13 maja 2011

"Bezduszna" Gail Carriger

"Powieść o wampirach, wilkołakach i parasolkach.

Po pierwsze, Alexia nie ma duszy. Po drugie, jest starą panną, której ojciec był Włochem, a teraz nie żyje. Po trzecie, została zaatakowana przez wampira, co stanowi oburzające naruszenie zasad dobrego wychowania. A dalej? Sprawy lecą na łeb, na szyję, gdyż ów wampir przypadkowo ginie z jej ręki, a nieznośny lord Maccon (hałaśliwy, gburowaty i zabójczo przystojny wilkołak) z rozkazu królowej Wiktorii wszczyna śledztwo. Jedne wampiry znikają, inne pojawiają się znienacka, jakby wyrastały spod ziemi, a podejrzenia padają na Alexię. Czy nasza bohaterka zdoła rozwiązać zagadkę skandalu, który wstrząsnął londyńską socjetą? Czy charakterystyczna dla bezdusznych umiejętność neutralizowania sił nadprzyrodzonych okaże się pomocna, czy raczej przysporzy jej wstydu? I co najważniejsze - kto naprawdę zawinił? I czy podadzą ciasto z kajmakiem?"

Dobre obyczaje to podstawa w świecie, gdzie liczy się elegancki, schludny ubiór i powściągliwy język. Dlatego też, gdy dama wybiera się sama na spacer po parku, bądź planuje wieczorne spotkania bez przyzwoitki, może narazić się na złą sławę. Ale co się stanie, jeśli kobieta o reputacji inteligentnej, zadziornej starej panny zostanie zaatakowana przez niebezpiecznego typka i... ugodzi go? Na śmierć, oczywiście?

Panna Alexia Tarabotti to dwudziestosześcioletnia dama, która w czasach swojego życia, czyli u schyłku XIX-tego wieku, uchodzi za starą pannę. I nic w tym dziwnego, kto bowiem chciałby pojąć za żonę kapryśną dziewuchę z niewyparzonym językiem, do tego o egzotycznej urodzie nie wpisującej się w kanon ideału epoki?

W momencie, gdy poznajemy ową damę, znajduje się ona w dość patowej sytuacji – nie otrzymawszy na przyjęciu niczego odpowiedniego do zjedzenia, postanowiła zamówić sobie kanapki do biblioteki, lecz niespodziewanie spotkała tam kogoś, kto był równie głodny jak ona, lecz niekoniecznie przyciągnął go zapach kanapek. Wampir, bo takowym okazał się młodzieniec, uznał najprawdopodobniej, że Alexia będzie smacznym podwieczorkiem i postanowił się posilić. Na jego nieszczęście nie miał świadomości, że panna Tarabotti nie jest zwyczajną dzieweczką, lecz kimś, kogo każdy nadprzyrodzony powinien się bać.

Alexia bowiem jest nadludzką, czyli istotą o niezwykłej mocy ujarzmiania nadprzyrodzonych sił. Wystarczył jeden jej dotyk, by wampir na nowo stał się człowiekiem, oczywiście tak długo, jak trwał ich bezpośredni kontakt fizyczny. Dlatego też dama ta, jako przedstawicielka gatunku w zasadzie na wyginięciu, była znana w londyńskim towarzystwie istot nadprzyrodzonych jako niebezpieczna i jednocześnie pilnie chroniona przez biuro zwane BUR-em (czyli odpowiednikiem departamentu do spraw istot nie do końca ludzkich).

I tu kolejna niespodzianka – bowiem istoty nadprzyrodzone typu wampiry, wilkołaki czy duchy nie były w świecie Alexi bujdą, lecz stanowiły porządny procent całkowicie jawnie funkcjonujących obywateli Korony. Co więcej, niektórzy zasiadali nawet w gabinetach rządu! To bardzo ciekawa teoria, zwarzywszy na fakt, że w historię zostaje wplątana sama królowa Wiktoria Hanowerska.

Wracając jednak do przygody z biblioteki – Alexia w afekcie i zupełnie niespecjalnie zabija delikwenta, a na miejsce zdarzenia przybywa śledczy – gburowaty alfa wilkołaków – lord Maccon, który poza niezwykłą posturą i urodą odznaczał się także niewyparzonym, jak Alexia, językiem i nieprzyjemnym usposobieniem. I tak też rozpoczyna się śledztwo, które ma za zadanie wyjaśnić, kim był zamordowany wampir, co pociągnie za sobą kolejne wydarzenia, w których rzecz jasna główną bohaterką będzie panna Tarabotti.

Nie ukrywam, że powieść pani Carriger mnie zaskoczyła na wielu płaszczyznach. Poza oczywiście pomysłem, w którym łączy paranormal romanse i steampunkowe wizje zmechanizowanego Londynu końca XIX wieku, warto zwrócić uwagę na kreację bohaterów – tu się srodze zawiodłam, oraz język. Od pierwszego zdania oczywistym jest, że autorka chciała wystylizować powieść na kształt XIX-wiecznych dzieł pokroju Emile Zoli czy Henry Jamesa. W pewnych momentach denerwujący był fakt, że więcej dzieła stanowiły typowe dla książek Jane Austen opisy, które tak naprawdę nudzą, a nie wciągają. Jednak o ile warstwa dialogowa wymagała stylizacji, o tyle narracja w zbędny sposób została owładnięta manią wysublimowanego słownictwa, które odbierało dynamiki i emocji. Nie mniej nie ukrywam, że sam pomysł był ciekawy i oczywiście chwali się fakt, iż autorka, pisząc o minionej epoce, chciała oddać jego ducha. Jednak w takim momencie muszę zacytować myśl austriackiej pisarki Marie von Ebner-Eschenbach, która powiedziała:

„Wolno ci inaczej myśleć niż twoja epoka, ale nie wolno ci ubierać się inaczej.”

Podobną myśl znalazłam dawno temu, i choć nie pamiętam autora słów, zrozumiałam przesłanie – najlepiej pisać o czasach, w których się żyje, bo tylko wtedy jesteśmy wiarygodni. Nie mówię, że nie wolno nam tworzyć powieści, których akcja się dzieje w minionych epokach, wszak sama jestem zakochana w XIX-tym wieku, ale jeśli już to robimy, nie stylizujmy dzieła na kształt czegoś, co znamy tylko z podręczników i przekazów. Takie działania mogą wywołać efekt, jaki mamy w przypadku dzieła pani Carriger – ciekawa lektura o niestety sztucznej oprawie.

Co do bohaterów – o ile główna bohaterka jest zarysowana w miarę oględnie, jako panna o własnym zdaniu, ciętym języku i zamiłowaniu do jedzenia i ładnych ubiorów, o tyle reszta bohaterów to tylko cienie snujące się wokół akcji. Co bowiem wiemy na temat lorda Maccona poza opisowymi informacjami, iż jest przystojnym gburem? Jak przedstawia się postać jego przyjaciela i bety watahy? Ile można powiedzieć o przyjaciółce Alexi? A o jej rodzinie? Znajomych? Nic, co by nam pomogło w określeniu charakterystyki tych sylwetek. A to ogromny minus, niestety.

Zakończenie bynajmniej nie zaskakuje, byłam przekonana co do finału wydarzeń. I nie ukrywam pewnego... powątpiewania, czy aby Bezduszna na pewno zasługuje na tak liczną kontynuację – bodajże naliczyłam z pięć części, a kto wie, czy na tym zakończy się historia? 

Moja ocena dla powieści to maksymalne 7/10. Za ciekawy pomysł. Wszak wiele dzieł dotyczących „dawnych czasów” tworzone są ot tak, na „odwal się”, a tu, pomimo istotnych niedociągnięć, można na plus uznać próby i chęci, jakie autorka podjęła, by nadać powieści wymiaru prawdopodobieństwa.

9 komentarzy:

  1. Podtytuł "Bezdusznej": Powieść o wampirach, wilkołakach i parasolkach, sympatyczna okładka, wampiry zmiksowane z Jane Austen - to wszystko mnie zachęca. Z drugiej strony, wytknęłaś wszystkie minusy, których się obawiałam... Szczególnie braku wiarygodności. Cóż, spróbuję, może jednak nie będzie tak źle?

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie problem polega na tym, że książka się ludziom podoba i uważają ją za wiarygodną. Najwyraźniej tylko ja mam zboczenie, które każe mi wytykać błędy, które może nie są błędami, lecz bardziej "niedociągnięciami". Oczywiście nie jestem specjalistą, raczej pasjonatką tematu. Moja ocena jest całkowicie subiektywna, a książka owszem może się podobać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Straszną miałam przez pewien czas ochotę na tę książkę, ale jakoś minęła. Nadal chciałabym ją przeczytać, ale zastanawiam się, czy wampiry mi się nie znudziły już na tyle, żeby wcisnąć jeszcze jedną powieść o takiej tematyce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Spróbuję - najwyzej po kontynuację nie sięgnę (chociaż to wątpliwe - jak już zacznę serię, to przeważnie do końca daję jej szansę;))

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo chciałabym przeczytać tę książkę, tylko wciąż mam coś innego do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Bezduszna" czeka na półce, na pewno przeczytam, muszę się przekonać jak to z tym steampunkiem jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Drogie Panie, dziwne rzeczy się dzieją na blogspocie, bowiem już raz "Bezduszną" publikowałam a tu wcięło mi wpis. Dlatego musiałam ponownie opublikować recenzję.
    Ven, steampunk pojawia się w powieści, ale nie jest dominujący. A trochę szkoda, może byłoby wtedy ciekawiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak właśnie mi się wydawało, że już czytałam o tej książce na Twoim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Trochę zdziwiła mnie Twoja recenzja, ponieważ do tej pory nie spotkałam się z tak dużą ilością 'minusów' tej książki ;P Większość recek, które czytałam tylko wychwalały dobre strony powieści, a nie koniecznie mówiły o tych 'złych'. Oczywiście Twoja opinia mnie nie zniechęciła, a jak najbardziej utwierdziła mnie w moim przekonaiu, że koniecznie muszę przeczytać to dzieło literackie, albowiem sama chcę się przekonać, które recki będą bliższe moim wrażeniom ;)

    OdpowiedzUsuń

Ten blog tworzę dla Was i każdy Wasz komentarz to dla mnie motywacja do dalszego pisania. Dziękuję, że jesteście tu ze mną! :)