu i rozbudzają wyobraźnię. Nie brakuje także poważniejszego tonu, wszak autorka podejmuje trudne tematy, m.in. dotyczące przemocy domowej i wyobcowania. Rowell nie podaje nam wszystkiego na tacy, pozwala nam wielu rzeczy się domyślać, a ostatecznie pozostawia w totalnym oszołomieniu, kreując wyjątkowo tajemniczy i niejednoznaczny finał historii. Nie ukrywam, że byłam naprawdę wkurzona z powodu tego zakończenia!

Eleonora i Park to świetnie napisana opowieść o pierwszej miłości, poznawaniu siebie i budowaniu zaufania. To jedna z tych lektur, które sprawiają, że czytelnik ma ochotę wrócić do czasów szkolnych i przeżyć coś takiego na własnej skórze. Bo pierwsza miłość zawsze tak wspaniale smakuje! Autorka doskonale poradziła sobie z kreacją pełnowymiarowych postaci, a przy tym potrafiła rozbudzić we mnie szereg najróżniejszych emocji – śmiałam się i płakałam razem z bohaterami! Spędziłam z tą książką cudowny czas i szczerze mówiąc bardzo bym chciała doczekać się jej kontynuacji. Nie skłamię również, jeśli dodam, że to jedna z najlepszych młodzieżówek, jaką miałam okazję poznać. Zatem polecam Wam ten tytuł z całego serca! <3


Tytuł oryginalny: Eleonora & Park
Seria: wydanie jednotomowe
Ilość stron: 360
Data polskiego wydania: 18.03.2015
Tłumaczenie: Magdalena Zielińska
Wydawca: Otwarte
Opis wydawcy: KLIK

Moja ocena:

15 grudnia 2015

"Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań"

"Dwunastu autorów powieści dla młodzieży, m.in. Rainbow Rowell, Gayle Forman i David Levithan, w te święta sprawią Ci najlepszy prezent.

Znana piosenkarka udaje kogoś innego, by uciec przed sławą…
Dziewczyna adoptowana przez Świętego Mikołaja zastanawia się, czy dla miłości jest gotowa opuścić krainę elfów…
Skazany na prace społeczne młodociany przestępca musi wziąć udział w przygotowaniach do jasełek i zakochuje się w najbardziej nieodpowiedniej dla niego osobie…

Nieważne, skąd pochodzisz, czy jesteś elfem czy zagubionym w świecie dorosłych nastolatkiem - uwierz w magię świąt! A jeśli nie uwierzysz, czy to oznacza, że ona nie istnieje?

Przecież wszyscy pragniemy tego samego - by ktoś podarował nam miłość…"


Niektóre książki po prostu trzeba przeczytać. Tak było ze mną i świątecznym zestawem opowiadań pt. Podaruj mi miłość. Zachwycił mnie opis, zachwyciła okładka, nie mogłam więc odmówić sobie takiego prezentu. I wiecie co? Jestem zachwycona!

Podaruj mi miłość to 12 świątecznych opowiadań, które zebrała Stephenie Perkins. To historie bardzo różne, niezwiązane ze sobą fabularnie. Niektóre z nich podobały mi się bardziej, inne mniej, jednak wszystkie łączy wspólny mianownik – magiczna atmosfera Świąt Bożego Narodzenia. To pierwsza taka antologia, którą mogę uznać za w pełni udaną.

źródło
Szczególnie zachwyciło mnie sześć opowiadań: Północ od Rainbow Rowell, Cud Charliego Browna od Stephanie Perkins, Krampuslauf od Holly Black, Coś Ty narobiła, Sophie Roth? od Gayle Forman, Witamy w Christmas w Kalifornii od Kiersten White oraz Gwiazda Betlejemska od Ally Carter. Wymienione historie wyróżnia lekkie pióro autorek i czarująca fabuła. Do przeciętnych, ale wartych uwagi tekstów mogę zaliczyć: Anioły na śniegu od Matta de la Pena, Kryzysowy Mikołaj od Davida Levithana oraz Gwiazda polarna wskaże ci drogę od Jenny Han. Poza nimi pojawiły się też dwie dziwne i trudne do oceny historie, tj. Dama i lis od Kelly Link oraz Jezus malusieńki leży wśród wojenki od Myry McEntire. Nie były to teksty złe, ale nie wzbudziły we mnie szybszego bicia serca, nie zżyłam się również z bohaterami tych opowieści i nie śledziłam ich losów z zainteresowaniem. Natomiast ze wszystkich tekstów tylko jeden totalnie mi się nie spodobał, a mianowicie ostatnie opowiadanie pt. Dziewczyna, która obudziła Śniącego od Laini Taylor. Takiej żenady dawno nie przeczytałam! 

Podaruj mi miłość to bardzo udana publikacja – nie tylko została pięknie wydana i cieszy oko, ale przede wszystkim spełnia swoje zadanie – wprowadza odbiorcę w świąteczny nastrój, wzrusza, zachwyca i czaruje. Szkoda tylko, że wśród opowiadań zabrakło tekstów np. Stephenie Meyer, Cassandry Clare, Claudii Gray czy Maggie Stiefvater i Libby Bray, bowiem na pewno wszystkie sprezentowałyby nam piękne, świąteczne historie. Może w kolejnej edycji? Powiem tak – nie żałuję ani jednej złotówki wydanej na Podaruj mi miłość i przyznaję, że gdyby Stephanie Perkins zechciała zebrać i wydać jeszcze jedną antologię, kupiłabym ją w ciemno! Tak więc bardzo mocno polecam Wam ten tytuł – na świąteczny czas to lektura wręcz obowiązkowa! ;)


Original: My True Love Gave to Me
Wydawca: Otwarte
Data wydania: 4.11.2015
Ilość stron: 432
Przeł. Małgorzata Kafel
Moja ocena: 5+/6

17 sierpnia 2013

"Dziewczyny atomowe" Denise Kiernan

"Poznajcie Celię, Toni, Jane, Kattie, Virginię i wiele innych pięknych, młodych kobiet, które przyjechały z odległych zakątków Ameryki do pracy w mieście, którego nie było na mapach. Nie wolno im było mówić o tym, co robią. Rozpoczęły wyścig z czasem, aby uratować swój kraj.
Zmieniły losy wojny i świata. Na zawsze.
Bestsellerowa książka o zwykłych niezwykłych kobietach."


Celia, podobnie jak wiele innych kobiet jadących z nią w tym samym pociągu, nie wiedziała, dokąd zmierza. Wytyczne były jasne – zaufaj nam, a my zajmiemy się resztą. Wiele młodych, inteligentnych kobiet (a także mężczyzn) zgodziło się wyjechać daleko od domu i bliskich, by podjąć pracę, o której nie miały pojęcia. Na czym będą polegały ich zadania? Dlaczego nakazuje się dyskrecję? I co to znaczy, że Projekt, do którego zostały wezwane, pozwoli zakończyć wojnę? Celia nie wie, że od teraz jej życie ulegnie całkowitej zmianie – a wszystko za sprawą przerażającej broni, która odmieni losy ludzkości. 

Dziewczyny atomowe to książka autorstwa Denise Kiernan. Autorka przez wiele lat ciężko pracowała nad stworzeniem tej powieści – prowadziła badania, przeprowadzała wywiady, jeździła w różne miejsca, by zdobyć każde, nawet niewielkie informacje o Projekcie Manhattan, który pozwolił Amerykanom zakończyć II wojnę światową. Nie jest tajemnicą, o czym tak naprawdę mówi książka Denise – o bombie atomowej. A tym, co najbardziej wyróżnia dzieło Kiernan, jest rzetelność i realizm, z jakim autorka maluje przed czytelnikiem obraz zamkniętej i odciętej od świata społeczności żyjącej na początku lat 40-tych. Społeczności, która tę bombę stworzyła...

Denise Kiernan
Miejscem wydarzeń jest Oak Ridge w stanie Tennessee. To miasto stworzone tylko w jednym celu – dla Projektu. To tu przybędą bohaterki, by wziąć udział w ściśle tajnym zadaniu. Te kobiety nie widziały tak naprawdę, co tworzą i jakie będą konsekwencje ich pracy. I przyznam szczerze, że najtrudniej jest pojąć ogrom odpowiedzialności, jaki spadł na nich w 1945 roku, gdy ujawniono prawdę o Projekcie. Osobiście nie chciałabym komentować słuszności tych działań ani tym bardziej oceniać ludzi, którzy brali w nich udział – historia pokazała nam wystarczająco dużo. Kiedy więc sięgnęłam po Dziewczyny atomowe, po prostu kierowała mną ciekawość: W jaki sposób autorka przedstawiła losy ludzi, którzy przyczynili się do wydarzeń, które w zasadzie już na zawsze odmieniły losy ludzkości? Czy była stronnicza? Czy podejmie dialog z czytelnikiem, zapyta o słuszność działań amerykańskiego rządu? Przyznaję – mocno zaskoczona zresztą – autorka przyjmuje neutralną postawę: nie narzuca nam swoich wniosków, pozwala samemu ocenić sytuację oraz to, czym był Projekt i jakie niósł z sobą konsekwencje.

Nie lubię nauk ścisłych, a więc wtrącenia z zakresu chemii i fizyki oraz wyjaśnienia dotyczące budowy bomby i pracy nad nią były dla mnie po prostu nudne. Dlatego też moja uwaga przede wszystkim skupiła się na opisach życia codziennego. I nie ukrywam, że wiele elementów wydawało mi się zbędnych – momentami opowieść się po prostu dłużyła. Tym, co mnie intrygowało od chwili, gdy sięgnęłam po tę książkę, były uczucia uczestników Projektu po ukazaniu światu prawdziwego przeznaczenia Gadżetu. Niestety tu jestem zawiedziona, gdyż nie byłam w stanie prawdziwie poczuć emocji bohaterów – choć książka nie jest suchym, reporterskim przedstawieniem faktów, to jednak brakuje mi w niej pewnej głębi – czegoś, co pozwoliłoby mi zostać z bohaterami na dłużej, zrozumieć ich podejście do sytuacji i mechanizmy zachowań. Z drugiej strony nie ukrywam, że niektórych z tych kobiet było mi po prostu żal. Ich życie w inwigilowanym i strzeżonym nierzadko do granic absurdu miejscu (opisy tych działań niejednokrotnie mogą nasunąć odbiorcy oczywiste skojarzenia), ich codzienne życie oraz perypetie przeplatające się z zawodowym życiem można uznać za interesujące i dla kogoś, kto o II wojnie światowej wie jedynie z książek i opowieści dziadków, jest to prawdziwa kopalnia informacji.

„To, co tu widzisz, to, co tu robisz, to, co tu słyszysz – wyjeżdżając, zostaw to wszystko tutaj” 

Dziewczyny atomowe to dobrze skonstruowana historia oparta na faktach, ubrana w ładny język i czytelne wyjaśnienia (w tym wprowadzenie od autorki, przypisy, a nawet indeks bohaterów). Lekturę niewątpliwie ubogaca sporo archiwalnych zdjęć z miasta, które nie istniało na żadnej mapie. To ciekawe non-fiction, które przybliża nam kulisy Projektu Manhattan i jednocześnie pokazuje, z jakimi wyrzeczeniami wiązała się praca mająca na celu rychłe zakończenie wojny. Aż w końcu to opowieść o kobietach – teoretycznie płci słabej – które tu swoją pracą i zaangażowaniem pokazały, na jak wiele je stać. Dla fanów rzetelnych reportaży i książek, w których historia gra pierwsze skrzypce – Dziewczyny atomowe będą lekturą idealną. Dla tych jednak, którzy – podobnie jak ja – poza historią szukają w książkach czegoś głębszego, emocjonującego – powieść Kiernan będzie po prostu sporą dawką informacji, które wzbogacą nabytą w latach szkolnych wiedzę. I chyba to tak naprawdę największy plus tej książki. Dlatego daję ocenę dobrą.


Original: The Girls of Atomic City
Wydawca:
Otwarte
Data wydania:
3.07.2013

Ilość stron: 419


Za książkę dziękuję wydawnictwu Otwarte oraz Pani Natalii, dzięki której mogłam poznać historię atomowych dziewczyn :)

I na koniec słów kilka od autorki na temat jej książki + super fotki archiwalne. Polecam!

27 lutego 2012

"Nigdy i na zawsze" Ann Brashares

CZASEM MIŁOŚĆ TRWA DŁUŻEJ NIŻ ŻYCIE

”Żyję od ponad tysiąca lat. Umierałem niezliczoną ilość razy. Zapomniałem, ile dokładnie. Zakochałem się i moja miłość trwa nadal. Ciągle szukam swojej ukochanej. Ciągle ją pamiętam. Noszę w sobie nadzieję, że pewnego dnia ona też mnie sobie przypomni.

Magiczna opowieść o szansach, jakie otrzymujemy od losu, i o tym, że nie można odkładać życia na później. Historia miłości przekraczającej granice czasu. Książka, która przywraca wiarę w przeznaczenie, w to, że na każdego z nas gdzieś ktoś czeka.”


Pamiętacie słowa małżeńskiej przysięgi „(…) i nie opuszczę cię aż do śmierci”? Te słowa zawsze wydają się takie romantyczne, bardzo odważne i śmiałe. Niosą ze sobą zarówno obietnicę, jak i przestrogę, że to właśnie śmierć ma położyć kres miłości. Zastanawialiście się, co by się stało, gdyby śmierć jednak nie miała żadnego znaczenia? Gdyby nasza miłość była wieczna, przekraczająca granice czasu i przestrzeni? Gdyby można było kochać jedną i tę samą osobę przez tysiące lat…?

Lucy jest zwyczajną nastolatką, która wkrótce skończy liceum i pójdzie na studia. Jednak największy strach budzi w niej nie tyle odejście ze szkoły, co rozstanie z pewnym chłopcem, który z nieznanych powodów ją fascynuje. Jest tajemniczy, odizolowany od reszty uczniowskiego społeczeństwa, intrygujący. Dziewczyna nie rozumie, skąd się biorą jej uczucia, lecz wie – całkowicie podświadomie i irracjonalnie – że jest w nim zakochana. A Daniel nie daje żadnych znaków, że czuje do niej to samo…

Bo tak naprawdę młodzieniec nie jest zwyczajnym uczniem, jak jego rówieśnicy. Daniel ma Pamięć. Wie, kim był w poprzednim życiu. I w jeszcze poprzednim... W sumie pamięta wszystkie swoje inkarnacje na przestrzeni setek lat. I wciąż pamięta tę jedyną i najważniejszą osobę w jego istnieniu – kobietę, którą ukochał ponad wszystko. Kobietę, której nigdy nie mógł mieć, a za którą podążał krok w krok. Kobietę, którą teraz widuje na szkolnych korytarzach i marzy o tym, by wyznać jej prawdę, lecz boi się jej reakcji. Boi się, że ona nie pamięta, a on znów ją straci...

Ann Brashares jest znana dzięki bestsellerowej serii Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów, której jeszcze nie miałam okazji poznać, ale ufam pozytywnym opiniom. Kiedy jednak sięgnęłam po Nigdy i na zawsze, miałam pewne obawy – przede wszystkim związane z porównaniem tej powieści do Upadłych Lauren Kate: te same imiona głównych bohaterów, ten sam motyw przewodni. Jednak pomimo strachu sięgnęłam po ową miłosną historię… I długo później nie mogłam dojść do siebie.

Narracja powieści to jedna z najdziwniejszych i najbardziej oryginalnych rzeczy, jaką dostrzeże czytelnik. Autorka podzieliła rozdziały, przeplatając narrację trzecioosobową z punktu widzenia narratora wszechwiedzącego (który patrzy na przemian oczami Lucy i Daniela) z narracją pierwszoosobową samego Daniela, który opowiada historię swojego istnienia. Dzięki temu możemy poznać wydarzenia z różnych punktów widzenia.  Język powieści jest niezwykły – dojrzały, malowniczy, a jednocześnie dostępny dla każdego odbiorcy. Autorka nie skąpi nam informacji, skrzętnie przelewając na papier wszystkie fakty z życia bohaterów wykreowanych na niezwykle pociągających i realnych ludzi, których trudno nie pokochać.

Akcja powieści jest płynna, nieco leniwa, by w drugiej połowie dzieła nabrać tempa i wzbudzić w czytelniku pewną nerwowość, jaka wzrasta wraz ze zbliżającym się finałem. Niezwykłość polega jednak na wydźwięku dzieła – jest niesamowicie nostalgiczne, romantyczne i chwytające za serce. Przyznam, że przez większą część lektury miałam łzy w oczach, które momentami utrudniały dalsze czytanie. Historia Daniela i Lucy wprawiła mnie w melancholię i zaczęłam się zastanawiać nad własnym przeznaczeniem, nad braterstwem dusz, nad reinkarnacją i miłością, która – nie ukrywajmy – wprawia w ruch cały nasz świat. Opowieść Daniela była po prostu piękna – w każdym, zarówno przyziemnym, jak i metafizycznym znaczeniu tego słowa, i wzbudziła we mnie niepokój, którego wciąż nie mogę się pozbyć. Jakby możliwość, jaką zaserwowała nam autorka, była naprawdę realna. Jakby nagle otworzyła całkowicie niezauważone dotąd drzwi do świata, o którym nawet nie mieliśmy pojęcia…

Nigdy i na zawsze to powieść, która absolutnie zmiażdżyła moje serce, wzbudzając tysiące emocji. To historia, która mówi, że miłość to nie tylko deklaracja, lecz także czyny i wytrwałość w uczuciu, które zespala dwie dusze na zawsze – dosłownie na zawsze. Niemniej mam tez zastrzeżenia: przede wszystkim zakończenie powieści, niezwykle mnie rozczarowało i przyznam, że w pewnym momencie byłam prawie pewna, iż brakuje paru ostatnich stron! Dlatego stwierdzam, że kontynuacja – choć nie zapowiedziana jeszcze przez Ann – jest tu całkowicie niezbędna i wiernie będę jej wyczekiwać (zwłaszcza, gdy tak wiele wątków nie pozostaje rozwiązanych i zbytnia dowolność interpretacji jest stanowczo frustrująca). Druga rzecz, to polski tytuł: choć niesie ze sobą pewne przesłanie, to nie brzmi wcale lepiej od oryginału – My Name is Memory, który oddaje istotę powieści. Nie ukrywam, wolałabym stanowczo dosłowny przekład z angielskiego. Niemniej poza tymi dwoma minusami książka obfituje w same plusy, więc daję ocenę 5+/6 i naprawdę gorąco polecam każdemu bez względu na wiek i płeć. Wierzę, że i Was ta książka niezwykle poruszy!

Za tę niesamowitą powieść bardzo gorąco dziękuję kochanej Isztar!!! <3 

Original: My Name is Memory 
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 11.01.2012

09 maja 2011

"Crescendo" Becca Fitzpatrick

"Crescendo to kontynuacja bestsellerowej powieści Becki Fitzpatrick Szeptem.

Patch to wielka miłość Nory. To także jej Anioł Stróż.
On uratował jej życie, ona wyrwała go z otchłani potępionych. Są sobie przeznaczeni.
Jednak Patch wydaje się zamieszany w niewyjaśnioną śmierć ojca Nory. Dziewczynie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo…
Tajemnice budzą niepokój, niepewność przeradza się w strach."


Od wieków ludzie wierzą w anioły, które rzekomo mają chronić śmiertelne istoty przed niebezpieczeństwem, pomagać w dążeniach i działać na korzyść swojego podopiecznego. Ale czy to w ogóle możliwe? Czy warto uwierzyć, że przydzielono każdemu z nas Anioła Stróża?

Nora Grey spędza dużo czasu wraz ze swoim chłopakiem Patch’em (pełniącym też funkcję jej opiekuńczego anioła) i najwyraźniej jest z nim szczęśliwa, przynajmniej dopóki nie mówi mu o swoich prawdziwych uczuciach, a ten nagle zaczyna się dziwnie zachowywać. I tak też  bardzo szybko nastają między nimi momenty pełne niepewności, zabarwione brakiem zaufania, aż w końcu Nora, w zasadzie pod wpływem emocji, dokonuje dramatycznego wyboru, bo przeczuwa, że ukochany ukrywa przed nią ważne informacje. Chłopak jednak nadal chce chronić dziewczynę, gdyż takie jest jego zadanie, ale Nora nie życzy sobie jego pomocy i odmawia. Mało tego, w mieście pojawia się dawny znajomy Nory z lat młodości i bohaterka podświadomie stara się zapomnieć o niepowodzeniu i ściągnąć na siebie uwagę, spotykając się ze Scottem. Ale czarę goryczy przelewa wiadomość, jakoby Patch spotykał się z jej największym wrogiem – Marcie Millar. Nora dostaje więc szału i postanawia się zemścić.

Cała recenzja na:


Ocena 10/10.

27 kwietnia 2011

"7 razy dziś" Lauren Oliver


„Sam Kingston jest ładna, popularna, ma idealnego chłopaka i trzy najlepsze przyjaciółki. Mija kolejny dzień jej wspaniałego życia. Niestety wieczorna impreza przybiera zupełnie nieoczekiwany obrót. Kiedy Sam budzi się następnego dnia, z przerażeniem odkrywa, że znowu jest piątek 12 lutego, jeszcze raz dziś”

"7 razy dziś" - pierwsza powieść Lauren Oliver - przez wiele tygodni utrzymywała się w pierwszej dziesiątce bestsellerów "New York Timesa". Została przetłumaczona na 21 języków.



Jak wygląda Twój zwyczajny dzień? Czy zaczyna się on od pysznego śniadania, czy od porannej kłótni z rodzicami? A może budzisz się sama w domu? Nie? Obejmują cię silne ramiona ukochanego? Słyszysz jego spokojny oddech? Jeszcze nie to? Spacer z psem, karmienie rybek, mocna kawa i gazeta? Jest przecież tak wiele sposobów, by zacząć dzień. Można też w ogóle nie wychodzić z łóżka, ot tak, słodkie lenistwo, ten jeden raz, bo przecież jutro już wszystko wróci do normy. Ale czy masz pewność, że JUTRO w ogóle nadejdzie? 

Samantha tego dnia, 12 lutego w piątek, wstała jak gdyby nigdy nic. Ot zwyczajna, popularna uczennica liceum, która wraz z trzema przyjaciółkami czuła, że może podbić świat. Do tego wspaniały facet u boku i pełne aprobaty spojrzenia nauczycieli, jakby wszystko było dla niej możliwe, jakby dla takich jak Sam nie istniały zakazy i nakazy. Ale to też wielki dzień, bo to właśnie dziś, w Święto Kupidyna, Sam i Rob mieli zrobić coś wielkiego, mieli przypieczętować swój związek.

Owego dnia Sam otrzymuje kilka róż – ich ilość wskazywała, jaki status w szkolnej hierarchii posiadasz. Wśród kwiatów była się też jedna wyjątkowa, kremowa. Od dawnego przyjaciela. Ale Samantha zapomniała już o dawnych przyjaciołach, patrząc na nich z pogardą, bo nie są dostatecznie cool, by się z nią przyjaźnić. Co więcej, jest przekonana o swojej wyższości i patrzy na ludzi z pogardą, jakiej nauczyła się od przyjaciółki. A nawet trzech przyjaciółek – Lindsay, Elody i Ally oraz nasza bohaterka tworzą zwartą grupę kumpelek aż po grób. Nikt i nic nie jest w stanie im zagrozić, bo czują się lepsze. Typowe licealne gwiazdy. Zero skaz, zero rys na ich idealnym wizerunku. Wiodą prym, szczęśliwe, otaczane przez mit swojej popularności.

Ale coś się zmienia. Bowiem w momencie, gdy Samantha i jej przyjaciółki przekraczają próg domu jednego z dziwaków, Kenta, nie wiedzą, co je czeka. Alkohol leje się strumieniami, ludzie są owładnięci szałem i seksualnym uniesieniem, a chłopak Samanthy.. No tak, Rob jedyne co potrafi w tym wielkim dniu, to stoczyć się na dno, zostawiając ukochaną samej sobie. Tak więc dziewczęta znudzone postanawiają wrócić do domów. Wsiadają do auta, śmieją się, żartują i wtedy...

I wtedy znowu mamy 12 lutego, piątek, a Samantha ma wrażenie, że świat usuwa jej się spod nóg. Co tu się dzieje? Dlaczego ten dzień się powtarza? Co się wtedy stało?! Dlaczego czas idzie tak, jakby ktoś wyłączył zegar, jakby po godzinie dwudziestej czwartej nie nastawała pierwsza w nocy dnia następnego? Dlaczego wciąż i wciąż wraca ten sam koszmar?! Strzępki wspomnień układają się w przerażający obraz...

Debiut Lauren Oliver jest pełen prawdziwych obrazów, żywych i pulsujących w ostrym świetle. Z dokładnością matematyka i uporem maniaka kreuje otaczający bohaterkę świat, jej osobowość, sylwetki jej rodziny, przyjaciółek, uczniów liceum, nawet nauczycieli. Rysuje niczym wprawny malarz linie ich życia, przeplatające się ze sobą, niezwykle rzeczywiste, prawdziwe. Potrafi jak nikt inny oddać emocje, strach, radość. Pokazać ukrytą w mroku drogę, odpowiednie działania, wskrzesić cichą nadzieję. 

„7 razy dziś” okrzyknięto międzynarodowym bestsellerem. Czy słusznie? Z całą pewnością! Od samego początku powieść mnie pochłonęła, wsiąknęłam w nią na długo, myśląc o tym, co przytrafiło się tej w zasadzie zwykłej dziewczynie. To ponadczasowa, uniwersalna historia, od której nie można się ot tak oderwać! Nie obyło się także bez łez. Zarówno tych wzruszenia, jak i tych pełnych rozpaczy. Książki zazwyczaj wywołują we mnie emocje, ale powieść pani Oliver mną wstrząsnęła, na zawsze pozostawiając w mojej duszy głęboki ślad. Słowa, zdania, rozdziały... wszystko to wtopiło się w mój umysł i myślę, że zostanie tam jako swego rodzaju prawda życiowa, jaką powinien poznać każdy z nas.

Gdybyś miała wybrać najlepszy dzień swojego życia, to jaki by był? Czy to dzień, kiedy dostałaś pierwszą szóstkę? Czy to dzień, kiedy mama kupiła Ci komputer? A może dzień, gdy pocałował Cię chłopak, do którego tyle wzdychałaś? Urodziny i prezenty? Jest tyle opcji, tyle możliwości... i tylko jedna droga.

Jaką pójdziesz Ty? Jaki dzień wybierzesz, jeśli miałabyś do wyboru tylko ten jeden, a potem nic? Nie dla każdego bowiem istnieje jutro...

Daję ocenę 10/10!


Książkę otrzymałam w konkursie Wydawnictwa Otwartego, za co serdecznie dziękuję!


A teraz drobna dygresja - czy macie czasem takie wrażenie, że jakaś piosenka wręcz wydaje się idealna do jakiejś książki? Ja tak mam, kiedy słucham Your Guardian Angel i myślę o "7 razy dziś"... Enjoy!

04 kwietnia 2011

"Otchłań. W potrzasku" Alexander Gordon Smith

"Siedemnastoletni Alex Sawyer zostaje wrobiony w morderstwo i skazany na dożywocie w Otchłani. To więzienie dla młodocianych przestępców, prawdziwa podziemna twierdza, w której czai się czyste zło. Alex ma tylko dwie opcje: ulegnie okrutnym regułom więziennego życia, nieludzkim strażnikom i bezlitosnym gangom skazańców albo spróbuje uciec, choć nikomu to się jeszcze nie udało. Chłopak wraz z grupą przyjaciół decyduje się na niemożliwe."
„Otchłań. W potrzasku” to pierwsza część bestsellerowej serii o więzieniu dla nastolatków, w którym śmierć jest najmniejszą z trosk. Opowieść o przyjaźni i odwadze trzymająca w napięciu jak „Prison Break". 

Jeśli naprawdę istnieje Piekło, to musi być tysiąc razy lepsze niż Otchłań.

Alex Sawyer nie był złym dzieckiem. Był nawet całkiem dobrym, wrażliwym chłopakiem, ale złe towarzystwo i wpływy innych sprawiły, że zaczął się zmieniać. Chciwość odebrała mu zdrowy rozsądek i to niestety doprowadziło do tragicznych wydarzeń, o jakich dowiadujemy się z opisu. Wrobiony w morderstwo, zostaje skazany na dożywocie w więzieniu o zaostrzonym rygorze, więzieniu zwanym Otchłanią.

Może nawet byłby w stanie pogodzić się ze swoim losem, gdyby się nie okazało, że Otchłań to najgorsze z możliwych miejsc na ziemi. Dziwni strażnicy, mroczny Naczelnik, jego mordercze zwierzęta, a także gangi młodych zabójców skutecznie spędzają sen z powiek ledwie piętnastoletniego chłopaka (Czyżby błąd na okładce? Według mnie Alex miał jakieś piętnaście lat, kiedy trafił do Otchłani). Dlatego jedynym ratunkiem dla Alexa była nadzieja – nadzieja, że uda mu się uciec, chociaż z logicznego punktu widzenia było to całkowicie i niepodważalnie niemożliwe.

Nasz młody bohater poznaje kilku więźniów i zaprzyjaźnia się z nimi, choć przyjaźń w takim miejscu jest równoznaczna z wyrokiem śmierci. Ale czy ktoś by się obawiał śmierci, kiedy może Cię spotkać w Otchłani coś o wiele, wiele gorszego? Musicie przekonać się o tym sami, a zakończenie na pewno Was nie zawiedzie!


Cała recenzja na:

Ocena blogowa to 10/10 :)

10 marca 2011

"Szeptem" Becca Fitzpatrick

"Czasem zdarza się miłość nie z tego świata. Naprawdę nie z tego świata… 
Patch jest tajemniczy i zabójczo przystojny. Nic dziwnego, że szesnastoletnia Nora uległa jego urokowi. Niemal natychmiast w jej życiu zaczęły dziać się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. Chyba że… 
Chyba że ktoś wie, że znalazł się w samym środku bitwy. Bitwy, którą od wieków toczą Upadli z Nieśmiertelnymi. O Twoje życie. Ale cicho sza… Są tajemnice, o których mówi się tylko szeptem."

Szeptem to debiutancka powieść amerykańskiej, młodej pisarki. Opowieść, no niestety muszę przyznać, stworzona na fali zainteresowania Sagą Zmierzch. Da się to odczuć już od pierwszego rozdziału. Trochę to smutne, bo już na wstępie czytelnika odrzuca, kiedy otrzymuje tak oczywistą kalkę z dzieł Meyer - lekcja biologii, zabójczo przystojny chłopak, dziewczyna-niezdara... 

Nora jest zwykłą dziewczyną, jak każda nastolatka. A Patch... oj tak, to  połączenie księcia z bajki i najgorszego zbrodniarza. Trochę jak Edward, tyle, że Edward Cullen ze Zmierzchu był ... wampirem. Patch zaś jest upadłym aniołem! Kiedy próbuję go sobie wyobrazić, to trochę odpowiada moim wyobrażeniom o Marco z Sagi o Ludziach Lodu. Trafne porównanie?

Nora go nie lubi i szczerze jej się nie dziwię. Koleś jest straszny. Ale takie zachowanie prędzej czy później przyciąga uwagę dziewczyny. Poza tym chłopak jest niczego sobie - no wiecie, z serii tych nie pakerów, ale przystojniaków w sam raz. Niejedna dziewczyna by takiego chciała... Potrafi przyprawić dziewczynę o rumieniec, a najbardziej sugestywne są te jego teksty o wydźwięku czysto erotycznym, choć nie wulgarnym. Co za intrygujący facet!

Akcja książki rozwija się dosyć szybko i stanowczo za mało jest tej chemii, na którą czytelnik tak strasznie czeka (poza sceną w motelu, aż miałam ciarki!). Ale intryga uknuta została całkiem dobrze, nie zorientowałam się, kto jest ten "zły", a kto "dobry". Poza tym książkę czyta się niezwykle lekko. Wczoraj ją kupiłam, a już dzisiaj żałuję, że nie ma kolejnej części. Byłabym gotowa wydać ostatnie pieniądze na nową powieść o losach tych bohaterów!

Ogólnie polecam te powieść tym paniom, którym nigdy za wiele miłości nie z tego świata i które lubią czasem "odpłynąć", marząc o swoim superbohaterze, bez względu, czy ma wydłużone trójki, czy anielskie skrzydła :)