„JEGO USTA BYŁY
ZIMNE JAK ŚNIEG,
ale biło z nich ciepło jedwabnej czerwonej tkaniny, tkaniny z pokładu statku. Poczuła jego język i pomyślała o wilku. „A jeśli to prawda? Jeśli ta baśń jest prawdziwa? Pocałunek i śmiertelne ugryzienie w kark. Wszystko się zgadza. Co, jeśli właśnie całuję mordercę?”.
Anna i Abel – historia miłości, rozwiewająca wszelkie wątpliwości.”
Powieść wita nas niezwykle mocnym prologiem, który uświadamia odbiorcy, że to nie będzie lekka opowieść o nastoletniej miłości. Mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że to wcale nie jest książka dla nastolatków. Narrator wszechwiedzący przedstawia nam wydarzenia z punktu widzenia różnych bohaterów, jednocześnie potęgując napięcie grozy, cichego niebezpieczeństwa czającego się w mroźnym, zimowym krajobrazie i szarej, tonącej w mroku klatce schodowej betonowego bloku mieszkalnego. Język powieści jest piękny, poetycki, niesamowicie wciągający, a jednocześnie prosty. Pojawia się wiele niedopowiedzeń, które sprawiają, że historia nabiera głębszego sensu, do którego każdy czytelnik musi dotrzeć samemu. Atmosfera książki jest wyjątkowo mroczna, klimat wręcz magiczny. Powieść Michaelis ma w sobie coś ze skandynawskiego ducha – złowrogiego, niebezpiecznego, ale niepozbawionego chłodnego, czystego piękna.
„Najtrudniej jest wybaczyć samemu sobie.”
ale biło z nich ciepło jedwabnej czerwonej tkaniny, tkaniny z pokładu statku. Poczuła jego język i pomyślała o wilku. „A jeśli to prawda? Jeśli ta baśń jest prawdziwa? Pocałunek i śmiertelne ugryzienie w kark. Wszystko się zgadza. Co, jeśli właśnie całuję mordercę?”.
Anna i Abel – historia miłości, rozwiewająca wszelkie wątpliwości.”
W nadmorskim miasteczku w Niemczech mieszka siedemnastoletnia Anna Leemann. Ma wszystko to, o czym marzą jej rówieśniczki: najlepszą przyjaciółkę, wielkie plany na przyszłość, kochających rodziców oraz swój własny, niebieski świat. Pewnego dnia dziewczyna znajduje w szkole szmacianą lalkę.
Okazuje się, że zguba należy do siostry jednego z uczniów, którego nazywają 'polskim handlarzem pasmanterii'.
Ale czy ubrany w starą, wojskową kurtkę i czarną czapkę młodzieniec jest tylko dealerem, czy
może skrywa też drugie oblicze? Od tej lalki wszystko się zaczyna
– Anna poznaje Abla
Tannateka i jego siostrzyczkę Michi, dla której chłopak snuje niezwykłą baśń. Baśń o Małej Królowej, która musi uciekać ze swojej tonącej wyspy, a jej największym skarbem jest czyste, diamentowe serce. Anna czuje, że opowieść Abla wciąga ją coraz bardziej, granice pomiędzy światem rzeczywistym a baśnią zacierają się... Lecz czy to
aby na pewno tylko niewinna bajka?
Baśniarz to moje
pierwsze spotkanie z twórczością Antonii Michaelis, autorki
m.in. Tygrysiego księżyca czy Lato w Ammerlo.
Przyznam, że od pierwszej chwili, gdy zobaczyłam okładkę
i tytuł powieści, wiedziałam, że muszę, po prostu MUSZĘ
przeczytać tę książkę. I przyznam, że
jestem miło zaskoczona, gdyż lektura Baśniarza okazała się jeszcze lepsza, niż zakładałam.
„- Młoda damo, czy
mogę służyć chusteczką. Pani płacze.
- Och, rzeczywiście.
Widzi pan, a ja myślałam, że się śmieję. Jak bardzo można się
pomylić.”
Powieść wita nas niezwykle mocnym prologiem, który uświadamia odbiorcy, że to nie będzie lekka opowieść o nastoletniej miłości. Mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że to wcale nie jest książka dla nastolatków. Narrator wszechwiedzący przedstawia nam wydarzenia z punktu widzenia różnych bohaterów, jednocześnie potęgując napięcie grozy, cichego niebezpieczeństwa czającego się w mroźnym, zimowym krajobrazie i szarej, tonącej w mroku klatce schodowej betonowego bloku mieszkalnego. Język powieści jest piękny, poetycki, niesamowicie wciągający, a jednocześnie prosty. Pojawia się wiele niedopowiedzeń, które sprawiają, że historia nabiera głębszego sensu, do którego każdy czytelnik musi dotrzeć samemu. Atmosfera książki jest wyjątkowo mroczna, klimat wręcz magiczny. Powieść Michaelis ma w sobie coś ze skandynawskiego ducha – złowrogiego, niebezpiecznego, ale niepozbawionego chłodnego, czystego piękna.
„Najtrudniej jest wybaczyć samemu sobie.”
Baśniarz łączy w sobie różne gatunki – od
powieści obyczajowej, poprzez naprawdę intrygujący kryminał, na
dramacie i romansie kończąc. A jednocześnie to opowieść o życiu – niełatwym i naznaczonym cierpieniem oraz niezrozumieniem. I o baśni, która niesie ze sobą ważne przesłanie. Niezwykłość historii polega na tym, że oba te światy splatają się ze sobą, tworząc jeden, nierozerwalny organizm. Dzięki temu właśnie powieść nabiera nierzeczywistego wymiaru – czytelnik nawet nie zauważa, kiedy bajka Abla wciąga go głęboko w swoją fabułę, trzymając w napięciu do ostatniej strony, do ostatniego słowa.
Kolejnym atutem są realistyczni bohaterowie – każdy z nich jest inny, oryginalny, a jednocześnie trudny do rozgryzienia. I w zasadzie to dzięki nim wątek kryminalny nie jest tak prosty do rozwiązania, jak się początkowo wydaje. Choć nie ukrywam, że kilku rzeczy się domyśliłam.
Niestety nie mogę pominąć też minusów, ale nie dotyczą one bezpośrednio dzieła Antonii, lecz polskiego wydania. Tylu błędów nie znalazłam chyba jeszcze w żadnej książce! Literówki, braki spacji oraz przemieszanie dialogów z narracją – irytowało mnie to niemiłosiernie. Szkoda, że tak piękna historia została ubrana w niedopracowane, rozpadające się w niektórych miejscach opakowanie.
Kolejnym atutem są realistyczni bohaterowie – każdy z nich jest inny, oryginalny, a jednocześnie trudny do rozgryzienia. I w zasadzie to dzięki nim wątek kryminalny nie jest tak prosty do rozwiązania, jak się początkowo wydaje. Choć nie ukrywam, że kilku rzeczy się domyśliłam.
Niestety nie mogę pominąć też minusów, ale nie dotyczą one bezpośrednio dzieła Antonii, lecz polskiego wydania. Tylu błędów nie znalazłam chyba jeszcze w żadnej książce! Literówki, braki spacji oraz przemieszanie dialogów z narracją – irytowało mnie to niemiłosiernie. Szkoda, że tak piękna historia została ubrana w niedopracowane, rozpadające się w niektórych miejscach opakowanie.
„Baśniarzu, dokąd
żegluje ten statek, na którego pokładzie się znajdujemy?
Dokąd prowadzi twoja baśń?”
Przyznam, że po przeczytaniu Baśniarza czułam się jakaś... niepełna. Jakby część mnie została tam, w tej historii, u boku ukochanych bohaterów.
Jakby nie do końca dotarło do mnie, że to już koniec, że
przewróciłam ostatnią kartkę i nie ma nic więcej, że czas
się pożegnać i odłożyć książkę na półkę. A wtedy
przyszedł smutek i łzy. Nie ukrywam, Baśniarz porwał mnie
do magicznego świata opowieści Abla, gdzie Mała Królowa ze
swoimi przyjaciółmi przemierza bezkresny ocean na zielonym
statku z żółtym sterem. I szczerze mówiąc
popłynęłabym z nimi dalej, gdyby to było możliwe. W rytm utworów Leonarda
Cohena (którego fragmenty tekstów piosenek zostały wpasowane w fabułę) poznajemy naprawdę oryginalną, mocną lekturę. Dlatego
polecam Wam tę książkę, życząc udanej, niezapomnianej przygody
u boku Anny i Abla oraz małej Michi. Myślę, że dla każdego
będzie to podróż jedyna w swoim rodzaju. Bo pomimo
baśniowego klimatu, jest w niej cholernie dużo realizmu i trudów codzienności, których czasem my, ludzie żyjący w swoich
własnych bańkach mydlanych, całkowicie nie dostrzegamy. A może
nie chcemy ich dostrzec? Daję zasłużone 6/6!
Original:
I niesamowity trailer - ma klimat!
Oraz utwór Cohena, który towarzyszył mi w rozmyślaniach nad niezwykłością Baśniarza :)