„Ta historia biegnie przez tysiąc wzgórz wybijając
bosy, przejmujący rytm...
Wsłuchajmy się uważnie w okrutnie prawdziwą baśń o miłości i przyjaźni.
O strachu, który nie paraliżuje odwagi.
O ścięciu człowieczeństwa w myśl przykazań z radia.
O Sebwgugu.
Wstrząsająco pięknie opowiada dziesięcioletnia Clementine Habimana z Rwandy, dziewczynka w wisienkowej sukience.
Chodźmy na lekcję śpiewu do Asha Bolta.
Mieszka za czterdzieści funciaków w centrum Londynu.
Walczy z demonami, które przywlekły się za nim z rodzinnego domu.
Kiedy w głowie Asha narasta chaos, tylko rytuał bólu odpędza lęk.
Ale jak długo można liczyć na nóż w kwestii przeżycia?
Ktoś puka do drzwi.”
Wsłuchajmy się uważnie w okrutnie prawdziwą baśń o miłości i przyjaźni.
O strachu, który nie paraliżuje odwagi.
O ścięciu człowieczeństwa w myśl przykazań z radia.
O Sebwgugu.
Wstrząsająco pięknie opowiada dziesięcioletnia Clementine Habimana z Rwandy, dziewczynka w wisienkowej sukience.
Chodźmy na lekcję śpiewu do Asha Bolta.
Mieszka za czterdzieści funciaków w centrum Londynu.
Walczy z demonami, które przywlekły się za nim z rodzinnego domu.
Kiedy w głowie Asha narasta chaos, tylko rytuał bólu odpędza lęk.
Ale jak długo można liczyć na nóż w kwestii przeżycia?
Ktoś puka do drzwi.”
Dziesięcioletnia
Clementine Habimana mieszka w Rwandzie ze swoimi rodzicami i starszym
bratem, a jej życie pełne jest miłości i dobroci. Jednak wszystko się zmienia, gdy w radio coraz częściej słyszy się niepokojące audycje, zaś spiker coraz brutalniej atakuje w swoich wypowiedziach ludność plemienia
Tutsi. Clementine wie, że jej tata jest Hutu, a mama
jest Tutsi. Czy to źle? Czy kochająca się rodzina nie może łączyć
w sobie krwi obu tych plemion? Co złego jest w Tutsi, że Hutu ich tak nienawidzą? Tymczasem w centrum
Londynu mieszka Ashley Bolt, nauczyciel muzyki. Ash cieszy się ze
swojego mieszkania za czterdzieści funciaków, dorabiając
lekcjami śpiewu i sprzedawaniem podejrzanych towarów. Ale
jego największym problemem jest uzależnienie od
okaleczania się – w chwilach strachu, niepewności i przeładowania
emocjonalnego jego najlepszym przyjacielem staje się kuchenny nóż. Wkrótce drogi tej dwójki przetną się niespodziewanie...
O Krzykaczu z Rwandy usłyszałam całkowicie przypadkowo, przy okazji przekazania nagród w plebiscycie za Najlepszą książkę na zimę roku 2012, wręczanych przez portal Granice.pl. Nazwisko autora –
Warrena FitzGeralda – nie było mi znane, więc do jego twórczości podeszłam z pewną rezerwą. Na co dzień Warren udziela się wokalnie oraz wspiera różne projekty jako wolontariusz, m.in. budował centrum zdrowia w Kibungo w Rwandzie. To tam
rozgrywa się akcja jego powieści, o której dziś Wam
opowiem.
Przede wszystkim warto
zauważyć, że historia opisana w Krzykaczu jest nawiązaniem do
autentycznych wydarzeń, które rozegrały się w Rwandzie w 1994
roku. W tym czasie doszło do konfliktu pomiędzy ludnością
plemienia Hutu i Tutsi, gdzie ci pierwsi dokonali mordu na Tutsi, uznając ich za swoich „największych wrogów”. W wyniku owego ludobójstwa zginęło – jak
donoszą media – nawet około miliona osób. O sytuacji w
Rwandzie mówiło się dużo i głośno, powstało kilka filmów opisujących te zdarzenia – najbardziej znane to Hotel Ruanda oraz Strzelając do psów. Wiedząc więc, że opisywane przez Warrena obrazy mordu oparte są na
faktach, książka nabiera w oczach odbiorcy większego znaczenia. A
dodatkowo świadomość, że o masakrze opowiada najniewinniejsze ze
świadków ludobójstwa – mała
dziewczynka – wzbudza szereg emocji, w wyniku których nie da
się przejść obok Krzykacza obojętnie.
Narracja
biegnie dwutorowo – pierwszoosobowo z punktu widzenia londyńskiego nauczyciela
muzyki, Asha Bolta oraz z punktu widzenia małej Clementine.
Sposoby ich opowieści są całkowicie różne, a przez to
nadają obojgu bohaterom ich własnych, indywidualnych cech. Ashley to mężczyzna przed czterdziestką, uzależniony od muzyki i okaleczania się, zaś jego opowieść,
często snuta potocznym językiem, ma w sobie sporo brutalnej
prawdy odzierającej z wszelkiej ułudy szarą codzienność życia w wielkim mieście.
Opowieść Clementine jest całkowicie inna – piękna narracja w
wykonaniu dziesięcioletniej dziewczynki, obleczona w afrykański klimat sprawia, że
czytelnik czuje, jakby był w Rwandzie razem z tym dzieckiem i
jego kochającą rodziną. Clementine w swojej naiwności oraz
prostoduszności przedstawia nam swoich rodziców i braciszka,
którzy są dla niej całym światem. Kiedy więc dochodzi do
masakry, świat dziewczynki rozpada się, a czytelnik nawet nie
zauważa, gdy łzy zaczynają płynąć mu po policzkach.
Podoba mi się polskie wydanie Krzykacza – przede wszystkim niosący w sobie tajemnicę oraz magię tytuł powieści, odnoszący się m.in. do audycji radiowych, które stały się w 1994 roku zaczątkiem konfliktu pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi. Podoba mi się też szata graficzna oraz zróżnicowana czcionka, która rozróżnia narrację Asha od narracji Clem. Jego – prosta, ciężka, jej – delikatna i lekka. Niby nieznaczące szczegóły, które w szerszym kontekście znaczą jednak tak wiele. Podobnie, jak przesłanie płynące z powieści.
Krzykacz z Rwandy to piękna i poruszająca historia o poszukiwaniu swojego miejsca na świecie, miłości rodzinnej, walce z demonami przeszłości oraz przyjaźni, która nie tylko przewartościowuje priorytety, ale może też uratować życie. To opowieść dwóch różnych światów, które w pewnym momencie splatają się ze sobą w nieoczekiwanym momencie i z nieoczekiwanym rezultatem. To historia o utracie człowieczeństwa. A także – pomimo okrucieństwa i przerażającej wizji ludobójstwa – baśń o nadziei. Myślę, że zarekomendowanie Wam Krzykacza z Rwandy jest tylko formalnością – polecam sięgnąć po niezwykłą powieść Warrena, który z rozbrajającą szczerością maluje cudowną, wciągającą i jednocześnie smutną opowieść o pięknie, które w tak łatwy sposób (tu za pomocą maczet i słów pełnych nienawiści) może zostać bezpowrotnie utracone. Autor zdaje się pytać o to, czy istnieje coś, co czyni nas doskonalszymi od innych? Czy jesteśmy lepsi tylko dlatego, że inaczej wyglądamy, mamy inny kolor skóry, węższe albo szersze nosy, nasza rodzina ma więcej pieniędzy? Tak łatwo niektórzy zapominają o tym, że wszyscy jesteśmy ludźmi... Absolutnie polecam i daję ocenę 5+/6!
Podoba mi się polskie wydanie Krzykacza – przede wszystkim niosący w sobie tajemnicę oraz magię tytuł powieści, odnoszący się m.in. do audycji radiowych, które stały się w 1994 roku zaczątkiem konfliktu pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi. Podoba mi się też szata graficzna oraz zróżnicowana czcionka, która rozróżnia narrację Asha od narracji Clem. Jego – prosta, ciężka, jej – delikatna i lekka. Niby nieznaczące szczegóły, które w szerszym kontekście znaczą jednak tak wiele. Podobnie, jak przesłanie płynące z powieści.
Krzykacz z Rwandy to piękna i poruszająca historia o poszukiwaniu swojego miejsca na świecie, miłości rodzinnej, walce z demonami przeszłości oraz przyjaźni, która nie tylko przewartościowuje priorytety, ale może też uratować życie. To opowieść dwóch różnych światów, które w pewnym momencie splatają się ze sobą w nieoczekiwanym momencie i z nieoczekiwanym rezultatem. To historia o utracie człowieczeństwa. A także – pomimo okrucieństwa i przerażającej wizji ludobójstwa – baśń o nadziei. Myślę, że zarekomendowanie Wam Krzykacza z Rwandy jest tylko formalnością – polecam sięgnąć po niezwykłą powieść Warrena, który z rozbrajającą szczerością maluje cudowną, wciągającą i jednocześnie smutną opowieść o pięknie, które w tak łatwy sposób (tu za pomocą maczet i słów pełnych nienawiści) może zostać bezpowrotnie utracone. Autor zdaje się pytać o to, czy istnieje coś, co czyni nas doskonalszymi od innych? Czy jesteśmy lepsi tylko dlatego, że inaczej wyglądamy, mamy inny kolor skóry, węższe albo szersze nosy, nasza rodzina ma więcej pieniędzy? Tak łatwo niektórzy zapominają o tym, że wszyscy jesteśmy ludźmi... Absolutnie polecam i daję ocenę 5+/6!
Original: The Go-Away Bird
Wydawca: Mała Kurka
Data wydania: 1.11.2012
Stron: 308
Uwielbiam tę książkę, jest mocna, doskonale napisana, poruszająca. Polecam również!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Może kiedyś :>
OdpowiedzUsuńKsiążka chodzi za mną od jakiegoś czasu ale zastanawiam się czy podołam jej emocjonalnemu ładunkowi...
OdpowiedzUsuńTeż nigdy nie słyszałam o tej książce. Wydaje się ciekawa, ale to raczej nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobrze świadczy o autorze, że w tak lekki sposób potrafi posługiwać się różnymi stylami wypowiedzi.
OdpowiedzUsuńWow! Brzmi świetnie!
OdpowiedzUsuńZapowiada się trudna, ale emocjonująca lektura. Muszę koniecznie przeczytać.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy przeczytałam o tej książce u IsaDory na blogu i od tej pory mam zamiar ją poznać, chociaż na pewno to bardzo poruszająca opowieść.
OdpowiedzUsuńTo raczej nie dla mnie, ale skoro dajesz 5+ to musi być naprawdę dobra :D
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam chęci na tę książkę. Nie za bardzo przepadam za takimi "opowieściami".
OdpowiedzUsuńNie słyszałam negatywnej opinii o tej książce. Jest na mojej liście pozycji do przeczytania kiedyś wreszcie:)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, ja również jestem fanką polskiego wydania i chętnie zajrzę do wnętrza :)
OdpowiedzUsuńOjej, kolejna książka do przeczytania :) Świetna recenzja, niezwykle wciągająca i ślicznie ubrana w słowa ;) Dodaję "Krzykacza w Rwandy" do listy mile widzianych pozycji ^^
OdpowiedzUsuńZupełnie nie dla mnie ;) Okładka ciekawa, fakt :P
OdpowiedzUsuńBrzmi niesamowicie ciekawie:) W przyszłości przeczytam, lubię takie "poruszające historie".
OdpowiedzUsuńTo pierwsza recenzja tej książki, którą czytam, choć słyszałam już o niej kilka razy. Bardzo mnie zaciekawiłaś i sprawiłaś, że mam na nią ogromną ochotę - naprawdę chciałabym ją poznać! :D
OdpowiedzUsuńWidzę, że ta książka jest historią o wielu rzeczach. O życiu.... Zapiszę sobie jej tytuł.
OdpowiedzUsuńOpis na początku wydał mi się dziwny, ale kiedy przeczytałam recenzję stwierdziłam, że książka jest w sam raz dla mnie.
OdpowiedzUsuńKsiążka niestety mnie nie zainteresowała... :)
OdpowiedzUsuńHotel Ruanda miałem okazję obejrzeć, także problem nie jest mi obcy, ale ta książka wydaje się być bardzo ciekawa i być może kiedyś i ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńKiedyś, gdzieś zwróciła moją uwagę, a teraz już jestem pewna, że chcę to przeczytać!
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńO ludobójstwie w Rwandzie czytałam wiele i gdy o tym pomyślę, to ogarnia mnie przerażenie... Książka może nie dotyczy bezpośrednio tego konfliktu, ale i tak z wielką chęcią sięgnę po nią. Dzięki za tak dobrą rekomendację :)
OdpowiedzUsuńtytuł mnie zaintrygował, a teraz, gdy przeczytałam recenzję jestem już pewna - jadę na zakupy! Nie spocznę, dopóki nie zdobędę tej książki ;)
OdpowiedzUsuńChyba to nie dla mnie mimo wszystko... A za spostrzeżenie dziękuję ;) Wezmę pod uwagę, chociaz na wszystkich możliwych komputerach swoich [i znajomych] nawet notebookach sprawdzałam i nic takiego mi się nie dzieje, jeśli chodzi o szablon, ale dziękuję za informację! ;D
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się okładka tej książki. Od dawna mam na nią ochotę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)