Szesnaście lat temu zabójczy wirus zmiótł z powierzchni Ziemi niemal wszystkich jej mieszkańców. Świat stał się miejscem śmiertelnie niebezpiecznym.
Osiemnastoletnia Eve nigdy nie wyszła za pilnie strzeżony teren zamkniętej szkoły. Szkoły, w której nie ma mężczyzn ani chłopców. Gdzie ona i dwieście innych dziewcząt przygotowuje się do roli elity Nowej Ameryki.
Ale w przeddzień ukończenia szkoły, Eve odkrywa szokującą prawdę o prawdziwym celu tej nauki – i o przerażającym losie, jaki czeka ją samą.
Ucieka z jedynego domu, jaki znała. Rozpoczyna długą, ryzykowną wędrówkę w poszukiwaniu miejsca, w którym będzie mogła przetrwać. Podczas tej podróży spotka Arden, swoją rywalkę ze szkoły, i Caleba, twardego, buntowniczego chłopaka, który wie, jak przeżyć. Odizolowana przez całe życie od mężczyzn, Eve została nauczona, że nie wolno im ufać. Lecz Caleb powoli zdobywa jej zaufanie… i jej serce. Obiecuje ją chronić, lecz kiedy wojsko zaczyna ich ścigać,
Eve musi wybierać pomiędzy życiem a miłością…”
Eve ma osiemnaście lat i jest najpilniejszą oraz najładniejszą uczennicą żeńskiej szkoły Nowej Ameryki. W przededniu ukończenia szkoły i skierowania się na dalsze kształcenie zawodowe, dziewczyna odkrywa przerażającą tajemnicę, a strach nie pozwala jej pozostać w murach internatu. Bohaterka ucieka z bezpiecznego miejsca, które od wielu lat było jej jedynym domem, ku niebezpieczeństwu i wrogiej rzeczywistości. Teraz, zdana tylko na siebie, musi dotrzeć nad morze, do osady ludzi ocalałych podczas zarazy – do Kalifii. Po drodze jednak spotka tych, których zawsze najbardziej się bała – mężczyzn...
Po powieść Anny Carey sięgnęłam w pierwszej kolejności ze względu na niezwykłą okładkę, do stworzenia której użyto zdjęcia pięknej Elizabeth May, szkockiej artystki – fotografki. W drugiej kolejności zaintrygował mnie opis, który obiecywał odbiorcy niezapomnianą przygodę u boku głównej bohaterki – tytułowej Eve. Świat bez mężczyzn? Zabrzmiało bardzo intrygująco! Dlatego nie zawahałam się przed sięgnięciem po tę lekturę. Niestety powieść nie przyniosła tego, czego oczekiwałam...
Jest XXI wiek, zaraza zdziesiątkowała ludzkość, a nieliczni ocaleni tworzą nowy świat. Król – jedyny mężczyzna, któremu można ufać – buduje wielkie miasto przyszłości, gdzie każda dobrze wykształcona młoda kobieta będzie miała miejsce dla siebie. I z taką myślą żyje Eve, najpilniejsza uczennica szkoły dla dziewcząt. Pomysł na fabułę, przyznaję, jest wspaniały – bohaterka odkrywa szokującą prawdę i ucieka, by odnaleźć prawdziwy dom i bezpieczeństwo. Wychowana jednak w poczuciu strachu przez mężczyznami, nie potrafi odnaleźć się w świecie, gdzie wciąż to oni dzierżą władzę. Następuje długa i pełna niebezpieczeństw droga ku nowemu życiu. I teoretycznie przygoda bohaterki powinna być wspaniała, przerażająca i pełna niespodzianek. Ale tylko teoretycznie.
Zamysł i szkic fabuły to tak naprawdę jedyny plus tej powieści. Później będzie tylko gorzej. Płascy bohaterowie, którymi z założenia powinny targać niesamowite emocje, są tak naprawdę pustymi kukłami, którym pozwolono mówić i poruszać się. Ich działania nie wywołują głębokich uczuć w czytelniku, a zachowania niektórych postaci są absurdalne i nielogiczne. Na pierwszy plan wysuwa się główna bohaterka, która w chwili największego zagrożenia uwydatnia swoje samolubne cechy i tym samym w oczach widza skazuje się na potępienie, którego nie można tak łatwo złagodzić kilkoma słowami. W dodatku narracja Eve potrafi bardziej zirytować, aniżeli zaciekawić – mamy prosty język, dużo dialogów, mało opisów i użalanie się nad sobą. Ponadto bohaterka bardzo szybko zaczyna rozumieć swoją sytuację, pojmuje rzeczy w mig i ma niezwykłą zdolność do podejmowania pochopnych decyzji, które odbijają się na przyszłości otaczających ją osób. Po prostu cud dziewczyna!
Akcja mknie jak szalona, lecz to nie umniejsza faktu, iż sytuacje zagrażające życiu bohaterów są nudne i schematyczne. Wiele z nich to najzwyczajniej w świecie naciągane sytuacyjki, które teoretycznie powinny mrozić krew w żyłach, ale ich wydźwięk jest śmieszny. Szczerze mówiąc ani razu nie poczułam trwogi o losy bohaterów, ani razu nie otworzyłam szerzej oczu z przerażania – co najwyżej ze zdumienia, że ktoś mógł napisać takie głupoty. Autorka podrzuca bohaterom potrzebne rekwizyty, ułatwia im zadanie w każdej sytuacji, a co dramatyczniejsze akcje łagodzi banalnym rozwiązaniem, na dodatek bardzo okrawając wszystkie sceny, jakby usilnie chciała w jednym rozdziale zmieścić jak najwięcej wydarzeń. Cały świat sprzyja bohaterce, a rzeczy, które nie mają prawa bytu w realnym życiu, w powieści Carey są na porządku dziennym. Bo przecież to normalne, że na koniu jadą trzy dorosłe osoby, w dodatku galopem! Niemniej to jeszcze nie koniec niespodzianek – choć nie chcę zdradzać Wam dalszej fabuły, przytoczę scenę z samego początku powieści (ten jeden motyw dał mi powód do przemyśleń i głębszej analizy poziomu powyższej lektury, a przecież to tylko kropla w morzu absurdów). Bohaterka nie umie pływać, a musi przebyć jezioro. Co więc robi? Idzie po dnie! Nie istotne, że zanurzyła się w jeziorze po sam czubek głowy, że pomaga sobie w drodze, przytrzymując się gałęzi (!) – istotne, że pokonała jezioro idąc dnem. Przepraszam, myślałam, że to potrafią tylko przeklęci piraci z Karaibów (odsyłam do Klątwy Czarnej Perły). Najwyraźniej jednak dla Eve nie ma rzeczy niemożliwych!
Podsumowując chyba nie muszę ukrywać, że powieść Anny Carey mnie rozbawiła. Do tego stopnia, że nawet czas spędzony z jej książką nie uważam za stracony – takie doświadczenia czytelnicze także się przydają. Jeśli jednak mam ocenić tę historię, nie jestem w stanie dać wyższej oceny jak 2/6 – dwójeczka tylko i wyłącznie za dobry pomysł. Naprawdę byłaby to powieść niezła, gdyby autorka włożyła więcej pracy w kreację świata przedstawionego, postawiła też więcej przeszkód przed bohaterką i nie cackała się z nią jak z jajkiem. To także podkreśla, jaką przepaść widzę pomiędzy Eve a Igrzyskami Śmierci – Collins nie łagodzi wydarzeń i nie oszczędza swoich bohaterów. U Carey wszystko jest ugłaskane i lekkie, nie odczujemy więc trwogi, a mroczny wydźwięk dzieła zawiera się tylko w opisie z okładki. Czy polecam? Książka będzie odpowiednia dla młodego odbiorcy – nie tylko młodego wiekiem, ale także stażem czytelniczym. Niestety doświadczonemu książkoholikowi nie polecam – jedynie jako rozrywkę i okazję do wychwycenia wszystkich możliwych błędów pisarskich. Eve to świetny przykład na to, jak pisać nie wolno!
Original: The Eve Trillogy #1
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 29.05.2012
I naprawdę świetny trailer, który obiecywał dobrą powieść:
Miałam ochotę na tą książkę, ale skoro jest taka zła to raczej jej nie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńA chciałam przeczytać. Teraz to raczej spasuję.
OdpowiedzUsuńJej i to Lauren Kate poleciła tę powieść :o :D Książkę może kiedyś przeczytam chociaż mój entuzjazm trochę opadł :]
OdpowiedzUsuńHahahahahaha, umarłam z tą wędrówką po dnie! Od razu mi się z Piratami skojarzyło i jak widać nie tylko mnie :D Dla mnie byłoby to absurdalne jeszcze z jednego względu - nie czytałam tej książki, nie wiem jakie to jezioro, ale przypuśćmy, że takie jak w Polsce. Autorka chyba nigdy nie była nad jeziorem - gdzie GAŁĘZIE na całej długości JEZIORA? O_O Poza tym to chyba nie jezioro, tylko staw, skoro takie płytkie :D
OdpowiedzUsuńO Boże, chyba od kogoś pożyczę tę książkę, bo dobrze mi się wkurza podczas czytania i pisania recenzji. Niby to zmarnowany czas, ale tak często trafiam w swój gust, że rzadko mi jest dane przeczytać trochę chłamu :D Nie, serio mówię, zapisuję w "chcę przeczytać"! :)
Powiem Ci, ze na początku bałam się, że nie umiem czytać ze zrozumieniem, ale jednak... ;] Gałęzie, jak widzisz, nieustannie towarzyszą ludziom, tylko ich nie dostrzegamy ;]
UsuńMam podobnie. Jak coś jest dla mnie niezjadliwe, to wracam do pewnych zdań, czytam po 10 razy, a potem drapię się po głowie i NADAL myślę, że może to chwilowe zamroczenie. A jednak nie... ;)
UsuńNastępnym razem będę się rozglądać za tymi gałęziami. Na pewno kiedyś (może nad morzem?) uratują mi życie! *challenge accepted* :D
Świetna recenzja, choć wydźwięk bardzo negatywny :D Szczególnie ten fragment z Piratami z Karaibów i chodzeniem po dnie mnie rozbawił, faktycznie mistrz absurdu. Z drugiej strony myślę, że mogłabym się nieźle ubawić, czytając takie głupoty. Ale chyba jednak wolę bardziej logiczny humor :P Cóż, także beznadziejni bohaterowie nie nastrajają pozytywnie, nienawidzę gdy wiem, że autorka zawsze ich uratuje i nic im nie grozi, bo z każdej opresji wyjdą cało. Miałam ochotę na tę książkę, ale teraz przeszła mi ona całkowicie :)
OdpowiedzUsuńI tych trzech ludzi na jednym koniu, hahaha, wyobrażam sobie ich szalony galop! xD
UsuńElen, szczerze mówiąc to ja prawie spadłam z łózka, jak dotarłam do tego momentu. I nawet postanowiłam poprosić o opinię kolegę, który zna się na jeździectwie - powiedział, że we trójkę da się, aczkolwiek to mega obciążenie dla konia. Niestety galop to czysta abstrakcja.
UsuńTakie nieskoordynowane podskoki, najpierw ten z przodu, potem ostatni, jak fala normalnie :D trochę mnie te dziwaczne fragmenty zachęcają, ubaw po pachy a podejrzewam, że w zamierzeniu miało być niebezpiecznie :D
UsuńWiesz, w sumie wszystko się da, pytanie tylko, czy przypadkiem prędzej trzecia osoba nie zleci na główkę z końskiego zadka, aniżeli utrzyma się z pozostałą dwójeczką na grzbiecie biednego, przeciążonego zwierzaka, który ledwo idzie, a co dopiero galopuje. Jak dla mnie to trochę podchodzi pod znęcanie się nad zwierzętami :P
UsuńA przeczytaj, co Ci szkodzi,liczę na obszerną recenzję ;]
Na razie postanowiłam nie spieszyć się z tą książką.
OdpowiedzUsuńKiedy będę miała okazje to może przeczytam.
Teraz mam dużo ciekawsze książki do przeczytania;)
Pozdrawiam!
Oj bardzo mi się nie podoba Twoja recenzja, a to dlatego, że książka czeka na półce i spodziewałam się, czegoś dobrego. Mam nadzieję, że mi spodoba się bardziej :)
OdpowiedzUsuńPo wstępie chciałam sięgnąć po tę książkę, ale z każdą kolejną linijką mój zapał słabł. Przynajmniej zaoszczędzę czas, chociaż być może warto po nią sięgnąć dla tych żałosnych, w sensie zabawnych elementów. Po tej wzmiance o Piratach mam ochotę na ich obejrzenie. Chyba sobie zrobię dziś seans kinowy. ;-)
OdpowiedzUsuńOgólnie, to nie lubię porównań z innymi książkami, zwłaszcza z tak dobrymi jak "Igrzyska...", ale właśnie w dziele Suzanne ta brutalna rzeczywistość była najlepsza. A jak jej tu nie ma, to nie ma sensu zawracać sobie głowy.
A wiesz, że ja też jakoś nabrałam ochoty na obejrzenie Piratów? Tyle tylko, że ja najbardziej lubię trzecią część - czwarta dla mnie mogłaby nie istnieć (tylko te syreny jeszcze jakoś ją ratują, no i świetna muzyka!). Ach, koniecznie zrobię sobie maraton filmowy *_*
UsuńMimo wszystkich negatywnych cech, które mogą mnie zirytować chcę przeczytać tę książkę. Płaskość bohaterów wyjątkowo odstrasza, natomiast egoizm bohaterki zachęca. W końcu kto dla nas samych jest ważniejszy, niż my sami. A że nam społeczeństwo wpaja kult altruizmu - nigdy nie kierowałam się zbytnio tym to jest dobrze widziane w towarzystwie. :-)
OdpowiedzUsuńPamiętam, kiedy była premiera tej książki. Tak bardzo chciałam ją kupić. Teraz wiem, że dobrze zrobiłam. Już nie tknę tej książki. Ciekawa recenzja, która skrupulatnie i bez ogródek zjechała "Eve" z góry na dół. Trzeba być szczerym! ;)
OdpowiedzUsuńTrailer jest świetny, fabuła także, gorzej jak widzę z wykonaniem. Miałam ją kupić, dobrze, że tego nie zrobiłam...
OdpowiedzUsuńKilka dni temu rozważałam nawet kupno tej książki, a teraz nie jestem pewna czy w ogóle chcę ją przeczytać :o Ale okładki piękne!
OdpowiedzUsuńTeż chciałam ją kupić, ale teraz jak przeczytałam tą recenzję muszę dobrze się zastanowić.
OdpowiedzUsuńCzytałam książkę i mnie się podobała, choć rzeczywiście niektóre momenty zwalały z nóg ze śmiechu :D Świetna recenzja, bardzo przypadła mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńNie mówię ni, wszak pomysł jest naprawdę dobry i to stanowi duży plus, ale kurcze, samym pomysłem książka nie żyje, jeszcze trzeba ją dobrze i sensownie napisać :D
Usuńmiałam książkę na oku, lecz ostatnio czytuję skrajne recenzje na jej temat i póki co lekturę odpuszczam, może w przyszłości...
OdpowiedzUsuńOk. Myślę, że mi już wystarczy, dalej przekonywac mnie już nie trzeba. "Eve" nie jest dla mnie, chyba, że kiedyś będę zdradzała masochistyczne przejawy XD
OdpowiedzUsuńTo ja widzę że masz podobne odczucia jak ja po "Córce żywiołu". Po co się nie sięgnię ostatnio to szmira:(
OdpowiedzUsuńMyślałam, że nieco lepsza będzie owa książka a tutaj takie zaskoczenie.W takim przypadku dam sobie jednak spokój z tą książką i ewentualnie mogę ją polecić mojej nastoletniej bratanicy, gdyż myślę, że ona będzie mniej krytyczna, ponieważ jak do tej pory, prawie wszystkie powieści z tego gatunku bardzo ją zachwycają.
OdpowiedzUsuńWiem po co sięgać jak będę chciała się wyżyć pisząc negatywną opinię :D
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała ją przeczytać;) Ta okładka mnie przyciąga jak magnes;)
OdpowiedzUsuńBywam inna i Twoja recenzja zachęciła mnie do przeczytania tej książki :), jeśli istnieje w niej dużo więcej takich perełek jak przytoczyłaś, a' propos biedny konik, to ta powieść będzie niezłą zabawą. Poza tym zastanawiam się czy autorka po napisaniu książki przeczytała ją, bo tego typu nieścisłości i rozsypka klimatu to porażka.
OdpowiedzUsuńTak źle? kurde a chciałam ją przeczytać... W takim razie sobie ją odpuszczę na rzecz czegoś lepszego:D
OdpowiedzUsuńEve czytałam i pod względem fabuły bardzo mi się spodobała. Nie zauważyłam takich wielkich błędów, które Ty wytykasz, ale to być może dlatego, że nie czytałam jeszcze Igrzysk Śmierci, więc nie mam z czym porównywać. Ale już niedługo będę mogła porównać.
OdpowiedzUsuńTwj ksiażce raczej podziękuję. :)
OdpowiedzUsuńJeszcze pomyślę, a na teraz mówię stanowcze nie.
OdpowiedzUsuńHahaha, no nie wiedziałam, że jezioro można przebyć idąc po dnie! Toż to wiekopomne odkrycie i ulga dla nieumiejących pływać ;D
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, nie zainteresowałam się wcześniej tą książką. Właściwie to Ty swoją recenzją uświadomiłaś mi o czym ona jest i teraz wiem, że będę ją omijać szerokim łukiem ;)
Kurde, a sama fabuła brzmi tak zarąbiście ciekawie, a tu taki klops ;P Chodzenie po dnie to już w ogóle masakra..
OdpowiedzUsuńIntuicja mnie nie zawiodła! Widziałam tę książkę w Matrasie, już szłam z nią do kasy, ale po krótkim namyśle odłożyłam ją na półkę. Cieszę się, że nie zmarnowałam swojego czasu i pieniędzy.
OdpowiedzUsuńNa szczęście są lepsze antyutopie, np. Delirium. :)
jedno spojrzenie na okładkę i od razu widać, że to Amber... okropnie im to wychodzi :) a ksiązkę sobie oczywiście odpuszczam!
OdpowiedzUsuńWłaśnie miałam takie przeczucie, że ta książka to nic ciekawego i nie warto tracić na nią czas. :)
OdpowiedzUsuńWow, ale pojechałaś w tej recenzji:D I niesamowite, że w paru słowach udało ci się wzbudzić we mnie ochotę na tę książkę! Na szczęście oprzytomniałam po przeczytaniu o kukłach zamiast bohaterów i braku emocji, prawdziwego niebezpieczeństwa. Dobrze, że do ciebie zajrzałam, bo faktycznie zaciekawił mnie opis "Eve" i miałam zamiar stracić na nią czas...
OdpowiedzUsuńNie jest taka zła. Miała kilka mankamentów, ale w ogólnym rozrachunku nawet ją polubiłam;). Ciekawe jak wypadnie drugi tom?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Chciałabym sama ją przeczytać,a le chyba nie w najbliższym czasie (:
OdpowiedzUsuńAjajaj no cóż, nadal jak będę miała okazję to sięgnę z czystej ciekawości ;D Ale czy wytrwam do jej końca, to sie okaże.
OdpowiedzUsuńPięknie pojechałaś! :D No właśnie mi się okładka nie podoba, a po recenzji widać, że treść też nie za wiele wnosi... Szkoda, zazwyczaj antyutopie całkiem nieźle wychodzą. ;< Może przeczytam, ale nie kupię. :D
OdpowiedzUsuń