Lilian uważa miłość za uczucie zbyt ryzykowne, by mu ulegać, a małżeństwo za pułapkę, której powinna się strzec każda rozsądna kobieta. Kiedy więc czarujący hulaka zaczyna zabiegać o jej serce i rękę, dziewczyna usiłuje za wszelką cenę go unikać. W końcu postanawia schronić się tam, gdzie żaden dżentelmen nie powinien jej szukać..."
Lily Loring nie lubi towarzystwa mężczyzn i jest zagorzałą przeciwniczką małżeństw, więc w naszych czasach mogłaby uchodzić za zatwardziałą feministkę. Ale dziewczyna żyje w XIX wieku i właśnie upiła się na ślubie swojej najstarszej siostry, Arabelli. Aby nikt nie zorientował się, w jakim jest stanie i z czyjego powodu doszło do tego incydentu, młoda panna ukrywa się na strychu stajni, dokarmiając zamieszkałe tam koty. Gdy jednak chwilę później w stajni pojawia się markiz Claybourne, przyjaciel jej opiekuna Marcusa, dziewczyna jest przerażona. Od chwili, gdy tylko go zobaczyła, bała się jego bliskości, a mężczyzna najwyraźniej był innego zdania, zręcznie dążąc do konfrontacji. Co więcej, poza irytacją, młody lord wzbudza w Lilian zgoła odmienne uczucia, niżby sobie tego życzyła i to właśnie ta świadomość zmusi młodą kobietę do ucieczki w miejsce, w którym żaden gentleman by jej nie szukał...
Uwieść pannę młodą to trzecia część Wojen zalotów i jednocześnie moje trzecie spotkanie z twórczością Nicole Jordan. Powieść dotyczy historii Lilian Loring, najmłodszej spośród trójki sióstr i jednocześnie najbardziej zagorzałej przeciwniczki małżeństw. Niezmiernie zachęcona po drugiej części serii – Usidlić piękność – z niecierpliwością sięgnęłam po kontynuację, licząc na niezwykłe emocje. Niestety muszę przyznać, że spotkało mnie rozczarowanie.
Niestety największy minus powieści, który stawia ją o wiele niżej od poprzedniczki, to absurdalność uczuć obojga bohaterów i ich zachowań. Heath od pierwszej chwili, gdy tylko pojawia się na scenie, jest zainteresowany Lily, a jego mętne wyjaśnienia nie dają czytelnikowi jednoznacznej odpowiedzi, kiedy i jak doszło do zauroczenia, a w końcu – dlaczego ten mężczyzna tak uparcie pragnie zalecać się do młodej dziewczyny. Także Lilian ze swoim ciętym językiem i nieustraszonym zachowaniem nagle mięknie w ramionach faceta, który nic dla niej nie znaczy – no przepraszam bardzo! Nie przekonała mnie ich historia, nie wstrzymywałam oddechu za każdym razem, gdy tych dwoje się spotykało, gdy dochodziło do intymnych scen – choć erotyki jest nie mało, ale całkowicie różni się od pełnych zmysłowości chwil pomiędzy bohaterami drugiej części. A dialogi? Jak na tak niezależnego faceta, to Claybourne gadał całkowicie od rzeczy, a rozmowy pomiędzy bohaterami a postronnymi postaciami były sztuczne i całkowicie niezgodne z etyką i konwenansami XIX wieku – to ostatecznie odebrało powieści realizmu!
Podsumowując przyznaję, że po tej powieści spodziewałam się czegoś więcej, a póki co zaobserwowałam, iż seria ma tendencję spadkową – po świetnej drugiej części przyszedł czas na kiepską trójkę bez krzty prawdopodobieństwa. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że od romansów historycznych nie należy wymagać zbyt wiele, ale gdy pominę fakt, z jaką literaturą się zmierzyłam, muszę spojrzeć na powieść od strony praktycznej – realizm sytuacji to istotna cecha dzieła, która albo podniesie wartość książki, albo ją znacznie zmniejszy. Tu niestety potyczki pomiędzy Heathem a Lilian były mocno naciągane, przez co książkę przeczytałam jedynie dla spokoju ducha – bowiem czekała na mnie jeszcze jedna część z czterotomowego wydania. Czy Uwieść pannę młodą polecam? Niewymagającym czytelniczkom owszem, ale podkreślam – po tej książce nie należy się spodziewać zbyt wiele. Nawet ja – zagorzała fanka romansów – podeszłam do powyższej lektury autorstwa Nicole z lekką rezerwą. Daję ocenę 3/6.
Uwieść pannę młodą to trzecia część Wojen zalotów i jednocześnie moje trzecie spotkanie z twórczością Nicole Jordan. Powieść dotyczy historii Lilian Loring, najmłodszej spośród trójki sióstr i jednocześnie najbardziej zagorzałej przeciwniczki małżeństw. Niezmiernie zachęcona po drugiej części serii – Usidlić piękność – z niecierpliwością sięgnęłam po kontynuację, licząc na niezwykłe emocje. Niestety muszę przyznać, że spotkało mnie rozczarowanie.
"Zamierzam dowieść jego lordowskiej mości, że jestem zbyt niezależna jak na kobietę, którą by zechciał uczynić swoją żoną" *
Narracja obserwatora wszechwiedzącego zgrabnie przedstawia nam wydarzenia oczami Lily i Heatha Claybourne, których drogi przecinają się na weselu najstarszej siostry bohaterki. Akcja powieści zbiega się w czasie z akcją drugiej części, dzięki czemu seria nabiera pełnego wymiaru. Kreacja bohaterów jest ciekawa, wszak widać od razu różnicę pomiędzy Lily a jej starszymi siostrami oraz pomiędzy Heathem a jego przyjaciółmi. Markiz to silny mężczyzna nie tylko z charakteru, ale także z wyglądu – jest postawna sylwetka będzie więc urozmaiceniem i odskocznią od lekkoatletycznych przystojniaków, jakich dotychczas kreowała autorka. Także Lily jest inna od kobiet, które poznajemy w poprzednich częściach – niezbyt imponującą posturę nadrabia hartem ducha i nieugiętą postawą przeciwko konwenansom i zamiarom przyjaciół, którzy pragną wyswatać ją z markizem. Niestety największy minus powieści, który stawia ją o wiele niżej od poprzedniczki, to absurdalność uczuć obojga bohaterów i ich zachowań. Heath od pierwszej chwili, gdy tylko pojawia się na scenie, jest zainteresowany Lily, a jego mętne wyjaśnienia nie dają czytelnikowi jednoznacznej odpowiedzi, kiedy i jak doszło do zauroczenia, a w końcu – dlaczego ten mężczyzna tak uparcie pragnie zalecać się do młodej dziewczyny. Także Lilian ze swoim ciętym językiem i nieustraszonym zachowaniem nagle mięknie w ramionach faceta, który nic dla niej nie znaczy – no przepraszam bardzo! Nie przekonała mnie ich historia, nie wstrzymywałam oddechu za każdym razem, gdy tych dwoje się spotykało, gdy dochodziło do intymnych scen – choć erotyki jest nie mało, ale całkowicie różni się od pełnych zmysłowości chwil pomiędzy bohaterami drugiej części. A dialogi? Jak na tak niezależnego faceta, to Claybourne gadał całkowicie od rzeczy, a rozmowy pomiędzy bohaterami a postronnymi postaciami były sztuczne i całkowicie niezgodne z etyką i konwenansami XIX wieku – to ostatecznie odebrało powieści realizmu!
Podsumowując przyznaję, że po tej powieści spodziewałam się czegoś więcej, a póki co zaobserwowałam, iż seria ma tendencję spadkową – po świetnej drugiej części przyszedł czas na kiepską trójkę bez krzty prawdopodobieństwa. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że od romansów historycznych nie należy wymagać zbyt wiele, ale gdy pominę fakt, z jaką literaturą się zmierzyłam, muszę spojrzeć na powieść od strony praktycznej – realizm sytuacji to istotna cecha dzieła, która albo podniesie wartość książki, albo ją znacznie zmniejszy. Tu niestety potyczki pomiędzy Heathem a Lilian były mocno naciągane, przez co książkę przeczytałam jedynie dla spokoju ducha – bowiem czekała na mnie jeszcze jedna część z czterotomowego wydania. Czy Uwieść pannę młodą polecam? Niewymagającym czytelniczkom owszem, ale podkreślam – po tej książce nie należy się spodziewać zbyt wiele. Nawet ja – zagorzała fanka romansów – podeszłam do powyższej lektury autorstwa Nicole z lekką rezerwą. Daję ocenę 3/6.
Original: To Seduce a Bride
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 2008
* cytat str. 84.
Seria The Courtship Wars składa się z 6 części:
# 1 To Pleasure A Lady (Rozkosze damy)
# 2 To Bed A Beauty (Usidlić piękność)
# 3 To Seduce A Bride (Uwieść pannę młodą)
# 4 To Romance A Charming Rogue (Zdobyć donżuana)
# 5 To Tame a Dangerous Lord
# 6 To Desire a Wicked Duke
***
***
Wybaczcie, że tak Was zasypuję ostatnio recenzjami romansów, ale postanowiłam bliżej przyjrzeć się całej tej serii. Romanse historyczne przez wiele osób są traktowane po macoszemu - wrzuca się je do worka z tanimi harlekinami, a czytelników tej literatury wyśmiewa, zarzucając brak ambicji. Wierzcie mi, niejeden harlekin mam za sobą i umiem odróżnić dobrą powieść o gniota :P Niedługo recenzja czwartej i ostatniej z sześciu książek, które wydał Amber. Zastanawiam się, czy planują kontynuację - wszak zostały jeszcze dwie książki do publikacji :) Nie narzekałabym, gdyby pojawiły się na polskim rynku - z ciekawości przeczytam, zwłaszcza, że szóstka opowiada o Tess, która polubiłam z poprzednich powieści :) Jeśli natomiast któraś z moich opinii przekona Was do sięgnięcia po jakiekolwiek dzieło Nicole (każdą część można czytać osobno), to będzie to dla mnie niezwykły zaszczyt i największa radość!
Póki co dodaję piosenkę - bardzo ją lubię - i życzę Wam udanego tygodnia! <3 A niedługo może nawet zorganizuję jakiś blogowy konkursik :P
Ja z kolei od czasu do czasu lubię zapoznać się z jakimś romansem historycznym (choć masz rację, że przez część osób są dość sceptycznie przyjmowane). Od tego typu lektury nie wymagam dużo, ale zazwyczaj miło spędzam przy niej czas. Czytając opis recenzowanej przez ciebie książki myślałam, że jest to kolejna pozycja po którą z chęcią sięgnę, jednak teraz mam mieszane uczucia. Z pewnością zapoznam się z dwoma pierwszymi tomami serii, jeśli przypadną mi do gustu to pomyślę co zrobić z trójeczką :)
OdpowiedzUsuńCałkiem przyjemna propozycja na leniwe popołudnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Raczej nie dla mnie :-) Opis fabuły mnie nie porwał.
OdpowiedzUsuńLubię romanse, a historyczne w szczególności. Książki tej autorki są nie tylko swietnym relaksem :)
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam romanse historyczne :) Także te harlequinowskie :))))
OdpowiedzUsuńLubię romanse, aczkolwiek wolę odrębne powieści aniżeli ciąg danej serii, gdyż na chwilę obecną mam sporo innych cykli do pilnowania, dlatego tym razem jednak spasuje.
OdpowiedzUsuńWidzę w romansowym nastroju jesteś ostatnio :) ;p
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się bliżej z nią zapoznam :)
OdpowiedzUsuńJa tam lubię czasem sięgnąć po romans a historyczny najbardziej mi leży:) Juliett Benzoni świetnie pisze, a tej autorki jeszcze nie znam.
OdpowiedzUsuńJa podziękuję :D
OdpowiedzUsuńJa również podziękuję. Okładka z podwiązką kojarzy mi się ze stosem harlequinów zalewających księgarnie w latach 90-tych :)
OdpowiedzUsuńWłaściwie czemu nie. ;D Chociaż raczej nie zacznę od tej części. ^^ Trochę mnie zraża ten brak realizmu, który opisałaś, bo ja wprost uwielbiam te wszystkie konwenanse. ;D Jak tylko mi wpadnie w rączki, to sięgnę.
OdpowiedzUsuńDzisiaj w bibliotece w oczy rzuciły mi się "Rozkosze damy" i od razu przypomniałam sobie, że niedawno pisałaś o tej książce. Nigdy nie czytałam romansu historycznego, ale wszystkie pozycje, którymi byłam zainteresowana niestety były wypożyczone, więc pomyślałam, że warto spróbować czegoś nowego. Tak więc uroczyście oznajmiam, że udało Ci się przekonać mnie do sięgnięcia po dzieło Nicole. ;)
OdpowiedzUsuńVibi, to co napisałaś jest niesamowite, you made my day! <3 Bardzo się cieszę, że udało mi się kogoś przekonać do sięgnięcia po powieści Nicole - mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :)
Usuńoj niestety romanse historyczne to nie moja bajka ;]
OdpowiedzUsuńWpadłaś w nałóg czytania romansów historycznych, ale to dobrze, bo je bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńA tą sobie odpuszczę jednak :P
OdpowiedzUsuńCo do piosenki... Bardzo fajna, kiedyś non stop jej słuchałam :D
Spasuję, jednak nie interesują mnie sztuczne uczucia. Wolę coś rzetelniejszego, jak na przykład "Kochanice króla" ;) Swoją drogą, lubię takie historyczne klimaty. Szkoda trochę, że ta książka taka słaba.
OdpowiedzUsuń