Chyba każdy z nas ma swoje ulubione produkcje, do których chętnie wraca i które zwyczajnie potrafią poprawić humor? Ja też takie mam. Za każdym razem, kiedy jestem w dołku albo zwyczajnie nie mam ochoty na nic nowego, sięgam po sprawdzone filmy, przy których zawsze się dobrze bawię i które podnoszą mnie na duchu. ZAWSZE. Oto piątka moich ulubieńców.
Oświadczyny po irlandzku (Leap Year, 2010)
Na pierwszym miejscu od wielu lat utrzymuje się Leap Year. Ten film jest po prostu genialny! Dwójka głównych bohaterów nie mogłaby się bardziej od siebie różnić, a jednak… Niesamowita, romantyczna opowieść, świetna muzyka i piękne, irlandzkie krajobrazy. Tysiąc razy tak!
Ja cię kocham a ty śpisz (While you were sleeping, 1995)
Drugie miejsce zajmuje dosyć stary film z Sandrą Bullock w roli głównej. Pamiętam, że obejrzałam ten film jako mała dziewczynka i jakoś niespecjalnie mnie zainteresował. Jednak pół roku temu odkryłam jego magię i od tamtego czasu wracam do niego nieustannie, zwłaszcza w gorszych dniach. Choć akcja rozpoczyna się w Boże Narodzenie, można tę historię oglądać o każdej porze roku. Ale do tego polecam kubek gorącej czekolady i wygodny fotel.
Dziennik Bridget Jones (Bridget Jones’s Diary, 2001)
Och, czasem sama jestem taką Bridget – nieogarniętą babą, która ciągle pakuje się w tarapaty. Jak tu nie pokochać tej szalonej Angielki? Opowieść o pannie Jones towarzyszy mi od wielu, wielu lat. I za każdym razem bawię się przy tym filmie tak samo dobrze. Kolejne części też są cudowne (ta ostatnia naprawdę mnie zaskoczyła, bardzo dobre babskie kino!), ale do pierwszej produkcji zawsze będę miała największy sentyment. Kocham Bridget!
Narzeczony mimo woli (The Proposal, 2009)
I kolejny film z Sandrą, do którego wracam tak chętnie. Jest coś w tej opowieści, co mnie do niej przyciąga. Zwyczajnie lubię wracać do tego filmu – przystojny Ryan, piękna Sandra, Alaska i powoli rodzące się uczucie pomiędzy ludźmi, którzy teoretycznie różnią się od siebie tak diametralnie. Ale to nie tylko opowieść o romansie, to także opowieść o domu, o więzach rodzinnych i wzajemnym zrozumieniu. Warto znać.
Dziś 13 jutro 30 (13 going on 30, 2004)
Przez wiele lat (będąc nastolatką) katowałam ten film do porzygu. I choć teraz troszkę przystopowałam z oglądaniem historii Jenny i Matta, wciąż jest to jeden z tych filmów, do których wracam w chwili kryzysu czy dołka. Pozytywna, nieco zakręcona historia o pragnieniach i pogrzebach, niosąca ze sobą naprawdę ważne przesłanie. Pewnych rzeczy jednak w życiu nie można cofnąć, warto więc pomyśleć zawczasu. To absolutnie niesamowita opowieść okraszona świetną muzyką!
Ojej, czyżby wszystkie moje "filmy na doła" okazały się komediami romantycznymi? UPS xD Znacie te tytuły? Jeśli nie, szczerze je Wam polecam :) Do których filmów najchętniej wracacie?