24 września 2012

"Władca much" William Golding

"Władca much to powieść o grupie chłopców ewakuowanych przed bombą atomową, którzy na skutek defektu w samolocie dostają się na bezludną wyspę i tu organizują sobie życie na wzór dorosłych. To miniaturowe społeczeństwo, rządzące się własnymi prawami, przeżywa poważne konflikty, które niemal prowadzą do katastrofy. Groźny obraz wypaczeń i skrzywień narastających w młodej społeczności, nękanej przez symboliczne zło, jest wymownym ostrzeżeniem dla świata dorosłych."


Garstka dzieci – w wieku od około 6 do 12 lat – w wyniku awarii samolotu trafia na bezludną wyspę. Chłopcy początkowo widzą we własnym położeniu same pozytywy – oto z dala od rodziców, zakazów i nakazów, mogą do woli oddać się lenistwu, jeść owoce i pływać w oceanie. Mimo to Ralf, wybrany na wodza niewielkiej dziecięcej społeczności, uparcie wierzy w ocalenie i stara się utrzymać swoich „poddanych” w pokoju i życzliwości, jednocześnie zachęcając ich do współpracy. Jednak beztroska przygoda z czasem zmienia się w koszmar, a próba przetrwania i pragnienie dominacji wśród starszych chłopców dzieli niewielkie społeczeństwo na silnych i słabych... Czy dzieci znajdą sposób na powrót do domu? Jak wpłynie na nich nowe otoczenie i sytuacja, w której się znalazły?

Władca much Williama Goldinga to powieść naładowana symbolami i bogactwem treści, dlatego też długo wahałam się przed napisaniem tej recenzji – ogromna ilość opinii i analiz dotyczących ów dzieła dała wyczerpujący obraz przemyśleń, do których Golding zmusza czytelnika. Władca much stał się w dziejach literatury światowej nie tylko dziełem klasycznym (w dodatku dwukrotnie zekranizowanym), ale także urósł do rangi niekwestionowanej przestrogi dla dorosłych. Gdy myślę o historii garstki dzieciaków uwięzionych na zapomnianej przez Boga wyspie, mimowolnie przechodzi mnie dreszcz przerażenia. Co więc w powieści brytyjskiego noblisty tak silnie działa na odbiorcę?

Fabuła skupia się wokół dzieci, które w wyniku katastrofy lotniczej trafiły na nieznaną wyspę. Głównymi bohaterami są Ralf, Jack i Prosiaczek, a także Roger, Simon, Sam, Eryk i garstka innych „starszaków”. Chłopcy tworzą miniaturowy model państwa, w którym każdy może zabrać głos, lecz ogółem rządzi wódz, a staje się nim Ralf, właściciel znalezionej na wyspie muszli (zwanej konchą). To ta muszla będzie symbolem równości, a jednocześnie jedynym pięknym elementem przedstawionej rzeczywistości. Kreacja małych bohaterów jest wnikliwa i bardzo sugestywna, autor nie boi się pokazać zmian, jakie zachodzą w dzieciach, na pozór istotach niewinnych. Z czasem ich beztroskie podejście zamienia się w strach, a czytelnik otrzymuje świetnie skonstruowane studium psychologiczne młodych umysłów, ich przerażenia oraz niepewności, która trawi dzieci pozostawione samym sobie na nieznanym, wrogim terenie.

Akcja powieści rozwija się stopniowo i przyznaję, że początkowo nie potrafiłam wczuć się w fabułę. Miałam okazję przeczytać przekład z lat sześćdziesiątych (pierwsze wydanie w Polsce), dlatego też momentami język nastręczał mi kłopotów z zaprzyjaźnieniem się z narracją obserwatora wszechwiedzącego, który wnikał w umysły chłopców, przedstawiając ich odczucia i emocje. Nie wiem, w którym momencie wciągnęłam się w opowieść, ale przyznaję, że z narastającym przerażeniem obserwowałam wydarzenia rozgrywające się na kartach tej niezbyt obszernej opowieści i mimowolnie wzdrygałam się przy kolejnych rozdziałach. Poza wspaniałą kreacją bohaterów, autor nie szczędzi czytelnikowi malowniczych opisów wyspy i otaczającego ją oceanu, dzięki czemu widz momentami ma wrażenie, jakby znalazł się w egzotycznym miejscu razem z bohaterami. I to właśnie ów realizm sprawia, że przesłanie książki staje się oczywistą przestrogą, obrazem nad wyraz bliskim naszym czasom, niepokojom i niestabilności społeczeństw na całym świecie.

Władca much jest alegorią zła tkwiącego głęboko w umyśle człowieka. To pierwotna siła, która uwidacznia się w ekstremalnych warunkach (zwłaszcza w obliczu zagrożenia) i decyduje o naszym „człowieczeństwie”. Książka Goldinga pokazuje, jak może wyglądać świat, gdy nieodpowiednia osoba sięgnie po władzę, ustanawiając własne prawa, albo – paradoksalnie – gdy nie ograniczają jej żadne prawa. Pokazuje wypaczoną wersję rzeczywistości, w której rządzi anarchia i nie ma znaczenia, czy na podium zasiada dziecko, czy dorosły człowiek. Golding stworzył genialne dzieło (zaliczane do typu powieści parabolicznej) noszące znamiona dystopii. W niewielkim objętościowo tomie umieścił ogromną ilość obrazów i symboli, dzięki czemu całość tworzy realistyczną i przerażającą w ów prawdziwości rzeczywistość. Mnogość dróg prowadzących do poznania idei historii sprawia, że książka ta nadaje się dla czytelnika w każdym wieku i jednocześnie silnie oddziałuje na moralność i emocje odbiorcy. Dlatego też uważam, że Władca much jest lekturą obowiązkową – zwłaszcza w obliczu dzisiejszej mody na powieści antyutopijne i dystopijne. Warto poznać powieść klasyczną i ponadczasową, a jednocześnie tak przerażająco uniwersalną... Daję ocenę 5+/6 i szczerze polecam!


Original: Lord of the Flies
Wydawnictwo: Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik
Data wydania: 1967


Po przeczytaniu książki mam zamiar sięgnąć po ekranizację – były dwie, z 1963 i 1990 roku, zatem chyba rozejrzę się za tą późniejszą wersją – podobno o wiele lepsza.  Aż strach pomyśleć, co reżyser zgotował widzom... A oto plakat do filmu:

32 komentarze:

  1. Klasyka, co tu więcej mówić - i w tym wypadku jest to klasyka, przez duże K!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewien nauczyciel polecał tę książkę i powiedział, że koniecznie muszę ją przeczytać, chyba się go posłucham, ale to Ty w ostateczności mnie namówiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiele słyszałam o tej książce. Będę musiała ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedna z najmocniejszych lektur, jakie w życiu czytałam, a zarazem jedna z najlepszych:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Po takiej recenzji nie mam innego wyjścia, muszę przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy zaczęłam czytać tę książkę w ramach zajęć z literatury angielskiej, zastanawiałam się co w niej takiego interesującego. Początek nasuwał mi myśl, że mam do czynienia z opowieścią przeznaczoną dla dzieci, z inną wersją "Robinsona Kruzoe". Jakże się myliłam!

    Powieść Goldinga okazała się niezwykle głębokim studium ludzkich namiętności. Z rosnącym niepokojem śledziłam jak zmieniają się bohaterowie, jak władzę nad nimi przejmują mroczne instynkty. Końcówka głęboko mną wstrząsnęła, trudno wyobrazić sobie dzieci zdolne do tak głębokiego okrucieństwa.

    Tak, jak napisałaś"Władca much" jest naładowany symbolami, które doskonale wzbogacają fabułę. Powieść Goldinga to niezwykle wartościowa lektura.

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż wstyd się przyznać, książka stoi u mnie na półce od zawsze, a ja wciąż po nią nie sięgam... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam i również na początku trudno było mi wejść w wykreowany świat, ale z czasem to się zmieniło. Również uważam, że to powieść z gatunku tych, które trzeba znać. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Już od dłuższego czasu mam wielką ochotę wypożyczyć ją z biblioteki,a Twoja pozytywna opinia jeszcze bardziej mnie do tego zachęciła. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. wstyd się przyznać, ale nie czytałam, muszę nadrobić szybko braki :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla mnie to pozycja obowiązkowa. Twoja recenzja jest niesamowita - czytałam z przyjemnością. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Do tej książki zabieram się jak pies do jeża, ale jest to mój numer jeden, dlatego koniecznie muszę wreszcie ją upolować.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ooo brzmi ciekawie :D I kurde, taką wysoką ocenę dalaś :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Niestety muszę się przyznać że nie czytałam tej książki, ale szybko spróbuje to nadrobić:) Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciekawy temat książki napawa mnie dodatkowym entuzjazmem. Recenzja bogata i wspaniale scalona, czyta się bardzo lekko :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Przy dobrej okazji na pewno sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo intrygująca pozycja. Początkowo tytuł skojarzył mi się z naszą słynną bajką dla dorosłych, ale widzę, że tutaj są nieco inne klimaty. W każdym razie zaciekawiła mnie ta książka i chętnie się za nią rozejrzę w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytałam i byłam nią oczarowana:)

    OdpowiedzUsuń
  19. książka rzeczywiście mocna i dobra. ekranizację także niedawno oglądałam, ta nowszą, z plakatu. również mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wstyd się przyznać, ale nie czytałam tej książki. Oczywiście mam zamiar nadrobić to, ponieważ prawdopodobnie przypadnie mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jestem mega zainteresowana! Muszę przeczytać i innej opcji nie widzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Muszę przeczytać. *.* Koniecznie! :D Świetna recenzja. :3

    OdpowiedzUsuń
  23. Niestety jeszcze nie miałam okazji przeczytać tej książki, jednak z pewnością zrobię to w najbliższej przyszłości. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo mi się podobała ta historia. Zarówno w postaci ksiażki jak i ekranizacji. Kiedyś w TV trafiłam nawet na jakiś dokument z nią związany i pamiętam, że genialnie tłumaczył jej zawiłości i symbolikę. Po takie klasyki lubię sięgać :)) Fajnie, że Tobie też się podobała :D

    OdpowiedzUsuń
  25. To jedna z tych książek, które na długo pozostają w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  26. Książkę oceniasz naprawdę wysoko, więc z chęcią po nią sięgnę :)

    PS. Zostałaś wybrana przeze mnie do zabawy do stworzenia swojej listy ulubionych czytadeł. Nie wiem czy bierzesz udział w tego typu akcjach, jeśli nie to sorki :D

    OdpowiedzUsuń
  27. "Jest alegorią zła tkwiącego głęboko w umyśle człowieka. To pierwotna siła..." - podoba mi się to stwierdzenie :) Książkę czytałam jeszcze w liceum i zrobiła na mnie ogromne wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  28. swietna recenzja ale chyba zabrakło analizy tytułu, dość istotnego tutaj.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się wydaje, że wyjaśniłam tę kwestię w ostatnim akapicie :)
      Analizę zostawiam dla dzieciaków w szkole.

      Usuń
    2. Co do ekranizacji zdecydowanie lepsza jest ta z 1963 roku, czarno-biała ale zdecydowanie wierniej odzwierciedla książkę, z kolei adaptacja z 1990 jest kolorowa, jest w niej więcej 'akcji', ale i są pewnie wątki, których kompletnie w książce nie ma. Polecam ekranizację z 1963. Ja już niestety obejrzałam i już takich emocji przy powtórnym oglądaniu nie będę miała, bo muszę przyznać, że nieźle mi ten film zakręcił pod kopułą :( Bezludna wyspa, chóry, bębny, ognisko przy plaży w nocy i Tom Chapin. Ech, szkoda gadać. Pozdrawiam, Magda

      Usuń
  29. Tak jakoś dopiero teraz dokopałam ten post... w każdym razie, przerabiamy teraz tę książkę, ale niestety mnie się nie podobała. Chociaż może gdyby była później niż w pierwszej gimnazjum...

    OdpowiedzUsuń

Ten blog tworzę dla Was i każdy Wasz komentarz to dla mnie motywacja do dalszego pisania. Dziękuję, że jesteście tu ze mną! :)