Książka, która zmiażdżyła konkurencję w Goodreads Choice Awards 2012!
John
Green
Gwiazd
naszych wina
Przeł. Magda Białoń-Chalecka
* polska
premiera 6 lutego 2013
* od
ponad roku bestseller „New York Timesa”
* powieść
roku 2012 wg „Time”
* autor
roku wg „Entertainment Weekly”
* laureatka
najważniejszej nagrody czytelników w USA: Goodreads Choice
Awards 2012
* nr
1 „Wall Street Journal”
* polecana
przez „Booklist”
* przekład
na kilkadziesiąt języków
* wkrótce
film
w produkcji Fox 2000
* świetne
recenzje w „The
Guardian”,
„New
York Timesie”,
National
Public Radio,
„Huffington
Post”,
„Washington
Post”,
na GoodReads
i in.
Hazel ma szesnaście lat, a jednym z nieodłącznych elementów jej życia jest aparat tlenowy imieniem Philip. Odkąd trzy lata temu zachorowała na raka, nie chodzi do szkoły, spędzając dni głównie na czytaniu (zwłaszcza ukochanej książki) i oglądaniu „America's Next Top Model”. Jednak gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje Augustusa, w jej życiu następuje zwrot o 180 stopni. Czeka ją podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Gwiazd naszych wina Johna Greena jest wnikliwa i odważna, zabawna i ironiczna. Autor, pisząc o nastolatkach, ale nie tylko dla nich, w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości.
Gwiazd naszych wina Johna Greena jest wnikliwa i odważna, zabawna i ironiczna. Autor, pisząc o nastolatkach, ale nie tylko dla nich, w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości.
FRAGMENT:
Gwiazd naszych wina
John Green
Przełożyła Magda Białoń-Chalecka
1
Pod koniec zimy siedemnastego roku mojego życia mama stwierdziła, że wpadłam w depresję. Zapewne doszła do tego wniosku, bo rzadko wychodziłam z domu, spędzałam długie godziny w łóżku, ciągle czytałam tę samą książkę, mało co jadłam i całkiem sporo wolnego czasu, którego miałam w nadmiarze, poświęcałam na rozmyślania o śmierci.
W każdej ulotce, na każdej stronie internetowej i w ogóle we wszelkich materiałach dotyczących raka wśród efektów ubocznych choroby zawsze wymieniana jest depresja. Lecz tak naprawdę ona nie jest skutkiem ubocznym raka. Depresja jest skutkiem ubocznym umierania. (Zresztą rak też jest skutkiem ubocznym umierania. Właściwie prawie wszystko nim jest). Tak czy siak, mama uznała, że potrzebuję pomocy, więc zawiozła mnie do lekarza rodzinnego, doktora Jima, który przyznał, że rzeczywiście tonę w totalnie obezwładniającej depresji klinicznej, a zatem należy zaordynować mi odpowiednie leki, a ponadto wysłać mnie na cotygodniowe zajęcia grupy wsparcia.
Do grupy, której skład bezustannie się zmieniał, należeli młodzi ludzie na różnych etapach rozwoju choroby nowotworowej. Dlaczego jej skład się zmieniał? Efekt uboczny umierania.
Oczywiście, spotkania grupy były koszmarnie przygnębiające. Odbywały się co środa w podziemiu kościoła episkopalnego, mieszczącego się w kamiennym gmachu zbudowanym na planie krzyża. Siadaliśmy wszyscy w kręgu, w samym środku tego krzyża, dokładnie tam, gdzie nałożyłyby się na siebie dwie belki i gdzie znalazłoby się serce Jezusa.
Zwróciłam na to uwagę, ponieważ Patrick, lider grupy wsparcia i jej jedyny pełnoletni uczestnik, na każdym koszmarnym spotkaniu mówił o uświęconym Sercu Jezusa i o tym, jak to my, młodzi chorzy na raka, siedzimy dokładnie w samym jego środku i tak dalej.
A oto jak przebiegały spotkania w Sercu Bożym: sześcioro, siedmioro albo dziesięcioro nastolatków wchodziło/wjeżdżało na wózkach do sali, raczyło się nędznym poczęstunkiem złożonym z ciasteczek i lemoniady, siadało w Kręgu Zaufania i wysłuchiwało Patricka, który po raz tysięczny relacjonował przygnębiającą historię swojego życia, czyli mówił o tym, że miał nowotwór jąder i lekarze uważali, że umrze, ale nie umarł, i proszę – oto on, nadal żywy, zupełnie dorosły, w kościelnej piwnicy, w sto trzydziestym siódmym najładniejszym mieście Ameryki, rozwiedziony, uzależniony od gier komputerowych, niemający przyjaciół, ledwie wiążący koniec z końcem dzięki eksploatowaniu swojej nowotworowej przeszłości, mozolnie dążący do zdobycia dyplomu magisterskiego, choć on i tak nie poprawi jego perspektyw zawodowych, czekający, jak my wszyscy, na miecz Damoklesa, niosący wyzwolenie, któremu umknął wiele lat temu, gdy rak odebrał mu oba jajka, lecz oszczędził to, co tylko najbardziej wspaniałomyślny człowiek mógłby nazwać życiem.
I TY TEŻ MOŻESZ MIEĆ TYLE SZCZĘŚCIA!
Potem się przedstawialiśmy: Imię. Wiek. Diagnoza. I jak się dzisiaj czujemy. Jestem Hazel, mówiłam, gdy nadchodziła moja kolej. Szesnaście lat. Pierwotnie rak tarczycy, z imponującą satelitarną kolonią od dawna osiadłą w płucach. I czuję się dobrze.
Gdy już prezentacje obeszły całe kółko, Patrick zawsze pytał, czy ktoś chciałby się podzielić swoimi przeżyciami. I wówczas zaczynało się prawdziwe pandemonium wsparcia: wszyscy opowiadali o sile, walce i wygrywaniu, o remisji i tomografii. Muszę oddać sprawiedliwość Patrickowi: pozwalał nam też mówić o śmierci. Ale większość obecnych nie umierała. Większość miała dożyć wieku dorosłego, tak jak on.
(Co oznaczało, że wszystko to było podszyte sporą dozą rywalizacji, ponieważ każdy chciał pokonać nie tylko nowotwór, ale też pozostałych obecnych w sali. Zdaję sobie sprawę, że to nieracjonalne, ale kiedy ci oznajmiają, że masz na przykład dwadzieścia procent szans na przeżycie pięciu lat, włącza się matematyka i uświadamiasz sobie, że to jak jeden do pięciu… Rozglądasz się więc i kalkulujesz tak, jak by to zrobiła każda zdrowa osoba: muszę przeżyć czworo z tu obecnych).
Jedynym pozytywnym akcentem na tych spotkaniach był chłopak imieniem Isaac, chudy młodzieniec o pociągłej twarzy i prostych, jasnych włosach opadających na jedno oko. To właśnie oczy były jego problemem. Trafił mu się jakiś fantastycznie nieprawdopodobny nowotwór oczu. Jedno usunięto mu, gdy był dzieckiem, a teraz nosił koszmarnie grube okulary, przez które jego oczy (i to prawdziwe, i to szklane) wyglądały na nadnaturalnie ogromne, tak jakby cała głowa składała się głównie z gałek ocznych. Z tego, czego zdołałam się dowiedzieć przy tych rzadkich okazjach, kiedy Isaac dzielił się przeżyciami z grupą, nawrót choroby stanowił śmiertelne zagrożenie dla jego drugiego oka.
Porozumiewaliśmy się z Isaakiem niemalże wyłącznie za pomocą westchnień. Za każdym razem, gdy ktoś rekomendował nową dietę antynowotworową, wdychanie zmielonej płetwy rekina czy coś w tym rodzaju, chłopak zerkał na mnie i wzdychał dyskretnie. Ja nieznacznie kręciłam głową i wzdychałam w odpowiedzi.
A zatem grupa wsparcia była kompletnie denna i po kilku tygodniach na samą myśl o niej miałam ochotę kopać i wrzeszczeć. Akurat tej środy, kiedy miałam poznać Augustusa Watersa, siedziałam na kanapie z mamą i oglądałam trzeci etap dwunastogodzinnego maratonu z poprzedniego sezonu America’s Next Top Model (który, prawdę mówiąc, już widziałam, ale co tam), wszelkimi sposobami usiłując się wykręcić od wyjścia z domu.
Ja: Odmawiam chodzenia na grupę wsparcia.
Mama: Jednym z symptomów depresji jest brak zainteresowania formami aktywnego spędzania czasu.
Ja: Proszę, pozwól mi oglądać America’s Next Top Model. To jest aktywne spędzanie czasu.
Mama: To jest pasywne spędzanie czasu.
Ja: Mamo! Proszę.
Mama: Hazel, jesteś już nastolatką, nie małym dzieckiem. Musisz mieć przyjaciół, wychodzić z domu i prowadzić normalne życie.
Ja: Jeżeli chcesz, żebym była nastolatką, nie posyłaj mnie na grupę wsparcia. Kup mi fałszywy dowód osobisty, żebym mogła chodzić do klubów, pić wódkę i brać haszysz.
Mama: Zacznijmy od tego, że haszyszu się nie bierze.
Ja: Widzisz, wiedziałabym takie rzeczy, gdybyś załatwiła mi fałszywy dowód.
Mama: Pójdziesz na grupę wsparcia.
Ja: Błeee!
Mama: Hazel, zasługujesz na normalne życie.
To zamknęło mi usta, choć nie bardzo rozumiałam, jak uczestniczenie w spotkaniach grupy wsparcia wpasowuje się w definicję „normalnego życia”. Zgodziłam się pójść – jednak najpierw wynegocjowałam prawo do nagrania półtora odcinka programu, który miał mnie ominąć.
Chodziłam na grupę wsparcia z tych samych powodów, z których pozwalałam pielęgniarkom po zaledwie półtorarocznej edukacji truć mnie chemikaliami o egzotycznych nazwach: chciałam zadowolić rodziców. Na tym świecie jest tylko jedna rzecz okropniejsza niż umieranie na raka w wieku szesnastu lat, a jest nią posiadanie dziecka, które na tego raka umiera.
Cały tekst możesz przeczytać, klikając na poniższy baner :)
ALBO możesz pobrać plik na swój komputer - TU!
Już wkrótce podzielę się z Wami opinią o tej książce - właśnie jestem w trakcie lektury :) Ponadto razem z wydawnictwem Bukowy Las zorganizuję konkurs, w którym będzie można wygrać powieść Johna Greena! Szczegóły niedługo :D
Nie mogę się doczekać kiedy po nią sięgnę i tym bardziej Ci zazdroszczę, że ją już czytasz.
OdpowiedzUsuńczego tu zazdrościć? Książkę mam na półce od 4 miesięcy. Znajomość języka angielskiego DUŻO daje :D
UsuńTa książka od wielu miesięcy nie schodzi z niemieckich list bestsellerów. Podobno jest niesamowita, głęboka, poruszająca, ale bez taniego sentymentalizmu. Nie wiedziałam, że ją szykują do wydania w Polsce, tym bardziej mnie to cieszy!
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie się czytało fragment. Za niedługo zbankrutuję od tej ilości książek do kupienia ;)
OdpowiedzUsuńKonkurssss...Taak...Ciekawi mnie co tym razem wymyślisz :)
Ciekawy fragment, chętnie sięgnę po tą książkę ale najpierw poczekam na konkurs. :)
OdpowiedzUsuńObiecałam sobie, że fragment przeczytam i nie przeczytałam. Ahh, ta ambitna ja. Powiem jednak, że książka ciekawi;)
OdpowiedzUsuńKsiążka już do mnie idzie. Też jestem jej bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńJedna z tych książek, które NA PEWNO zakupię i przeczytam w tym roku. Tylko najpierw trzeba odpokutować ostatnie obfite zakupy.
OdpowiedzUsuńCzytajcie, czytajcie, zaryzykuję stwierdzeniem, że się nie zawiedziecie! Jak spojrzałam na banner i zobaczyłam te słowa ,,Okay? Okay." to mi się łzy w oczach zakręciły na samo wspomnienie. Moja recenzja i tak nie oddała niesamowitości tej historii.
OdpowiedzUsuńTa książka jest totalnym zaprzeczeniem taniego sentymentalizmu; mam nadzieję, że wydawnictwo nie poprzestanie na jednym tytule spod pióra tego autora.
Podobał mi się ten fragment. Nie czytałam jeszcze takiej historii, a chciałabym bardzo.
OdpowiedzUsuńFragment bardzo ciekawy. Muszę przeczytać te książkę.
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na Twoją opinię :)
OdpowiedzUsuńTematyka w sam raz dla mnie. Widziałam tę książkę już w zapowiedziach i nie mogę doczekać się, kiedy będę miała okazję do zapoznania się z nią.
OdpowiedzUsuńzapowiada się świetnie. :)
OdpowiedzUsuńPóki co mnie nie interesuje, aczkolwiek może to być rzeczywiście dobra lektura :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się bardzo ciekawie:))
OdpowiedzUsuńSame pozytywne opinie zbiera ta książka, a więc jest ona dla mnie nowym numerem jeden na liście must have!
OdpowiedzUsuńIntryguje, to na pewno. Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKonkurs z tą książką?! No to trzeba się będzie postarać *_*
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, czekam zatem na wieści o konkursie:))
OdpowiedzUsuń