Nie ukrywam – nie przejdę zaplanowanego wyzwania książkowego na 2015 rok. Z listy 29 książek udało mi się ogarnąć 11, a zostały w sumie 4 miesiące do końca roku, więc choćbym czytała na akord, nie dam rady. Strasznie mnie to smuci i w pewien sposób podkopuje moje czytelnicze zamiłowanie, bo byłam pewna, że 29 książek to żaden problem dla mnie, że kiedyś potrafiłam w ciągu roku przeczytać ponad 100 książek i wydawało mi się, że to i tak za mało. Teraz przeczytanie 20 sztuk w roku to wyzwanie, z którym nie jestem w stanie sobie poradzić. Może jak ogarnę swoje życie i minie chwila, to w 2016 rok wejdę z nowymi pomysłami i nową siłą, by spróbować jeszcze raz? Nie wiem.
Jak wygląda moje niedokończone wyzwanie? Właśnie tak:
1. Więcej niż 215 stron: "Dziennik Bridget Jones" Helen Fielding
2. Epistolarna: "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" Mary Ann Shaffer i Annie Barrows
3. Wydana w 2015: "My" David Nicholls
4. Autorem jest kobieta: "Duma i uprzedzenie" Jane Austen
5. Typowy romans - "Prawdziwa miłość" Jude Deveraux
6. Oparta na prawdziwej historii - "Piękni głupcy" R. Clifton Spargo
7. Główny bohater ma imię na tę samą literę co ja - "Ostatni list od kochanka" Jojo Moyes
8. Przeczytana w jeden weekend - "Psy z Wieży Babel" Carolyn Parkhurst
9. Akcja nie dzieje się w Europie - "Małe cuda" Heather Gudenkauf
10. Ma tylko jedno słowo w tytule - "Obca" Diana Gabaldon
11. Film oparty na książce - "Droga" Cormac McCarthy (recenzja nienapisana)
10. Ma tylko jedno słowo w tytule - "Obca" Diana Gabaldon
11. Film oparty na książce - "Droga" Cormac McCarthy (recenzja nienapisana)
A drugie wyzwanie "Z półki" wygląda tak:
4. "Droga" Cormac McCarthy (recenzja nienapisana)
Z wyzwaniami to jest tak, że często ludzie traktują je jak ograniczenie, uwiązanie się do jednego pomysłu. Nikt przecież nie lubi czytać na siłę tego, co mu dane wyzwanie podyktuje. Ja też nie lubię czytać na siłę, dlatego akcja na 2015 rok wydawała mi się w miarę luźna – mogłam czytać książki w dowolnej kolejności, a sięgając po dany tytuł po prostu starałam się wpasować go w jeden z 29 dostępnych punktów. Niby nic trudnego, niby duża dowolność, a jednak poległam nawet na tym. Szkoda. Może uda mi się chociaż przeczytać te książki z półki, które sobie obiecałam – jest ich 10, za sobą mam 4, więc pozostałe 6 chyba jakoś ogarnę ;)
Ogólnie podziwiam ludzi, którzy biorą udział w wyzwaniach, niektórzy nawet w kilku na raz. Podziwiam i zazdroszczę, bo ja na to po prostu nie mam czasu. I pomijam już nawet to, że magisterkę powinnam napisać (taaa, jasne, może w następnym życiu!), że moje życie wywróciło się niedawno do góry nogami, że wszystko układam sobie na nowo. Zwyczajnie w pędzie życia, w obliczu codziennego wstawania wcześnie rano do pracy, obowiązków, dorywczej pisaniny dla portalu, poświęcania choć odrobiny uwagi przyjaciołom, nie mam możliwości jeszcze układać planu czytelniczego pod konkretne wymogi. Czytam, kiedy mogę i na co mam ochotę. Może dlatego przyznanie się do porażki, że oto nie dałam rady mojemu pierwszemu w życiu wyzwaniu, jest tak trudne.
Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła sobie w pełni świadomie pozwolić na jakąś akcję, z której będę umiała się wywiązać i z której będę szalenie dumna. Rok temu w sierpniu na przykład wzięłam udział w miesięcznym czytaniu romansów – sierpień został wtedy ogłoszony przez Lisę Kleypas miesiącem romansów. To mi się udało. Może powinnam zabrać się za mniejsze wyzwania, okazjonalne. Myślę, że to dobra opcja dla wszystkich osób, które w pędzie codzienności nie mają możliwości poświęcić się większemu zadaniu.
Niedługo wrócę do Was z kilkoma nowymi wpisami. Powoli tworzą się w mojej głowie i dojrzewają do tego, by o nich opowiedzieć. Na pewno będzie coś o filcowych maskotkach i o kolorowankach (kto odwiedza mój fanpejdż, na pewno zauważył, że ostatnio sporo koloruję). Postaram się także podzielić z Wami moimi wrażeniami po lekturze Drogi Cormaca McCarthy. Póki co czytam W pogoni za rozumem – drugą część Dziennika Bridget Jones – i bawię się przy tej lekturze wyśmienicie. Może nawet obejrzę ponownie obie ekranizacje ;)
Na koniec dodam, że od jakiegoś czasu robię gigantyczne porządki w swoich książkowych zbiorach i pozbywam się książek, do których już nie wrócę – zainteresowanych zapraszam do zakładki NA ZBYCIU.
Życzę Wam udanej końcówki wakacji i do przeczytania już wkrótce ;)
Dlatego ja nie biorę udziału w ramowych wyzwaniach, bo potem nie mam czasu się z nich wywiązać, podziwiam ludzi, którzy tak świetnie sobie z tym radzą ;)
OdpowiedzUsuńWyzwania (czytelnicze i wszystkie inne) z jednej strony mogą być motywacją, z drugiej jednak, moim zdaniem, ogromnie ograniczają. Dlatego ja jakoś się nigdy nie mogłam za nie zabrać, nawet nie chciałam (włącznie z czelendżami w rodzaju"30day music challenge", które raczej wymagały minimalnego wkładu :P), nie lubię jak mnie cokolwiek ogranicza :D. Za to powyżej nawet bym się nie brała, bo kilka pozycji zwyczajnie leży totalnie poza moimi zainteresowaniami i szkoda by mi było na to czasu, skoro w tym czasie mogę przeczytać coś co lubię. Albo nie czytać nic jak nie będę miała ochoty (z wyzwaniami filmowymi, muzycznymi etc mam tak samo).
OdpowiedzUsuńA ekranizacje Bridget Jones polecam, jeśli tak jak ja masz słabość do brytyjskiego akcentu w wydaniu przystojnych mężczyzn :P.
Dlatego porzuciłam wszelkie wyzwania dawno temu. Czytam co chcę kiedy chcę i ile chcę. Nawet zaczęłam pisać wpis na ten temat, ale jakoś weny mi brakło, może kiedyś dokończę.Nic na siłę, jak będę miała czas i ochotę to przeczytam nawet 3 książki w tygodniu, a jak nie to przeczytam połowę książki, albo nawet żadnej i też będzie okej. Czytanie to nie wyścigi, choć niektórym sie chyba tak wydaje:)
OdpowiedzUsuńJa już nie biorę udziału w żadnych wyzwaniach, bo czytanie wówczas staje się niejako przymusem. Nie ma co sobie czegokolwiek narzucać.
OdpowiedzUsuńJa już nawet nie zapisuję się na żadne wyzwania, bo nigdy ich nie wypełniam ;)
OdpowiedzUsuńSama biorę udział w kilku wyzwaniach, jednak nigdy nie wybieram książek specjalnie pod nie. Jak się coś trafi to dobrze, a jak nie to nie :)
OdpowiedzUsuńNa tą chwilę biorę udział w tylko dwóch wyzwaniach, chociaż dla mnie są to bardziej akcje czytelnicze. Dotyczą czytania fantastyki i powieści polskich autorów, co nie jest z mojej strony żadnym wysiłkiem ;)
OdpowiedzUsuńJa postawiłam przed sobą jedno wyzwanie i...idzie mi średnio. Ale nie zrażam się, bo nie mam nad sobą pejczyka. Wyzwanie miało być zabawą i nią pozostanie. ;)
OdpowiedzUsuńOstatnimi czasy też mam problemy z czytaniem hmm... zadowalającej ilości książek. O szóstej wstaję na praktyki, wracam do domu około16, trzeba zrobić jakiś obiad, potem jeszcze zasuwać w ogrodzie. A jak nadchodzi wieczór i wreszcie mogę sobie coś poczytać, to jakoś mi nie wychodzi... W roku akademickim jest trochę lepiej ;)
OdpowiedzUsuńMnie nigdy nie udaje się osiągnąć imponujących wyników w wyzwaniach, bo właśnie nie lubię czytać tego, co "muszę" dopasować do wyzwania. Biorę udział w kilku związanych z horrorem, ale szału też nie ma. Najważniejsze to się nie przejmować, to tylko zabawa przecież :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, z jednej strony wyzwania są męczące, i chociaż na pierwszy rzut oka wydają się proste i niezobowiązujące, to jednak nas ograniczają. Ja postawiłam na dwa wyzwania, jedno dopasowujące do danej kategorii, a drugie z półki. Najbardziej kuleje mi to drugie, gdzie nie potrafię do niektórych książek dotrzeć, bo ciągle coś jest nowego na horyzoncie.
OdpowiedzUsuńRównież zdecydowałam się na udział w jednym wyzwaniu, ale raczej średnio mi idzie, bo ciężko dopasować książki pod dane kategorie. :)
OdpowiedzUsuńNa swoim blogu nominowałam cię do LBA, więc jeżeli miałabyś ochotę, to zapraszam:
Kultura Czytania
U mnie z wyzwaniami kiepsko, bo po prostu lubię sama sobie wybierać lektury, według własnego widzi mi się, a nie wytycznych. ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż. Ja w tym roku brałam udział w jednym wyzwaniu - które zostało przeze mnie zakończone, ale fakt - najgorsze w akcjach zazwyczaj jest to ograniczanie się do danych tytułów. Ale też, w pewien sposób, one motywują - te wyzwania - do zmobilizowania siebie i w moim przypadku właśnie tak było, co mnie cieszy, bo pozbyłam się trochę zaległości. :)
OdpowiedzUsuńWierzę, że tobie też się uda wybrnąć z wyzwań, nawet jeśli jesteś sceptycznie do tego nastawiona. Trzymam kciuki, jeśli nie w tym roku - to w następnym.
Pozdrawiam,
Sherry