„Wibrująca kolorami, zapachami i smakami kuchni powieść, kipiąca nimi aż po brzegi kart, serwuje rubaszną biesiadę ze słów o rodzinie, narodowościach i tajnikach dobrego smaku.
Hassan Haji to zdumiewający smakosz, który w tej uroczej książce opowiada dzieje swojego życia. Bohater prowadził w Bombaju skromną restaurację. Zmuszony do emigracji, osiedla się we francuskiej wsi Lumiere, naprzeciwko znanego francuskiego kucharza i zakłada tam maleńką restaurację. Jej wielki sukces wywołuje międzykulturową wojnę.”
Po powieść Richarda C. Moraisa sięgnęłam w dużej mierze ze względu na ekranizację powieści – jestem zwolenniczką zasady „najpierw książka, potem film”. Poza tym do lektury przekonały mnie niezwykle entuzjastyczne opinie zamieszczone na okładce polskiego wydania głoszące m.in., że jest to „najlepsza powieść wszech czasów, osadzona w świecie kulinariów”. Jak się więc nie skusić na tak smakowity kąsek? Niestety okazało się, że Podróż na sto stóp nie jest tak pyszna, jak mi obiecywano.
Hassan Haji, główny bohater i jednocześnie narrator powieści, od najmłodszych lat wychowywany był w miłości od indyjskiej kuchni – jego dziadek i ojciec wpoili mu zamiłowanie do tradycyjnych, indyjskich smaków, które później, dzięki ciężkiej pracy chłopca, zaowocowały niezwykłymi kulinarnymi dziełami. Hassan okazał się być po prostu stworzonym do gotowania. Historia utalentowanego bohatera i jego rodziny przedstawiona została niezwykle plastycznie i barwnie – wczytując się w kolejne rozdziały, niemal otaczał mnie zapach curry i indyjskich potraw, których nigdy nie było mi dane poznać, a które dzięki tej książce okazały się być obietnicą niezwykłej uczty smaków. Myślę, że narracja bohatera jest tu największym atutem powieści, bowiem pozwala czytelnikowi przenieść się do Indii i poznać kulturę tak odległą i inną od naszej. Niestety na tym się kończą plusy tej książki.
Podzielona na cztery części opowieść Hassana przedstawia nam różne etapy w życiu młodzieńca – od narodzin i dzieciństwa w Mumbaju, po podróż do Europy i przygodę życia we francuskim Lumiere i Paryżu. Wydawałoby się więc, że wszystko ma swój sens, że w końcu coś się wydarzy, zaskoczy odbiorcę, że fabuła będzie miała w sobie jakiś element, który stanie się centrum wydarzeń, motorem napędowym, czymkolwiek. Ale jednak nic takiego nie następuje. Cała historia rozwija się leniwie, w zasadzie niczym nie przyciągając czytelnika. Muszę nawet przyznać, że momentami jest strasznie nudna. Dopiero poznanie Madame Mallory, prowodyrki niemałych problemów rodziny Hassana, nadaje książce odrobiny rumieńców. Wciąż jednak było dla mnie zbyt nudno, by historia mogła mi się szalenie spodobać i mnie wciągnąć.
Podróż na sto stóp to specyficzna lektura, z pewnością nie dla każdego czytelnika. To książka idealna dla osób, które lubią delektować się smakiem słowa, które doceniają malownicze opisy ze świata kulinariów i po prostu odnajdują radość z czytania o… jedzeniu. Dzieło Moraisa ma w sobie klimat, który niewątpliwie przyciągnie niejednego odbiorcę, mamiąc go zapachami egzotycznych potraw. Doceniam narrację Hassana oraz niezwykle realistyczne przedstawienie miejsca, z którego pochodził bohater – dzięki jego historii choć na chwilę mogłam się przenieść do Indii, a później wyruszyć w podróż po Europie. Niestety książka jako całość wypada słabo – trochę się przy niej męczyłam, wciąż licząc na jakiś przytup, coś przykuwającego uwagę, pobudzającego serce do żywszego bicia. Niestety nic takiego nie nastąpiło. Niemniej za przyjemną narrację oraz świetną kreację głównego bohatera, powieść Moraisa otrzymuje ode mnie ocenę 4-/6.
Original: The Hundred Foot Journey
Wydawca: Bellona
Data wydania: 25.09.2013 / 24.07.2014 (wydanie z filmową okładką)
Ilość stron: 312
Za książkę dziękuje wydawnictwu Bellona :)
Indie to nie mój klimat, ale jedzenie...? Owszem - lubię czytać o jedzeniu, jeśli jest ono doprawione szczyptą emocji. Raczej sobie odpuszczę tą książkę, ale może mojej przyjaciółce przypadłaby do gustu - kocha ten kraj ;)
OdpowiedzUsuńJedzenie a i owszem ubóstwiam, ale nie wiem czy potrafiłabym się delektować każdym słowem. Indie również mnie jakoś nie przekonują.
OdpowiedzUsuńCzytanie o jedzeniu jak dal mnie nie brzmi zbyt zachęcająco... Jeśli miałabym książkę przeczytać to tylko dla klimatu Indii, nic więcej mnie tu nie pociąga.
OdpowiedzUsuńKlimat Indii jest, więc może Ci się spodoba :)
UsuńJuż wiem, że to na pewno nie jest książka dla mnie, ponieważ rozbudowane wątki kulinarne w powieściach mnie nudzą. A skoro w zasadzie nic innego się w tej historii nie dzieje, to będę omijać "Podróż na sto stóp" szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńLubię rozbudowane wątku kulinarne, lubię generalnie czytać o kuchni. Ale Indie, sama nie wiem. Nie jestem do końca przekonana.
OdpowiedzUsuńBardzo dziwna sprawa z tą książką, gdyż z tego co pamiętam natykałam się na same poZytywne oceny. Od samego początku nie przykuła mojej uwagi i jak widać, dobrze. Nic nie straciłam. Indyjska kuchnia może być fajna na drugim planie z ciekawą fabułą i tłem :)
OdpowiedzUsuńZabrakło *ale :)
UsuńJak czytam o jedzeniu to zaczynam jeść :) cóż, najwyżej trochę przytyję, ale sobie nie odpuszczę tej książki :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
O książce dowiedziałam się przypadkiem, bo właściwie skusił mnie zwiastun filmu. Póki co nie zapoznałam się z żadną wersją - ekranizacja jakoś mi umknęła, a zainteresowanie książką nieco upadło po lekturze wielu negatywnych recenzji. Sama nie wiem, czy to opowieść dla mnie - jeśli dużo w niej "malowniczych opisów", pewnie szybko bym się zniechęciła.
OdpowiedzUsuńO nieee. :( Szkoda, wielka szkoda. Tym bardziej, że jeśli długo nic się w książce ciekawego nie dzieje, to ja popadam po prostu w załamanie nerwowe. :( Tak się między innymi sprawa miała z "19 razy Katherine" Greena, która teraz jest jedną z najbardziej znienawidzonych przeze mnie pozycji. Myślę, że chwilowo odpuszczę sobie "Podróż na sto stóp". :( Chyba tym razem skupię się na filmie, a jeśli on mnie zaintryguje... Kto wie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Myślę, że obejrzenie filmu najpierw to dobra opcja - ja wolałam wpierw poznać wersję literacką, ale może to był błąd? Może znając ekranizację, podeszłabym do tej książki z większym zrozumieniem i entuzjazmem. Nie wiem... Ale nie mogę powiedzieć, że książka jest całkowicie zła - jest specyficzna, dla konkretnego odbiorcy.
UsuńMiałam obejrzeć film na podstawie tej książki, ale w końcu wybrałam inny. Szkoda, że książka okazała się gorsza niż oczekiwałaś. Może film spodoba się bardziej? Ja nadal mam go w planach, a jeśli wywrze na mnie dobre wrażenie, może skuszę się na książkę. :> Chociaż powinnam zrobić odwrotnie... Ale trudno :>
OdpowiedzUsuń